Na samym dnie październikowo-listopadowej otchłani nagle zobaczyłem migotliwe światełko. Wyciągnąłem dłonie ludzkiej awatary, w którą akurat byłem przyobleczony, rozgarniając mulistą toń depresji i rezygnacji. Wtem pod opuszkami palców wyczułem jakiś twardy przedmiot. Zbliżywszy się, ujrzałem złoty łeb krokodyla ze szmaragdowymi ślepiami. Kiedy go chwyciłem, natychmiast ogarnął mnie przypływ kosmicznej energii, wstrząsając każdym atomem mojego ciała. Złota figura szybko okazała się tylko wierzchołkiem góry lodowej, a właściwie to – głową przytwierdzoną do gigantycznego robotycznego ciała.
Już bez trudu wydobywszy kolosa na powierzchnię, oczyściłem go z jesiennego ścierwa i zgnilizny. Wtedy przez otwór paszczowy wysunęła się teleskopowa drabinka. Nie bez obaw zacząłem się po niej wspinać, kątem oka obserwując otaczające mnie rzędy pokaźnych kłów. Wtem poczułem nagły ciąg powietrza, który zassał mnie w głąb czarnej gardzieli. Pysk zamknął się z trzaskiem. Gdy otworzyłem oczy, okazało się, że znajduję się w kokpicie, usadowiony wprost na fotelu pilota. Przede mną znajdował się prosty pulpit. Niewiele myśląc, wcisnąłem okrągły zielony guzik z napisem „START”. Wtem rozległ się niezwykły, porażający głos:
– JESTEM STROŻYTNYM ROBODYLEM Z 13. WYMIARU. MOŻE STEROWAĆ MNĄ JEDYNIE NIESKAŻONE ATOMOWE SERCE. ALBOWIEM JESTEM MOCĄ, KTÓRA PRZEKRACZA WSZELKIE WYOBRAŹNIE, POTĘGĄ, KTÓREJ NIKT I NIC NIE MOŻE SIĘ SPRZECIWIĆ. KOSMICZNY BASTARDZIE, JESTEŚ WYBRAŃCEM, KTÓRY MA ZAPROWADZIĆ PORZĄDEK MIŁOŚCI POŚRÓD RODZAJU LUDZKIEGO I ZBUDOWAĆ IMPERIUM MIŁOŚCI NA ZIEMII! CZYŚ JEST GOTÓW PODJĄĆ SIĘ TEJ MISJI?
– Tak – odparłem drżącym głosem, wciąż nie mogąc otrząsnąć się z wrażenia.
Nagle poczułem, że po moim karku coś sunie niczym wąż. Spostrzegłem, że w istocie był to ożywiony przewód USB. Łącze boleśnie wniknęło do jednego z otworów usznych, bezceremonialnie wpinając się w mózg. Później poszło już z górki…
Okazało się, że Starożytny Robodyl z 13. Wymiaru był wyposażony w niezniszczalny pancerz, posiadał Inteligentny Hiperkomputer, o jakim nawet nie śniło się ziemskimi futurologom, zaś jego ślepia stanowiły doprawdy przerażającą broń. Prawe wystrzeliwało wiązkę dezintegracyjną, która natychmiast przywracała każdy złożony byt atomowy na łono bezkresnej puli wolnych atomów. Lewe jednym mrugnięciem mogło umieścić dowolny żywy organizm w tak zwanej stazie, w wyniku czego trafiał on do przestrzeni międzywymiarowej, nie mogąc podejmować żadnych działań w świecie materialnym i nie podlegając prawom fizyki. Jedynie sam jego umysł pozostawał zakotwiczony w świecie ziemskim i był w pełni świadomy swego położenia. Z kolei umieszczone z tyłu głowy Trzecie Ślepie czuwało bezustannie, widząc wszystko i wszystkich, ale łączyło się z moją świadomością jedynie w szczególnych okolicznościach. Poza tym niepokonany mecha-krokodyl posiadał silnik zwany Bramą Światów, który umożliwiał mu podróże w czasie i przestrzeni oraz pomiędzy wszystkimi światami i wymiarami. Jako Nieskażone Atomowe Serce miałem wykorzystać opisane wyżej moce do budowy Imperium Miłości na planecie Ziemia.
