Wyszukiwanie

:

Treść strony

Felietony

Bełkot miasta

Autor tekstu: Józef Mamut
Ilustracja: Maja Skibicka
30.10.2015

– Na Swaroga i Światowida! My naród słowiański, o historii starszej niż Watykan i Junajted Stejt of Afroameryka, jedzący czarne burgery na rogatkach najdroższych w galaktyce autostrad i gardzący drożdżówkami z luksusem.
W barze panował gwar, ale przemówienie lidera pasibrzuchów jak zawsze automatycznie wybrzmiało w głośnikach mocniej.
– Zapraszamy wszystkich! Zwłaszcza niemile widzianych poddanych dyktatora Kamikadze Hamamote. Takich najlepiej trzymać blisko pod czujnym okiem monitoringu wiejskiego, wszczepiając im w odbyt licznik przesądów i konsumpcji ścierwa, co pozwoli zaoszczędzić wiele cennych rakiet ksenovob. To oczywiste, że niekonsekwentnego, namawiającego do nienawiści bredzenia mordercy nie powinno się brać zbyt metafizycznie, ale nasza poprawność polityczna jest bardziej zboczona niż system odchodowy więc trudniej zakazać tego szajsu od czuwaliczki jadalnej…
Słuchaliśmy z obrzydzeniem pałaszując nieokreślony punkt G Magdy Basmanti, która w niemoralny sposób robiąc kalkę zagranicznego programu wybiórczego pomaga burakom stać się koszernymi cebulami, które godnie wykarmią gości pobliskiego muzeum kowegetacji z grabarzami zarodków lajt w cudzysłowie.
Żyje w świecie modowych blogów i blobowych młotków, dla których radością życia i szczytem smutnego hipsterstwa jest gardzenie wszelką rozrywką poza masturbacją własnej erudycji.
Okazuje się, że groźniejsze od gadania pierdół i kłamstw jest mówienie podludziom, żeby sami sobie coś ocenili. Ta obawa dotknęła również medialny ściek główny.
Czasami lepszy jest jeden telefon do dobrego przyjaciela od 3 specjalistów uzbrojonych w rendgenerator tomograficzny, który bezskutecznie próbują wcisnąć ci w trąbkę Eustachego, kiedy już totalnie zatka się stekiem bzdur i frazesów z teczki naczelnego spin-grubasa.
– Chce pan olej z konopiaka czy geny słonia na te uszy? – zapytał konował, a ja znowu nie wiedziałem po co żyję.
Zawsze można pojechać na przystanek kupsko, by wychodząc z stolca gównego zeżreć najgorszy kał wzdłuż całej odoriver, gdzie tępa łyżka zabarwi mi barszczyk wywarem z karaczanów. Wystarczą mi te z ulicy.
Ryjów cała masa. Święte zasrali już miesiąc temu. Z okna na szczęście w moim mieszkaniu nie widać żadnego. Bogu dzięki jednak za te blokhauzy, co 4 lata się przydają. Jakoś można żyć, chociaż jak jadę samochodem, to potrafią się rzucić pod koła.
– Nawet nie mów, przejechałem jednego w zeszły czwartek – jęknął Stefan.
Wyszedłem stamtąd. Wynizowałem się jak Optyfus Prajm Minister of Cośtam.
Niech żyje socnierealizm i 300 eurosów dla każdego kota po 40 latach pracy w kamieniołomach. Niech żyją płody rolne in vitro, podatek linijkowy i gruba lina samozaciskająca się na szyi medycznej pranajamy.
Ciężko się walczy z wiatrakami, które zabijają ptaki. Niedobitkom pomagają przecież ludzie – nie przepisy – ale tym urodzonym w klatce niezwykle ciężko to pojąć.

Informacja o finansowaniu strony internetowej

Portal współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego

Dolne menu strony

Stopka strony

(c) menazeria.eu - wszelkie prawa zastrzeżone
do góry