Wyszukiwanie

:

Treść strony

Przejazd

Zofijówka - zdjęcie ze zbiorów rodziny Żuławskich w Londynie

„Zofijówka” – jedno takie pięciolecie

07.03.2015

Bydgoska 26 – dom „dwupiętrowy, częściowo podpiwniczony o złożonej bryle rozczłonkowanej z wieżą widokową charakterystyczną dla wielu budynków w tym rejonie”I. Legenda tego miejsca wiąże się z mieszkającą tu swego czasu zaledwie pięciolecie (1921-26) Kazimierą z Hanickich Żuławską (1883-1971). Szlachcianka z Podola, romanistka, tłumaczka, wdowa po Jerzym Żuławskim – młodopolskim poecie, dramaturgu, autorze „Trylogii księżycowej”, przeniosła się tu z Zakopanego, a wraz z nią – aura i ludzie ówczesnej artystycznej bohemy.

 

 

Dr K. Żuławska

Kazimiera ukończyła „studia doktoranckie w Szwajcarii, a jej praca doktorska dotyczyła roli kobiety w teatrze Woltera. Później zaangażowała się w działalność Ligi Kobiet”. Po śmierci Jerzego Żuławskiego, który po wybuchu I wojny zaciągnął się do Legionów Piłsudskiego, a w 1915 roku zmarł w wojennym szpitalu na tyfus, „musiała utrzymywać liczną rodzinę i zmuszona była prowadzić pensjonaty, a w czasie I wojny piekarnię. Nie mogła zapewnić bytu rodzinie tłumaczeniami dramatów z francuskiego. Wszyscy autorzy wspomnień podkreślają siłę charakteru Żuławskiej i jej niezależność”i

Czasy pierwszych lat niepodległościowej euforii były trudne, także dla zakopiańskiej bohemy. Jak wspomina syn Kazimiery, Juliusz Żuławski, „matka – która ze względu na naszą przyszłość (jak wyjaśniła potem) chciała bezwzględnie zerwać z Zakopanem, a nosiła w sobie wizję znajomych jej miast zachodniej Europy – skoncentrowała energię i w tych najmniej sprzyjających okolicznościach zrobiła rzecz, która jej się jakimś dziwnym cudem udała: pojechała do Torunia – jedna z pierwszych w później ogólnym pędzie do tych „ziem odzyskanych” – znalazła posiadłość złożoną z dwóch domów w ogrodzie i błyskawicznie kupiła ją, sprzedając jednocześnie naszą modrzewiową „Ładę”ii. Modrzewiowa „Łada” – zakopiańska willa wybudowana w 1893 r. wg projektu Stanisława Witkiewicza seniora w latach 1910-1920 należała do rodziny Żuławskich, a w styczniu 1928 spłonęłaiii. Co ciekawe, podobny los dotknąć miał bez mała 90 lat później „Zofijówkę”.

„Nowa posiadłość – wspólna własność naszej matki, babci Zosi i cioci Józi [...] składała się z dwóch kamienic wzniesionych z „pruskiego muru” w dużym ogrodzie”iv. Kazimiera urządziła tam pensjonat „wg tradycyjnych zakopiańskich wzorów”, tj. będący nie tylko źródłem utrzymania, lecz i siedliskiem artystów, nieformalnym ośrodkiem kultury. Pensjonat nazwany został „Zofijówką” na cześć matki Kazimiery – „babci Zosi” Hanickiej.

Z tą ostatnią wiąże się zresztą nie tylko nazwa, lecz i pewien wyrazisty, zapamiętany przez Juliusza Żuławskiego rys miejsca. Chodzi o przynależny posiadłości ogród, pełen „jabłoni, grusz, sliw i porzeczkowych krzewów”. Otóż „do tego ogrodu natychmiast znowu zabrała się moja babka, zmieniając pomorskie gusta na podolskie – i znowu musieliśmy go podlewać o zachodzie słońca, a jeszcze na domiar złego zbierać w kosze jabłka, gruszki, śliwki i te piekielne, rozgniatające się w palcach porzeczki corocznie o określonej porze!”v Najmłodsze ówczesne pokolenie Żuławskich nie pałało więc entuzjazmem do owoców, które jednak w trudnych czasach gospodarczego kryzysu i żywności na kartki były atutem i przedmiotem troski ich matki i babki. W roku 1923 toruński magistrat skierował nawet pismo do Żuławskiej, nakazując jej usunięcie otaczającego ogród drutu kolczastego i otrzymał odpowiedź: „Wymieniony drut w niczem nie zagraża bezpieczeństwu przechodniów, broni tylko mojej własności (trawnik) od szkodników niszczących wszystko w moim ogrodzie, jako to: trawę, kwiaty i owoce itp. z trudem i potem wypielęgnowane”. Ten i inne listy podpisywała jako „Dr K. Żuławska”, podkreślając swoją inteligencką tożsamość.

