Pierwszą swoją pracę magisterską broniłem w końcówce lat siedemdziesiątych na Uniwersytecie Warszawskim. Egzamin, co istotne, a co wyjaśni się za chwilę, odbył się w budynku filologii polskiej. Przygotowałem pracę z zakresu filmoznawstwa pt. „W poszukiwaniu Wajdowskiego bohatera”. Pisałem ją przez wiele miesięcy, napracowałem się, naoglądałem, naczytałem, namyślałem i w końcu napisałem. Praca była obszerna. Miała potężną bibliografię i mnóstwo przypisów. Atmosfera egzaminu była dostojna i poważna. Na miarę filmów Andrzeja Wajdy. A on nigdy przecież nie był Woody Allenem polskiej kinematografii. Zdawałem ten egzamin spięty i zestresowany, nie wypadłem najlepiej, ale go zdałem. Nie dostałem najwyższej oceny. Dziś wiem, że moja praca była po prostu nudna i mało odkrywcza. W przyszłości miałem okazję to naprawić.
W latach osiemdziesiątych studiowałem reżyserię w Akademii Teatralnej w Białymstoku. Będąc na trzecim roku napisałem, a później wyreżyserowałem w teatrze swoją debiutancką sztukę. Sztukę dla dzieci. Okazała się sukcesem, a teatr zagrał ją bodaj 340 razy (ja byłem na przynajmniej 200 przedstawieniach – ciągle ją poprawiając). Sztuka była pełna komizmu sytuacyjnego i słownego. Mnóstwo w niej było zabawnych postaci. Dziecięca widownia co i rusz wybuchała śmiechem. Coraz częściej zacząłem poważnie zastanawiać się nad fenomenem śmiechu.
Kiedy zbliżał się czas napisania pracy magisterskiej postanowiłem połączyć te wszystkie doświadczenia w jedną spójną całość. Nie chciałem popełniać błędów w pisaniu i w obronie poprzedniej pracy. Z całą rozwagą – i przyznam szczerze – z pewną przebiegłością – postanowiłem napisać pracę pt. „Tajemnica śmiechu – chwyty komiczne”.
Wiedziałem, że bibliografia będzie skromna. W sumie lista wyniosła sześć pozycji –cytowałem Arystotelesa, Platona, Kanta, Bergsona, a z polskich autorów Bystronia i Dziemidoka. Praca nie była obszerna. Pisało mi się ją szybko i z przyjemnością.
W pierwszej, teoretycznej części pracy stawiałem hipotezy i filozofowałem, cytowałem poetów i pisarzy. Przytaczałem np. słowa Milana Kundery, który podzielił śmiech na dwie kategorie – „śmiech anielski” i „śmiech diabelski”, przez „śmiech anielski” rozumiejąc śmiech beztroski, śmiech ze szczęścia, śmiech dwójki nakręcających się do śmiechu dzieci, jaki pamiętamy z dzieciństwa, a „śmiech diabelski” wiązał z szyderstwem, pogardą, złośliwością.
W drugiej części klasyfikowałem i grupowałem różne chwyty komiczne, możliwe do zastosowania w teatrze. Opatrywałem je przykładami literackimi, teatralnymi i filmowymi. Również przykładami z własnej twórczości.
Jak sądzicie Państwo, jaki przebieg miała obrona mojej pracy? Tej pierwszej obrony prawie nie pamiętam. Rozmyła mi się w mojej wyobraźni, widzę ją bardzo, bardzo mgliście. Tej drugiej nie zapomnę do końca życia. Przez bodaj półtorej godziny moi profesorowie z Akademii Teatralnej prześcigali się w opowiadaniu dowcipów. Niektóre pamiętam do dzisiaj. Początkowo miałem za zadanie owe dowcipy opatrzyć komentarzem i odpowiednio zaklasyfikować, ale bardzo szybko procedury padły. Anegdoty i zabawne historyjki były tak interesujące, że ciekawsze było ich słuchanie niż poddawanie analizie. Z egzaminu zrobiło się całkiem miłe towarzyskie spotkanie. Czasem płakaliśmy ze śmiechu. Dostałem najwyższą ocenę. Ubaw po pachy.
A teraz drugie pytanie. Jak Państwo myślicie, gdzie odbyła się obrona mojej drugiej pracy magisterskiej? W tym samym miejscu gdzie pierwsza – w gmachu filologii polskiej Uniwersytetu Warszawskiego. I chyba w tym samym pokoju. Jak to możliwe? Po prostu – promotor mojej pracy, który wykładał w Akademii Teatralnej w Białymstoku, został właśnie dziekanem mojej filologii, a większość profesorów ze składu komisji pochodziła z Warszawy. W ten oto sposób historia moich prac magisterskich zatoczyła koło, a ja mogłem się zrehabilitować w swoich własnych oczach za poprzednią obronę. Nie ma przypadków.
Czasem żartobliwie zaczepiam koleżanki i kolegów nauczycieli i wykładowców powiedzonkiem „kto umie ten umie, kto nie umie ten uczy”. Większość reaguje śmiechem, ale są też i tacy, a jest niemało, którzy wysłuchawszy tych słów zamyślają się na chwilę i wygłaszają ze śmiertelną powagą – „Wiesz, nie o to chodzi…” i grzebią się tym samym ostatecznie we własnym grobie braku poczucia.
Natomiast studentom i uczniom powtarzam dość często, że poczucie humoru to funkcja inteligencji, również tej emocjonalnej.
Felieton w pierwszej kolejności ukazał się w miesięczniku polskiej mniejszości na Zaolziu "Zwrot" - wydawanym przez Polski Związek Kulturalno-Oświatowy. Siedzibą redakcji i wydawnictwa jest Czeski Cieszyn. Obecnym redaktorem naczelnym jest Halina Szczotka.