I tak pierwszego dnia położyłem kres wszystkim konfliktom zbrojnym panującym na Ziemi. A dokonałem tego praktycznie nie używając wiązki dezintegracyjnej i przy zerowych stratach wśród cywili. Stumetrowy niezniszczalny robot o głowie krokodyla pacyfikował samym swym wyglądem.
Drugiego dnia obaliłem wszelkie dyktatury, równocześnie tworząc w nich podwaliny niezbędne do rozkwitu prawdziwej demokracji obywatelskiej. Szczególnie opornych umieszczałem w stazie, a w ich umysłach odtwarzałem zapętloną pogadankę pod tytułem „Porządek Miłości to jedyna droga”.
Trzeciego dnia uwaliłem wszelkie międzynarodowe korporacje, które zbrodniczo wykorzystywały biedną ludność krajów trzeciego świata, równocześnie dewastując ich środowisko naturalnie w imię nieskończonej maksymalizacji zysków. Przemoc i niewolnictwo ekonomiczne zostały zakazane, a wolność rynku ograniczona poprzez podstawowe prawa jednostki. Dzień pracy od teraz miał rozpoczynać się najwcześniej o godzinie 10:00, a czas jej wykonywania nie mógł przekraczać 6 godzin. Zresztą Inteligentny Hiperkomputer jednoznacznie potwierdził, że jest to wydajniejsze aniżeli Fałszywe Trzy Ósemki.
Czwartego dnia zakazałem obrzezania, infibulacji, chrztu oraz wszelkich pozostałych form okaleczania dzieci i niemowląt. Homofobia, ksenofobia, szowinizm i rasizm oraz wszelkie formy dyskryminacji zostały uznane za wysoce sprzeczne z Porządkiem Miłości. Czynne ich uprawianie lub / i podejmowanie aktów przemocy wiązało się z niemal natychmiastowym umieszczeniem w stazie. Oczywiście, jako Atomowe Serce Bez Skazy, dokładnie wiedziałem, gdzie przebiega granica tak zwanego humoru. Poza tym staza mogła zostać w każdej chwili cofnięta, jeśli tylko osoba w niej zamknięta uznała obowiązujące standardy, w czym pomagali wolontariusze, którzy chętnie opowiadali o swoim codziennym życiu, ucząc tolerancji i poszanowania dla różnorodności…
Piątego dnia, z pomocą Inteligentnego Hiperkomputera, przeprowadziłem niezbędne analizy, które pokazały, że państwa wraz z ich egoistycznymi gospodarkami stoją na drodze do powszechnego dobra i szczęśliwości. Za pośrednictwem wszystkich sprawnych satelitów znajdujących się na orbicie okołoziemskiej oraz dostępnych łącz naziemnych obwieściłem we wszystkich istniejących językach, że z chwilą obecną przestaje obowiązywać dotychczasowy podział państwowy, zaś Ziemia, jej zasoby oraz wszelkie dobra niezbędne dla życia jednostki zostaną odpowiednio redystrybuowane. Radośnie obwieściłem nastanie Imperium Miłości.