Do „Zofijówki” przyjeżdżali Tymon Niesiołowski, Karol Zawodziński, Stanisław Przybyszewski z żoną. „Pośród mnóstwa interesujących postaci owego czasu mieszkali w pensjonacie generałowie gruzińscy – Czołgaszwili, Bachradze”, aktorzy i aktorki – „niemal połowa zespołu toruńskiego teatru z Krassowskim, Malinowskim, Malanowicz-Niedzielską i Wilkoszewską na czele. Od czasu do czasu przyjeżdżał Juliusz Osterwa. Kompozytor Marceli Popławski stał się domownikiem i przyjacielem naszym aż do swojej śmierci”vi. Marceli Popławski – kompozytor, nauczyciel gry na skrzypcach i dyrektor toruńskiego Konserwatorium Pomorskiego Towarzystwa Muzycznego w latach 1920-1931, jak Kazimiera Żuławska pochodził z Podola – i nie tylko to ich łączyło, byli bowiem w związkuvii Do roku 1924 Popławski był także kierownikiem muzycznym Teatru Miejskiego (dzisiejszego Horzycy) w Toruniu.

Jak pisze Juliusz Żuławski, poza mieszkańcami pensjonatu Kazimiera miała także stałych, płatnych lokatorów, mieszkających tam zapewne dłużej niż właścicielka, wywodzących się jeszcze z czasów pruskich. „Od ulicy, przed frontem większej z kamienic, rosły jawory, kasztany i potęzna, wyniosła akacja. Na drugim piętrze tej większej kamienicy i w drugiej, mniejszej, na tyłach posesji, mieszkali starzy lokatorzy Niemcy. Toteż w moich wspomnieniach „domem” nazywam tylko parter i pierwsze piętro głównego budynku. I jeszcze drewnianą wieżyczkę nad dachem, która ważną role odegrała w naszych młodociano-towarzyskich dziejach. Te obie kamienice istnieją jeszcze do dziś – tyle, że nowi właściciele pokryli jednolitym tynkiem tak charakterystyczne dla Pomorza belkowania pruskiego muru”viii. Dla wyglądu z czasów „Zofijówki” bardziej od widoku obecnego miarodajny jest więc archiwalny rysunek z r. 1914: nazywała się wtedy jeszcze „Villa Franke” i należała do Rudolfa Schillinga z Berlina. Na ówczesnym rysunku, ukazującym plan przebudowy balkonu ma – podobnie jak budynki dziś tę posesję otaczające – dużo bardziej widoczne elementy drewniane – jeszcze nie zatynkowane; wszystkie balkony z drewna, drewniane poddasze – całość jest dużo lżejsza, bardziej ażurowa. Zupełnie inaczej, masywniej wygląda dziś, pozbawiona owego pruskiego sznytu, tak charakterystycznego dla domów otaczających. Nie tylko lokatorzy mówili więc w czasach pięciolecia „Zofijówki” o pruskiej przeszłości domu wzniesionego dla stolarza Alfreda Pastora w 1876 roku.

Pewne realia wizualne najbliższego otoczenia pozwala odtworzyć inny z archiwalnych obrazków, dowodzący jednocześnie, że pensjonat Kazimiery Żuławskiej nie był jedyną firmą działającą na posesji. Pismo do władz miejskich z 28 VII 1922 mówi: „Proszę o pozwolenie postawienia szyldu na pracownię damskich sukien „Chic parisien” przy sztachetach domu N 26 przy ul. Bydgoskiej”. Podpis – „Kamieńska i Jakobini” kojarzy się z Paryżem w nieco groźnie brzmiącej odsłonie, sugeruje jednak, że szyk paryski również w „Zofijówce” panował. Nie jest to jednak bez wątpienia najistotniejszy obraz, jaki wiąże się z tym pensjonatem.

