Witajcie, moi Znienawidzeni! Dawnośmy się nie widzieli, c’nie? Tęskniliście? Bo ja muszę przyznać, że jakoś tak nieszczególnie bardzo, ale troszeczkę, to jednak tak ]:=P
Tym razem, zasiadając na Horyzoncie Zdarzeń, miałem wam napisać o najnowszych doniesieniach dotyczących czarnych dziur, tunelach czasoprzestrzennych i związanej z nimi szansie na pogodzenie mechaniki kwantowej z ogólną teorią względności oraz o arcyciekawym polowaniu na kosmiczną Super Pustkę. Chciałem ponadto opowiedzieć o moim zamiłowaniu do wszelkiej maści otchłani oraz o dość intymnych powodach osłabienia uczucia względem pępkowych samorodków. Zamierzałem obnażyć prawdę o chronicznie niedospanych społeczeństwach, torturowanych w kapitalistycznym kłamstwie trzech ósemek, a także opisać higienę snu wedle najnowszych badań naukowych. Napisać, że obecnie na Ziemi trwa w najlepsze szóste wielkie wymieranie, że co roku nieuchronnie ginie 500 gatunków, a ludzką schedę najprawdopodobniej przejmą szczury, choć osobiście kibicuję karaluchom – dość już kadencji ssaków! Miałem wreszcie gdzieś pokrótce napomknąć o ucieczkach robotów, o których wspomnieć chcę nie pierwszy już raz, ale jakoś ciągle brakuje mi na to miejsca felietonowego. A jakby tego wszystkiego jeszcze okazało się za mało, to swobodnie ponarzekałbym na sytuację polityczną, wszak są tu niezliczone powody do narzekania, a i ja jestem całkiem dobrym zawodnikiem w narzekaniu. Miałem więc o tym wszystkim tu napisać, ale tego nie zrobię, przynajmniej nie tym razem, bo jako pierwszy nabiłem i wziąłem w obroty inny tłusty wątek, który ostatecznie spuchł mi w cały fallus… znaczy się, przepraszam, felieton.
Ja rozumiem… no może jednak nie, nie rozumiem w ogóle, ale chyba mogę powiedzieć – i nie będzie to jakimś bardzo dużym kłamstwem – że w pewnym stopniu zdążyłem już przywyknąć do frywolnego łączenia znaku Polski Walczącej na rozmaitych wyrobach odzieżowych tudzież dekoracyjnych z symboliką faszystowsko-nazistowską, patologiczno-kryminalną oraz – jakże nieodzownym w tym zestawieniu – elementem sakralno-religinym w obrządku rzymskokatolickim. Nie wiem, czemu się to stało, może przez wzrastającą częstotliwość ekspozycji wspomnianej tandety, może przez brak szczególnych odruchów patriotycznych oraz swoistą niechęć do wszelkich historycznych sentymentów, niemniej moja wrażliwość w tej materii znacząco osłabła. I choć nadal toczę pianę z pyska, to nie wyobrażam już sobie aktów przemocy, których z pewnością bym dokonał, jeśli tylko miałbym odpowiednie warunki fizyczne i się nie bał, zarówno samych przeciwników, jak i prokuratury...
Wizualizacje krwawością, brutalnością i makabrycznością dorównujące najbardziej finezyjnym fatalitom z Mortal Kombat 9 powróciły przed moje szkliste ślepia, gdy tylko usłyszałem, że narodowi polscy idioci, którzy chętnie stroją się dresowo-polarowe zbroje husarskie, chcą przywłaszczyć sobie nie tylko poczucie polskości i symbolikę powstańczą, z którymi wprawdzie nieszczególnie mi po drodze, ale także mój ulubiony miejski posiłek, na który natomiast zawsze mi po drodze. I nic, że dieta, że węglowodany… Tedy zagotowałem się w słusznym gniewie niczym zwalisty stożek baraniny obracany na mechanicznym pionowym rożnie. Bo nawet ja jakieś świętości uznaję! I nie pozwolę szargać kebaba! Tak mi dopomóż Latający Potwór Kebabu!
