Chyba rozwiązałem odwieczny problem związany z zakupami prezentów świątecznych. Zaraz się nim z Państwem podzielę. A nuż komuś to rozwiązanie przypadnie do gustu, a wówczas będę się cieszył, że mój felieton okaże się przydatny w wymiarze praktycznym. Ale najpierw słowo wstępu.
Mam osobowość o skłonnościach do nałogów – pojadam / tu żona twierdzi, że za mało/, popijam i popalam /tu żona twierdzi, że za dużo/. Poczytuję i popisuję. Ponadto mam dziesiątki innych rozlicznych bzików. Może nie kolekcjonerskich, ale zbieraczych na pewno. Jestem zbieraczem płyt, zbieraczem piór wiecznych, zbieraczem żeliwnych odważników, zbieraczem książek, zbieraczem anegdot, zbieraczem grzybów /w tym roku zrobiłem 120 słoików grzybów marynowanych – polecam marynowane kanie/, zbieraczem etatów i profesji, o czym będzie mój następny felieton. Nie mam swojego jednego i jedynego hobby. Szkoda mi na to i życia i czasu. Tzw. koników mam mnóstwo. Rok temu zacząłem kolekcjonować drewniane rozgałęzienia i ciekawe okazy drewna. A zaczęło się od tego, że musiałem ściąć uschniętą czereśnię w dziadkowym ogrodzie i w jednym, dwumetrowym kawałku czereśniowego drewna zauważyłem fantastyczną, wyrzeźbioną przez naturę kibić. W przeciągu roku nazbierałem, chodząc za grzybami po lesie, kilkadziesiąt takich drewnianych artefaktów z rozlicznymi erotycznymi podtekstami. Nie jestem mistrzem dłuta, ale komplet tarników nabyłem i te moje leśne drewniane okazy, czekają na swoją obróbkę i oprawę. Może kiedyś znajdą się na scenie, bo scenariusz w głowie mi się piszę. A być może zorganizuję im gdzieś jakąś wystawę. Zobaczymy.
Jeszcze miesiąc temu, nie przypuszczałem, że dotknie mnie kolejny kolekcjonerski bzik. Od wielu lat leżą na moim biurku dwa duże plastry agatu, które dostałem w prezencie od studentów z Urugwaju. Co prawda od dawna w wiadomym mi celu zbieram różne polskie kamienie polne i kamienie naturalne z różnych zakątków Europy i świata, nigdy wcześniej nie pomyślałem o kamieniach szlachetnych i półszlachetnych. Aż w końcu dopadło mnie.
Patrzę teraz na moją skromniutką, ledwie dwutygodniową kolekcję: wspomniane dwa duże agaty z Urugwaju i te mniejsze - oszlifowane i nieoszlifowane: agat z Botswany, labradoryt z Madagaskaru malachit z Konga, tygrysie oko z RPA, symbircyt z Rosji oraz septaria z Maroka.
Dziś natomiast, przed napisaniem tego felietonu, kupując na allegro, wzbogaciłem tę kolekcję o - jaspis czerwony z Egiptu za 5 zł, niebieski lapis lazoli z Afganistanu za złotych 8, nefryt z Rosji za 7 zł, magnetyt z Brazylii za 6 oraz mokait z Australii za złotych 7. W sumie z dostawą /13 zł/ wyszło 46 złotych za całkiem niemały fragment naszej planety. Wszystkie kamienie, każdy z osobna, mają około 5 cm.
Oczywiście są minerały i kamienie znacznie droższe. Bardzo podoba mi się wyjątkowy czarny opal z Australii za 17 tys. złotych, ale na razie nie zdecyduję się na jego zakup. Jestem raczkujący w materii minerałów i kamieni szlachetnych i półszlachetnych. Zamówiłem natomiast pozycję „Atlas minerałów”, który zdąża do mnie. Moja wiedza w tym zakresie będzie się bez wątpienia poszerzać.
Felieton w pierwszej kolejności ukazał się w miesięczniku polskiej mniejszości na Zaolziu „Zwrot” – wydawanym przez Polski Związek Kulturalno-Oświatowy. Siedzibą redakcji i wydawnictwa jest Czeski Cieszyn. Obecnym redaktorem naczelnym jest Halina Szczotka.