 

 

Witkaś

„Szanowna i Kochana Pani Kaziu: Winą Pani jest, że tak długo nie pisałem. W pierwszym liście, za który b. dziękuję, nie podała mi Pani adresu. Kartkę zgubiłem. 3 razy się dowiadywałem, zapominałem” (9 V 21)ix. To najczęściej chyba podnoszony dziś w walce o przetrwanie domu argument: osoba niechcianego i niedocenianego w swoich czasach ekscentryka-wizjonera, kilkakrotnie goszczonego i życzliwie przyjmowanego w „Zofijówce”, stała się emblematem nobilitującym miejsce jego wizyt, a poniekąd nawet całą dzielnicę.

Witkacy poznał „Panią Kazię” w Zakopanem, jeszcze przed I wojną, kiedy przychodził do jej męża uczyć się filozofii (w której to dziedzinie Jerzy Żuławski miał doktorat)x. Zaprzyjaźniony z Kazimierą, nie był zadowolony z jej wyprowadzki na odległe Pomorze. 23 IX 1921 pisał: „Podobno Pani sama gotuje i wzdycha za Zakopanem. Odradzałem Pani – mam czyste sumienie. Trudno. Teraz „Łada” jest warta miliony”xi. (Te ostatnie są oczywiście aluzją do szalejącej wówczas hiperinflacji. Juliusz Żuławski opisuje sytuację jednej z krewnych, której kwota ze sprzedaży majątku ziemskiego wystarczyła niebawem na... kupno kapelusza). Listy Witkacego adresowane są: „Pani Dr” albo „Pani Drka Kazimiera Żuławska”.

Mimo znacznej odległości Stanisław Ignacy nabiera jednak z wolna ochoty do podróży: „Żyję w zupełnej pustce, którą sam wytwarzam. [...] Może, aby się odetkać, będę musiał przyjechać aż do Torunia. Warszawa jest ohydna. Cały Elsynor i „Skamander” okazał się gniazdem gadów” (7 II 22)xii To „aż do Torunia” brzmi nader wymownie, oznacza coś w rodzaju niemalże emigracji. Jednak w sytuacji, gdy znane i niezbyt przyjazne otoczenie męczy go i nuży, odległe i nieznane mu miasto pociąga świeżością, nadzieją odmiany. Decyduje się w końcu przyjechać – nie bez pewnych obaw: „Mam fatalne przeczucia. Materiały do rysowania wezmę i sporo bielizny, pasty do zębów i butów, no i trochę „duszy” [...]. Zdecydowałem się jechać wprost do Torunia. Ominąwszy Warszawę. Proszę o itinerer. Czy można przez Skierniewice? Czy częste są katastrofy kolejowe i w jakich godzinach przeciętnie zachodzą?”xiii

Obawa przed katastrofami – kolejowymi przynajmniej – okazuje się nie być decydująca, skoro 3 XII 1922 Witkacy pisze: „Za 5-7 dni przyjadę do Torunia nie jako gość, tylko samozwańczy pensjonariusz […] W Toruniu wykonam zaległe rysunki”xiv. I rzeczywiście przyjeżdża w grudniu 1922, a o satysfakcji z pobytu i zażyłości zawiązanych stosunków – m. in. z nieznanym mu dotąd towarzyszem Kazimiery, Marcelim Popławskim, świadczy list z Warszawy z 22 XII 1922: „Drogie, Szanowne i Kochane, i wielce Szanowne Żuławo-Popławy (Żółte-Upławy): opępiam się definitywnie”, i dalej donosi, że jego życie jest skończone „wskutek bydlęcości wszech-ogólnej”xv Daje też dobre rady: „Marceli: nie daj się zjeśc w kaszy nieistotnych odpadków. Pani Kaziu = niech Pani nie da się uwieść rzezimieszkom, odcinającym kupony od bezcennych (jak zwykle) kobiecych genitalii”xvi. W podobnym tonie bebechowatej serdeczności utrzymany jest list z 21 VI 1923: „Kochana Pani Kaziu: Kochany Marceli: na wieki łączę was stułą splecioną z soliterów z żołądka papieża”xvii. W podobny ton fizjologiczno-sakralny wpisuje się „105 list Św. Witkacego Autokoprofagity do niewdzięcznych Toruńczyków”, podkreślający przy okazji krytyczno-ironiczny stosunek Witkacego do samego siebie. Tak jak Witkacowskie wywnętrzenia po pierwszym pobycie z nowo poślubioną żoną, kiedy to (27 VII 1923) śle kartkę o treści: „Serdeczne życzenia nowo-miesięczne (na sierpień) zasyła spracowany i pół-żywy pijak Onanisław Spermacy Wyfiutkiewuicz wraz z dziećmi i bliższą jeszcze rodziną”, adresując: „P. Kożmór Drażniera Bydgoska, willa „Żuławka”, ul. Zofijska N. 26, Toruń”xviii. Widniejący na kopercie nadanego tego samego dnia listu dopisek „Czy kartka doszła?” świadczy, że autor przeprowadził na polskiej poczcie eksperyment, zakończony nadspodziewanym powodzeniem.

