Dokonuję dobrowolnej, charytatywnej eutanacjonalizacji świadomości i wybieram nieskrępowane szczęście wojskowego głupka. Jest to jedyny ratunek przed narastającą paranoją, z którą musiałbym trawić te ekskrementy w pokarm pozwalający przeżyć kolejną pracującą niedzielę. Chociaż nie liczę na zbyt wielką emerytrumnę, przezornie zabezpieczy mnie to także przed jej ewentualną utratą, gdybym miał jeszcze siłę otworzyć usta, patrząc na nagie dolne kończyny górnych warstw społecznych. Siedemnaście lat nauki nie wystarczyło, by zdać czarny psychotest pozwalający pilotować offshitowe karaczany chroniące niebo przed zielonymi ludzikusami z cba i ipn.
Niech żyje hiperhybrydowy totalitaryzm, którego kolejne warstwy przenicowują prawdę o strukturze cybercebuli! Opodatkowali już prawie wszystko, czego nie zdążyli zakazać lub podsłuchać, a szczytem wolnego wyboru jest już nie tylko posiadanie zarodka świadomości, ale możliwość jego usunięcia. Potoki frustracji ordnung jugend przelewają czarę happeningowej goryczy. Zamiana zajęć informatyki na histerię na pewno pomoże kolejnym pokoleniom gimbozombi w bezbolesnym przetrwaniu internalizacji zakodowań. Stopery do uszu i ttipsy do cety wprawdzie podrożeją, ale pięćset powinno wystarczyć, by choć trochę zmniejszyć stres, gdy kolejny raz gwałcić będzie nie dość rozwinięta koproracja.
Stoję w kolejce do kasy i nachodzą mnie codzienne mdłości. Po miesiącu uzgodnionej czterostronnie separacji z cywilizacją czuć to jeszcze intensywniej. Szukając bezskutecznie w telefonie ulubionego radia, patrzę na jadące taśmociągiem zakupy pani w beżowej broszce. Chleb, wędlina wędzona, ciasteczka z masą śmietanopodobną i jakiś kolorowy płyn do usuwania resztek immunologii z trzech buraków zapakowanych w sterylizowaną folie. Znam to niestety na pamięć – być może to już obsesja wymagająca trepanacjonalizacji. Difosforan trisodowy, pirosiarczyn tego i owego, aspartam, heksametylenotetraamina, monopalmitynian polioksyetylenosorbitolu… – Tutaj nie ma kodu na tych spodniach… – słychać zapowiedź kolejnych minut w tym marszu sprawiedliwości. Zaraz rzygnę. Dlaczego zawsze robią pierdyliard kas w tych sklepach i zatrudniają jedną osobę do obsługi klienta? Reszta personelu w tych fartuchach słabo udaje sztuczny tłum. A niech tam – wezmę jeszcze kukurydzyka! Te nowe kwezale jakoś sobie w klatkach radzą, więc to GMO może jednak ma przyszłościstość.