Choć z falą nienawiści, jaka przetoczyła się przez nasz kraj w 2015 roku, nie mieliśmy już do czynienia na porównywalną skalę, to wciąż wyrażając w polskiej przestrzeni publicznej troskę o los uchodźców przybywających do Europy z krajów Bliskiego Wschodu i Afryki, łatwo spotkać się z reakcjami bardzo negatywnymi. Nie będę próbował dogłębnie dociekać, skąd te reakcje, ale wyrażę bardzo subiektywne credo.
Czy sprawa dotyczy po prostu braku empatii, nieumiejętności wczucia się w sytuację osób, które tak bardzo potrzebują pomocy i akceptacji? Gdyby tak faktycznie było, to tylko opadłyby mi ręce i usiadłbym załamany w najciemniejszym kącie. Nie wierzę, że tak jest – myślę, że sporo z nas jest w stanie zdobyć się na uczucie empatii w stosunku do tych ludzi, jednakże jakiekolwiek przebłyski empatii są zagłuszane przez bardzo silną ksenofobię, odwołującą się najczęściej do kategorii, wobec których trudno zachować obojętność – takich jak poczucie bezpieczeństwa czy tożsamość kulturowa. Ta ksenofobia odczłowiecza uchodźców; język, jakiego używa, próbuje zaklinać rzeczywistość, odbierając prawo do godności osobom, na widok których w naturalny sposób rodzi się w nas współczucie.
Nie zagłuszajmy w sobie tego naturalnego współczucia. Widząc, jak silne są tendencje ksenofobiczne w naszym kraju, pielęgnujmy ten naturalny ludzki odruch. Nie wynajdujmy tysięcy powodów, dla których należałoby rzekomo powstrzymać napływających do Europy uchodźców, bo są tysiące osób, które już to robią za nas i niestety w Polsce czynią to na tyle skutecznie, że premier nie wstydzi się publicznie okazywać dumy z decyzji o nieprzyjmowaniu uchodźców.
Jeżeli czuję choć odrobinę empatii – wiedząc, że jest czymś dobrym – niech spróbuję sięgnąć po rzetelną pomoc, którą znajdę m.in. na stronach takich jak uchodzcy.info i refugee.pl – prowadzonych przez inicjatywy, które na co dzień troszczą się o to, by mur, który wyrósł w głowach tak wielu z nas, skruszył się.