„Przypuszczam, że projekt grania mojej sztuki (jak zawsze takie projekty) rozchwiał się […] Jakie wrażenie Teatr robi na teatrale?”xix. W korespondencji przewija się też ważny – zwłaszcza dla samego Witkacego – wątek: środowisko teatralne zaludniające „Zofijówkę” życzliwie przyjęło nie tylko osobę autora, lecz i jego napotykające wszędzie na opór dramaty. To Mieczysław Szpakiewicz – dyrektor Teatru Miejskiego w Toruniu w latach 1921-24 – dokonał prapremiery dwu Witkacowskich sztuk: „W małym dworku” (1923) i „Wariata i zakonnicy” (1924, tytuł zmieniono wówczas na „Wariat i pielęgniarka”).

Doceniając życzliwość przyjęcia jego osoby i twórczości, zwłaszcza na tle powtarzających się w listach zażaleń na przykrości doświadczane gdzie indziej, Witkacy przyznaje w styczniu 1923: „od kilku lat jednym z przyjemniejszych wydarzeń w moim życiu był pobyt w Toruniu: a) Dzięki Pani Matkowato-ciotczynej dobroci dla biednego Tomka. b) Poznanie Marcelego. c) Teatrał, w którym dobre przyjęcie zawdzięczam Pani i Marcelemu”xx.

Po premierze „W małym dworku” apeluje: „proszę o przesłanie jak najprędzej 6 numerów dziennika (nie wiem jaki) w którym była recenzja Guzowskiej. Muszę to posłać w pewne miejsca (nie znaczy w W.C.’s), bo mało kto wie o przedstawieniu w Toruniu”xxi. Chodzi o „Słowo Pomorskie” z 22 VII 1923, które zamieściło wówczas jedyną obszerną relację z przedstawienia, choć nie entuzjastyczną, to świadczącą jednak o zaistnieniu sztuki.

Dzięki Żuławskiej i nawiązanym w „Zofijówce” kontaktom w Toruniu wystawiono nie tylko 2 dramaty Witkacego, ale też całkiem sporo jego obrazów. Mówi o tym m in. datowany 10 VI 1924 „56-ty list Św. Witkacego Zamęczonego do Toruńczyków (w sumie 71 portretów, z tych 25 płatnych) […] cieszę się, że wystawa się udała i dziękuję b. wszystkim”xxii. Wystawa ta wiąże się z najdłuższym i najbardziej owocnym pobytem Witkacego w Toruniu. Przebywając w mieście w kwietniu i maju 1924 z okazji prapremiery „Wariata i zakonnicy” i odczytu w Konfraterni Artystów pt. „Problem realizmu w teatrze”, portretował tutejszych aktorów, Ingardenów, Żuławską i jej domowników, a „25 maja w 1924 w Towarzystwie Przyjaciół Sztuk Pięknych w Toruniu przy ul. Żeglarskiej 8 została otwarta Wystawa Portretów Stanisława Ignacego Witkiewicza. Były to portrety osób z Torunia”xxiii. Żuławska opublikowała (w „Słowie Pomorskim” 1924, nr 134) recenzję tej wystawy, określając ją jako „bezpośrednie przyjacielskie wypowiedzenie się artysty, który znalazłszy środowisko podatne i atmosferę życzliwą – tworzył dla siebie i przyjaciół”xxiv. Toteż wspomniany „56-ty list” dziękczynny Witkacy kończy „Jestem zupełnie zrezygnowany. Mam daleko idące plany. […] O Toruniu myślę jak o małym niebku. Pozdrawiam Was, Toruńczycy, i cały mój teatrał, i niedoszłe Kobiety Mojej Bykowatości. Wasz Wierny Witkacy I-szy Megaloman”xxv. „Niebko” było dla niego – zwłaszcza na tle reszty kraju – oazą życzliwości.