Z kolei analizy dnia szóstego uwidoczniły, że należy położyć kres wielu gałęziom przemysłu, które są przyczyną niedającego się wysłowić cierpienia zwierząt, jednocześnie przyczyniając się do dewastacji planety, co już niebawem miało doprowadzić do zagłady wszelkiego znanego dotąd życia, za wyjątkiem, rzecz jasna, niesporczaków. Ponadto należało poważnie ograniczyć rozrodczość samego homo sapiens. Bowiem jego całkowicie bezrefleksyjny i niepowstrzymany przyrost naturalny paradoksalnie prowadził gatunek ludzki wprost ku zagładzie. W kwestii racjonalnej kontroli populacji poparł mnie Sir David Attenborough, co było naprawdę miłe…
Dnia siódmego miałem wreszcie trochę sobie odetchnąć i się zrelaksować. Toteż zamierzałem popykać z moim świeżo upieczonym ziomem, Robodylem, w najnowszą odsłonę mortala – on Sub-Zero, ja, oczywiście, Scorpion. Było to możliwe, albowiem na Inteligentnym Hiperkomputerze, w przeciwieństwie do mojego prywatnego lapka, chodziły nawet najbardziej wypasione giery, bez przycinania nawet na maksymalnych ustawieniach grafiki! Co więcej – wszystkie były już na nim wgrane! I wtedy właśnie okazało się, że nikt nie jest zadowolony. Większość mnie przeklina, od potworów i faszystów wyzywa. Najbardziej szaleni – co gorsza! – oddawali mi boską cześć, a nawet chcieli składać krwawe ofiary na przebłaganie! Już zaczynały się pierwsze schizmy, a w ślad za nimi pełzły po stokroć idiotyczne wojny religijne! Na domiar złego wiele wprowadzonych przeze mnie rozwiązań prowadziło do kolejnych i kolejnych trudności. Postawienie gospodarki zupełnie od nowa i na prawdziwie sprawiedliwe tory graniczyło z cudem. I nawet symulacje komputerowe na niewiele się zdały, wszak ekonomia, jak i ludzka psyche dalece mijają się z logiką. Co więcej, nawet najbardziej błahe spory kulturowe nie miały końca, niszcząc zręby wszelkiego ponadnarodowego pojednania… Ze złością cisnąłem padem w kąt kokpitu, pozwalając tym samym, by znienawidzony Sub-Zero zmasakrował mojego ukochanego Scorpiona, wyrywając mu głowę wraz z kręgosłupem aż po samą dupę. Samemu czułem się zupełnie tak, jakby ktoś wykonał na mnie Fatality! Podbiegłem do panelu sterowania i już miałem wcisnąć guzik uwalniający z prawego ślepia mecha-krokodyla wiązkę dezintegracyjną i raz na zawsze zakończyć cały ten bajzel! Kim ja, do kosmicznego chuja, myślałem, że jestem, żeby w pojedynkę chcieć ogarnąć to wszystko?! Nawet z takim sprzętem, to przecież i tak...
No ale przecież jestem Nieskażonym Atomowym Sercem, a to zobowiązuje… Dałem więc sobie i ludzkości kilkaset stuleci na zaadaptowanie się do zaistniałej sytuacji. W końcu w tydzień może i można stworzyć świat (zaledwie jedną planetę, ściśle rzecz ujmując), ale czas ten jest zdecydowanie niewystarczający, żeby sprawić, by był on miejscem, na którym warto jest żyć. Poza tym zawsze mogłem skorzystać z Bramy Światów, by zacząć swe dzieło zupełnie od nowa, posiadając zdobyte doświadczenie...
Ostatecznie jednak adapter zaciął się i przestał zarzynać w zapętleniu Imagine Lennona, a wszystkie kosmiczne pomysły na naprawę ziemskiego świata skończyły się na Kill’Em All. Chociaż nigdy nie lubiłem Metalliki, w sumie było to do przewidzenia…
Rozległ się trzeci budzik. Nie można było już go zignorować. Zostało niecałe piętnaście minut na wciągnięcie przygotowanego zawczasu kostiumu i zawstydzająco pobieżne ablucje. Ludzka awatara rozwarła zaropiałe powieki, czując, że jednocześnie boleśnie rozdziera swą najgłębszą istotę. Niezgrabnie wygramoliła się z ciepłego kołdrzanego łona – wprost na zimny, ciemny i bezlitośnie wczesny poranek, który różnił się od nocy jedynie tym, że teraz naprawdę chciało się spać. Wreszcie krokiem zombie ruszyła przez październikowo-listopadową abominację, aby dalej kulać swego żywota gnój na tym najpodlejszym ze światów. Dojrzale nie pozwoliła sobie uronić nawet jednej małej łzy, a przecież cisnęło ich się całe miliony… Na pocieszenie wyjałowiona człecza kukła zapuściła sobie na słuchawkach Jesienną Deprechę w zapętleniu…
W szlamie depresji i rezygnacji zatonął z powrotem złoty łeb krokodyli. I na nic się zdały jego krokodyle łzy…
That’s all Folks!
];=D