Oto dowody zbrodni. Jakiś czas temu w Lublinie pojawiła się przyczepa, której nie dało się przeoczyć, bo właściciel obkleił ją ogromnymi biało-czerwonymi banerami z doprawdy mistrzowskim hasłem reklamowym: PRAWDZIWY KEBAB U PRAWDZIWEGO POLAKA. Swoją drogą w tym samym województwie w Okunince, czyli niewielkiej miejscowości turystycznej położonej nad Jeziorem Białym, nie pierwszy już sezon straszy PRAWDZIWIE POLSKI KEBAB opatrzony wąsatą facjatą samego Jana III Sobieskiego. Z kolei nie tak dawno w Krakowie narodowcy urządzili swoją typową homopotańcówkę w namiocie całodobowego baru z kebabem Boss Kebab. I choć nie wszyscy z nich byli zachwyceni wyborem lokalu, to znaleźli się geniusze, którzy przekonywali, że to akurat polski kebab…
Ktoś może powiedzieć, że to tylko incydentalne przypadki, ale ja tam wolę dmuchać na zimne, zwłaszcza jeśli uwzględnimy, w jak głęboko prawicowe pojebanie popadła Polska, którą w związku tym nazywać powinno się Cebulową Republiką Polską... Dodam, że uznaję ideę tzw. polskiego kebaba, ale tylko pod warunkiem, że rozumiem ją jako przaśne spolszczenie popularnego zagranicznego dania, dokładnie na tej samej zasadzie, co polskie pierogi ruskie czy polską rybę po grecku. No ale kiedy na mojego kebsika ostrzy sobie zęby ta najohydniejsza, zawłaszczająca i tępa prawicowa paszczęka, muszę z całą swą kosmiczną mocą upomnieć się o prawdziwą tożsamość kebaba!
Po pierwsze primo, kebab nie jest żadnem daniem polskiem. Niech sobie to na dupie wytatuuje każdy współczesny żołnierz tyle wyklęty, co nierozgarnięty – może wtedy zapamięta, chociaż wątpię… Po drugie primo, kebab, o jaki walczę, nie pochodzi z Turcji. Przynajmniej nie bezpośrednio. A po trzecie primo, ja sam też go nie wymyśliłem, choć przecież mogłem, zważywszy na moją ku niemu miłość niezmierzoną – nawet powinienem… Otóż kebab – taki, jakim kocham go ja oraz taki, jakim niestety pokochali go narodowcy – powstał nie gdzie indziej, jak tylko w Berlinie, a wymyślił go turecki gastarbeiter, świętej pamięci Kadir Nurman. W latach 60., będąc 26-letnim mieszkańcem Stambułu, postanowił wyemigrować za chlebem (aż chciałoby się napisać: za kebsem) z Turcji do Niemiec. Najpierw zatrudnił się w fabryce Daimlera w Stuttgarcie, następnie montował maszyny w Berlinie Zachodnim, by wreszcie, widząc powszechny rozkwit barów z szybką obsługą, spróbować swoich sił w gastronomii. Będąc uzdolnionym mechanikiem bez trudu zbudował pierwszy pionowy ruszt, na którym obracała się nabita baranina. A pierwszego kebaba – czyli grillowane mięso baranie z surówką w cienkim chlebie – sprzedał z budy koło zachodnioberlińskiego dworca Zoo w 1972 roku za 1,50 marki (75 eurocentów). Jednak nie opatentował on swojego wynalazku i nie dorobił się fortuny. Ponoć zaważyły w tym względy filantropijne. Nie wypierał się także tureckich tradycji kulinarnych, które były silnie widoczne w jego daniu. Kadir Nurman zmarł 24.10.2013 roku, zostawiając nam świat o kebab lepszy…
Jak widać, kebab ma turecko-niemieckie korzenie i jest posiłkiem, który wyrasta daleko poza narodowościowe podziały. Fakt, że stworzył go turecki emigrant, w dodatku nieposiadający polskiego obywatelstwa, tak bardzo nie w smak jest współczesnym polskim rycerzom spod znaku hitlerowskiej swastyki raźno tańczącej erotyczno-bawełniane tango z powstańczą kotwicą, że po raz kolejny muszą oni zakłamywać historię, a trzeba przyznać, że mają w tym wielką wprawę… Ja tym bardziej muszę upomnieć się o rudymentarną prawdę – i nawet już mniejsza o to, czy Kadir Nurman faktycznie był twórcą kebaba, czy tylko najbardziej rozpoznawalnym popularyzatorem dönera w Niemczech i Europie oraz wynalazcą mechanicznego rożna – bowiem kebab łączył, łączy i będzie łączyć wszelkie istoty z grubsza humanoidalne od jego powstania aż po ostateczny upadek ludzkiej cywilizacji, który najprawdopodobniej nastąpi z przyczyn klimatycznych około 2050 roku…