Toteż 22 XII 24 „81-y list Św. Witkacego do Toruńczyków” rozpoczyna: „Kochani Toruńczycy: O jakże mi bez Was smutno”. W dowód wdzięczności Szpakiewiczowi dedykował mu Matkę, zaś po zmianie dyrektora toruńskiego teatru (nowy dyrektor: Benda) wciąż liczył na życzliwą współpracę – już na darmo, stąd w listach najszczersze wyrazy zniecierpliwienia. 29 V 25: „Czy ta Benda nic nie ma zamiaru robić. Jeśliby chciała, nawet „Wścieklicę” mogę mu dostarczyć”xxvi. „List Witkasia do Toruńczyków” z 12 V 1926: „Wobec tego, że nawet już Szyfman zdecydował się mnie grać, to może by i ta Benda wystawiła Wścieklicę”xxvii.

Mimo rozluźnienia stosunków z toruńskim teatrem sentyment i nadzieja na możliwość „odświeżenia się” pozostały. „105ty list Św. Witkacego niezasłużonego męczennika do Toruńczyków” z czerwca 1925 donosi: „Sytuacja finansowa pod psem. Grozi zupełne bankructwo firmy portretowej i hotelu […] Nie wiem, czy będę miał siły dla stworzenia nowej epoki. B. chciałbym przyjechać odświeżyć się do Torunia. W Zakopanem całe towarzystwo wyczerpane, kobiet ciekawych brak”xxviii. Nie to co w „niebku”.

Ostatnim posłanym tam listem jest datowany 20 VI 1926 „List jednego z większych męczenników Św. Witkacego a discretion do Niewiernych Toruńczyków. Nędza, która Was dotyka, dotyka również i mnie. Za parę kawałków uciułanych w pocie czoła i innych organów grosiwa myślę dotrzeć w Wasze zakazane rejony i tereny”xxix. W liście tym miłośnik rejonów zakazanych nasuwa przypuszczenie co do powodów, dla których Żuławska zdecydowała się jednak Toruń porzucić. Do Warszawy rodzina przeniosła się jesienią 1926. Dom nie przestał istnieć, zaczął tylko wyglądać inaczej, w nim i o nim zrobiło się ciszej.

 

Dekadencja

„Mieszkania, pierwotnie duże na parterze i piętrze, zostały podzielone na kilka mieszkań: 5 na parterze, 3 na I-ym piętrze, 2 zaadaptowano na poddaszu. Brak podpiwniczenia w centralnej części budynku, jak i lokalizacja środkowej klatki schodowej, uniemożliwiają na obecnym etapie rozwiązania funkcjonalne mieszkań wydzielonych, tj. bez wspólnych kuchni czy łazienki”xxx – stwierdza datowana na sierpień 2012 ekspertyza budowlana niegdysiejszej „Zofijówki”. Czyli niedobrze – „Zofijówka” nie jest przystosowana do naszych czasów. Do tego skutkiem braku podpiwniczenia i należytej izolacji podłóg od wilgoci przenikającej z gruntu jest „duża wilgotność mieszkań i dobre warunki do rozwoju biologicznego mikroorganizmów”xxxi.

Zdjęcia publikowane w cytowanym dokumencie ukazują klatki schodowe budynku: okablowania i instalacje biegnące po ścianach z łuszczącą się i odpadającą farbą olejną. Schody wydeptane, wyżłobione, wklęsłe od kroków – artystów i wielu więcej pokoleń zjadaczy chleba – farba wytarta aż do drewna, balustrada miejscami bez tralek. Na wszystkich powierzchniach króluje farba olejna – pistacjowozielona, ruda, brudnożółta; w jej odrapaniach widać elementy drewnianej konstrukcji.

„Budynek wykonano w technologii tradycyjnej końca XIX-go wieku. Ściany fundamentowe jak i ściany piwnic wykonano w konstrukcji murowanej z cegły pełnej ceramicznej na zaprawie wapiennej; ściany te są zawilgocone i zagrzybione. Ściany wyższych kondygnacji wykonano w konstrukcji szkieletowej drewnianej tzw. „muru pruskiego” z wypełnieniem z cegły ceramicznej pełnej”xxxii. Mozaika odchodzących warstw farby i tynku, odsłaniających miejscami cegłę, robi wrażenie wręcz malownicze. Spod tynku na zewnątrz budynku wyłaniają się z kolei konstrukcje fachwerku – drewniany „X” w grubej oprawie drewna na tle cegły. Tynk odszedł na tyle, że widać, jak okna parteru stoją na grubych drewnianych nogach.

„Szkieletowa drewniana konstrukcja ścian wraz ze stropami stanowi przestrzenny szkieletowy układ konstrukcyjny. Zagrzybione są ściany szkieletowe parteru (od wewnątrz), gdzie tynk wykonany jest na matach trzcinowych na deskowaniu. Szkielet drewniany ścian w części przygruntowej jest zniszczony. Spróchniała (zagrzybiona i porażona owadami spuszczela) podwalina, a także słupy i zastrzały są zniszczone. Podwalina jest zgnieciona i zbutwiała”xxxiii. Ściana budynku przy ziemi jest zielona od narośli. Zatarta nieumiejętnym tynkowaniem po wyprowadzce Żuławskich prusko-fachwerkowa tożsamość miejsca wychodzi na jaw spod warstw tynku.

Jednak zatarcie tej tożsamości – obłożenie ścian zewnętrznych drewnianymi łatami, matą osłonową siatką i otynkowanie, czyli „modernizacja budynku, polegająca na wykonaniu dodatkowej warstwy zewnętrznej ochronnej (szczególnie przed mrozem), przy braku skutecznego zabezpieczenia drewna przed gniciem i butwieniem [...] przyspieszyła procesy rozwoju grzybów szkodników drewna”xxxiv

Jednym z powodów choroby toczącej „Zofijówkę” od wewnątrz, od jej drewnianego szkieletu był „brak zabezpieczenia drewna przed wchłanianiem wilgoci ze ścian”, który „spowodował jego butwienie; ochrona naturalna drewna jaką jest jego żywica, mogła być skuteczna do czasu odparowania z niej terpentyn, które chroniły go przed owadami i rozwojem drobnoustrojów-szkodników drewna. Budynki (z muru pruskiego) szkieletowe, drewniane to budynki na jedno pokolenie, po naprawach i uzupełnieniach dwa pokolenia (40 lat) żywotności”xxxv. Ostatnie zdanie brzmi jak wyrok (choć wiele budynków szkieletowych jednak do naszych czasów dotrwało) i ma swoje konsekwencje w dalszej części ekspertyzy.

„Kiedy w 1871 roku Toruń został podniesiony do rangi twierdzy pierwszego stopnia, weszła w życie ustawa o ograniczeniu budownictwa w obrębie linii strzału, zakazano wznoszenia budowli wielokondygnacyjnych i wielkogabarytowych, które uniemożliwiałyby dobrą widoczność [...]. W związku z powyższym zabudowa była niska – parterowa lub jednopiętrowa – wykonana z taniego materiału, w technice szkieletowej”xxxvi, szybka „w realizacji i ewentualnym demontażu”xxxvii.

Wygląda na to, że wzniesiona w 1876 roku willa padła ofiarą tych warunkujących jej zaistnienie regulacji, a do tego błędów popełnianych na etapie jej realizacji i użytkowania – braku zabezpieczenia na samym początku i nie do końca udolnego otynkowania w międzywojniu.

„Na obecnym etapie eksploatacji skuteczne usunięcie elementów zagrzybionych związane jest z ich rozebraniem i spaleniem. Należałoby więc rozebrać podłogi i stropy parteru oraz wewnętrzne deskowanie ścian zewnętrznych i elementów konstrukcyjnych przygruntowych tj. belek podwalinowych, słupów i zastrzałów. Usunięcie belek podwalinowych i części słupów determinuje rozbiórkę całej konstrukcji szkieletowej budynku, którego żywotność wyczerpała się w latach międzywojennych. Z elementów zabytkowych tylko drewniana część wieży widokowej po zdemontowaniu i konserwacji może być ponownie wykorzystana”xxxviii. Dziwnie strasznie brzmi opinia eksperta, że jedynym ratunkiem dla budynku jest rozebranie go. Twierdzenie, że żywotność „Zofijówki” wyczerpała się w latach międzywojennych, kojarzy się z czymś symboliczno-sentymentalnym – jakby po latach ówczesnej świetności budynek nie mógł już się pozbierać, jakby nie miał już prawa istnieć, skazany na dekadencję po odejściu ludzi, dzięki którym zasłynął..