I tak w każdą piątkową czy sobotnią noc wszyscy Polacy – niezależnie od wieku, płci, orientacji seksualnej, przekonań religijno-politycznych i statusu ekonomicznego – spotykają się tłumnie w Zjednoczonych Kebabistanach Świadomości. A jeśli ktoś myśli, że z oczywistych względów nie znajdą się pośród nich weganie, ten jest w wielkim błędzie, bowiem zawsze można zamówić wersję z falafelem, którą ja także wielce szanuję i polecam. Rodacy, wchodzący chwiejnie w księżycową gastrofazę kolejnej alkoholowej superprzygody, czują nieokiełznany i pierwotny głód, a ich trzewia brutalnie domagają się solidnej porcji baraniny (względnie kurczaczyny, wieprzowiny lub wspomnianego falafela) zalanej piekielnie ostrym sosidłem (względnie mieszanym – nigdy łagodnym czy innym koperkowym badziewiem). Jest to bodaj jedyny moment w życiu społecznym, kiedy znikają wszystkie etykiety i podziały. Tym samym owo spotkanie ma głęboko ludzki wymiar, jest prawdziwą komunią uwspólnionych przewodów gastrycznych, powleczonych w zindywidualizowane otoczki personalne, a jak wiadomo – przez żołądek do serca. Wilczy głód łączy nawet lepiej niż wspólny wróg. I nawet ja, gdy nierzadko zbłądzi tutaj łajdacko-pijacka ma orbita, szczerze ich wszystkich nie nienawidzę! I tulić do atomowego serca chcę! I piątkę każdej przebrzydłej ludzkiej larwie chwacko ja przybiję! I polski walczące na bluzach wszystkie im wybaczę! I ostatnie wybory niemal zapomnę… I nienapisany wiersz o Zjednoczonych Kebabistanach Świadomości kiedyś ja napiszę, obiecuję!… I mój własny bar z kebabem o nazwie Róg Nieskończoności Smak Doskonałości (bo Planeta Kebab jest już niestety zajęta) kiedyś ja założę i za dyszkę sprzedawał w nim będę najlepszą w całym Wszechświecie baraninę – wyhodowaną w 100% wedle tradycyjnej receptury laboratoryjnej z całkowitym pominięciem ośrodkowego układu nerwowego, tym samym niezawierającą nawet śladowych ilości cierpienia – i wszystkich was ugoszczę, i nakarmię, i ukoję, i do snu utulę…
Czynnik alkoholowy zapewne nie jest w tym wszystkim bez znaczenia, ale to kebab niewątpliwie nas przyciąga i do siebie zbliża, gdzieś w okolicach świtu, na granicy jawy i snu! Tak też głosi powszechne prawo kebabitacji, które sformułowałem na doraźne potrzeby niniejszego felietonu, więc musi to być prawda. Ponoć kebab jest obecnie najpopularniejszym ulicznym posiłkiem w Warszawie, zostawiając daleko w tyle wszystkie te drwaloseksualne burgery, pornograficzne hot dogi, zapiekanki XXXL, belgijskie frytki i wietnamskie sajgonki, a nawet – samą królową pizzę. Budka z kebabem stała się nieodłącznym elementem polskiego krajobrazu gastronomicznego, a zmienić to może jedynie kosmiczna kolizja lub III Wojna Światowa. Mimo to wszelkie wysiłki mające na celu jego chamskie unarodowienie muszą zostać stanowczo i jednoznacznie potępione! A mówię to jako dumny posiadacz koszulki KEBAB STAROPOLSKI Z SOSIDŁEM MIESZANYM…
W tym miejscu pojawia się we mnie jakaś nie do końca zrozumiała nostalgia za starym, dobrym blokersem czy też za oldskulową odmianą dresiarza, którzy w latach 90. uprawiali lokalną bandyterkę, trzęsąc klatkami schodowymi, blokowiskami i całymi dzielnicami, a dziś jakoś ustąpili pola tak zwanym prawdziwym polakom w ich śmiesznych koszulkach. Może to sentyment ubarwia wspomnienia, ale mam wrażenie, że w swych działaniach byli oni w pewien sposób uczciwsi aniżeli dzisiejsze narodowe oprychy. Jeśli o niewłaściwym czasie znalazłeś się na niewłaściwym osiedlu lub niewłaściwej dzielni, to owszem, dostałeś słuszny wpierdol i straciłeś posiadane dobra, ale nikt wtedy ci nie mówił, że to dla dobra mateczki Ojczyzny oraz ku uciesze Najświętszej Panienki, choćby i faktycznie z jakichś powodów miałaby się z tego cieszyć… Szorstka pięść, która podbiła ci oba ślepia i przestawiła nos, raczej nie zostawiła krwistego odcisku po sygnecie z orzełkiem w koronie…