Nadzieją byłaby rozbiórka i ponowne złożenie – z nowych elementów, wśród których nie obracali się ani Żuławscy, ani Witkacy czy Przybyszewscy. Okazuje się jednak, że „podjęcie ewentualnych napraw spełniających warunki dalszej eksploatacji może być znacznie droższe jak wybudowanie nowego budynku o tym samym kształcie”xxxix... I tu już wkraczają nasze dzisiejsze realia „droższe od...” to najsurowszy wyrok, uzmysławiający, jak zgubne są skutki dekadencji – gnicia od wewnątrz.

Więc wprost: „Biologiczne zniszczenie podstawowego materiału konstrukcyjnego, jakim jest szkieletowa drewniana konstrukcja budynku, determinuje rozbiórkę całego budynku wraz z ścianami fundamentowymi i piwnic (stale zawilgoconych i zagrzybionych)”xl, ze wskazaniem, że na rozbiórkę należy tylko uzyskać zgodę Miejskiego Konserwatora Zabytków.

„Zofijówka” została więc jeszcze na ponad rok przed pożarem skazana na rozebranie i spalenie. W pożarze, o którym w październiku 2013 było w mieście głośno, zginęły trzy osoby z jednej rodziny. Pojawiły się artykuły, zdjęcia (zwęglone schody, fragmenty ubrań pozaczepiane na drzewie, z którego leciały liście). Wróciła historia budynku. I pewnie wracać jeszcze będzie – historiom przychodzi to łatwiej niż budynkom. I ludziom.

 

 

I R. Szczepaniak, Bydgoska 26. Ekspertyza budowlana, Toruń 2012 (dokument dostępny w Biurze Miejskiego Konserwatora Zabytków w Toruniu)

iS. I. Witkiewicz, „Listy”, t. I, opr. i przypisy T. Pawlak, Warszawa 2013, s. 566.

iiJ. Żuławski, „Z domu”, Warszawa 1978, s. 211.

iii S. I. Witkiewicz, „Listy”, przyp. 2 na s. 587.

iv J. Żuławski, „Z domu”, s. 211.

v Tamże, s. 211-212.

vi Tamże, s. 213.

vii S. I. Witkiewicz, „Listy”, przyp. 1 s . 595.

viii J. Żuławski, „Z domu”, s. 212.

ix S. I. Witkiewicz, „Listy”, s. 577.

x Tamże, s. 565.

xi Tamże, s. 585.

xii Tamże, s. 588.

xiii Tamże, s. 599.

xiv Tamże, s. 600.

xv Tamże, s. 603.

xvi Tamże, s. 605.

xvii Tamże, s. 615.

xviii Tamże, s. 617.

xix Tamże, s. 615.

xx Tamże, s. 610.

xxi Tamże, s. 619.

xxii Tamże, s. 625

xxiii Tamże, s. 626.

xxiv Tamże.

xxv Tamże.

xxvi Tamże, s. 629.

xxvii Tamże, s. 634.

xxviii Tamże, s. 631.

xxix Tamże, s. 636.

xxx R. Szczepaniak, Bydgoska 26. Ekspertyza budowlana , s. 6.

xxxi Tamże, s. 8.

xxxii Tamże, s. 6.

xxxiii Tamże.

xxxiv Tamże, s. 8.

xxxv Tamże.

xxxvi J. Kucharzewska, „Wille „fachwerkowe” na Przedmieściu Bydgoskim w Toruniu”, [w:] „Studia z achitektury nowoczesnej”, red J. Malinowski, Toruń 2000, s. 11.

xxxvii Tamże, s. 25.

xxxviii R. Szczepaniak, Bydgoska 26. Ekspertyza budowlana , s. 9.

xxxix Tamże.

xl Tamże, s. 10.

Galeria

  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura

Informacja o finansowaniu strony internetowej

Portal współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego

Dolne menu strony

Stopka strony

(c) menazeria.eu - wszelkie prawa zastrzeżone
do góry