Może i się mylę. Może to tylko oznaka starzenia się. Może wreszcie nie ma różnicy, jakie są zwerbalizowane przesłanki wymierzonego wpierdolu, skoro rządzą nami nieświadome popędy, a sam efekt pozostaje tak samo chujowy i przykry. Ale dla mnie jednak różnica jest znacząca. Przykładowo rasizm w czasach transformacji ustrojowej był zjawiskiem porównywalnie powszechnym w zaściankowym, zamkniętym i ksenofobicznym polskim społeczeństwie, jak i dziś. Mimo wszystko był on pewnego rodzaju obciachem i starano się go zepchnąć na margines (inna sprawa, że ten margines w istocie był i jest większością), obecnie z kolei rasizm kroczy w głównym nurcie i zupełnie na legalu. Nie tylko z tego powodu blokerso-dresiarza mogłem darzyć sympatią – nawet, jeżeli w jakimś stopniu było to tylko przekształcenie syndromu sztokholmskiego – i bez trudu utożsamiłem się z hamletyzującym Silnym z doskonałej Wojny Polsko-Ruskiej (mówię o filmie, bo książki nie czytałem). Z dzisiejszymi patriotyczno-religijnymi chuliganami nic podobnego nigdy się nie stanie, wszakże w systemowej bandyterce nie ma już nic romantycznego, nic buntowniczego i nic dla mnie pociągającego...
A propos kebabowego tematu, nieskromnie się pochwalę, że mam całkiem realne widoki na to, że niebawem pochłonę rasowego aryjsko-osmańskiego kebsa, albowiem w październiku, zamiast na Międzygalaktyczne Cmentarzysko Starożytnych Tandemów Wojennych Słoni, wybieram się do Berlina. Moje mroczne trzewia szaleją na samą myśl!
Na koniec dodam jeszcze, wszak nie samym kebsem żyje Kosmiczny Bastard, że jest pociecha dla wszystkich polskich obywateli, którzy z dumą identyfikują się z tzw. gorszym sortem i mają w głębokiej pogardzie rzekomą dobrą zmianę i wszystkiej jej smoleńskie brewerie. Niestety Polacy nie mogą nieustannie funkcjonować w poalkoholowej gastrofazie, która zapewniłaby im prawdziwą nirwanę w Zjednoczonych Kebabistanach Świadomości, pod duchowym przewodnictwem Latającego Potwora Kebabu. Co gorsza większość z nich zdaje się być jeszcze bardziej pijana, gdy jest zupełnie trzeźwa. Taki ponoć mają klimat. Tak też cała nadzieja opozycyjnych szumowin ponownie kryje się w genomie niesporczaka z gatunku Ramazzottius varieornatus, który znany jest nam ze swojej wyjątkowej odporności na niekorzystne warunki środowiska. Otóż wyniki badań opublikowanych przez zespół japońskich badaczy w Nature Communication zdają się przekonywać, że w niedalekiej przyszłości (o ile jest jeszcze szansa na coś takiego) ludzie będą mogli przejąć superodporność od naszych ukochanych wodnych niedźwiadków. Naukowcy opisali, między innymi, białka Dsup występujące w genomie niezłomnych niesporczaków, mające za zadanie chronić DNA przed destrukcyjnym działaniem wysokich dawek promieniowania X. Okazało się ponadto, że wpłynęły one pozytywnie także na żywotność ludzkich komórek, które zostały napromieniowane. Niewątpliwie otwiera to nowe możliwości dla badań medycznych, biotechnologicznych i astrobiologicznych. Przyczyni się do skuteczniejszej walki z chorobami, ułatwi podróże kosmiczne, umożliwi kolonizację innych planet lub ich księżyców, ale także pozwoli jakoś przetrwać następne ponure trzy lata w totalnie zniesławionej na arenie międzygalaktycznej Republice Cebulowej Polsce. Odkrycie może okazać się szczególnie przydatne dla wszystkich polskich kobiet, które obecny rząd pragnie sprowadzić do roli bezwolnego, totalnie upodlonego i upaństwowionego organu rozrodczego…
Kosmiczny Bastard i niesporczaki murem za prawami kobiet!
#RokNiesporczaka2016
#CzarnyProtest