Każda osoba potrzebuje podsumowań, prędzej czy później. Ta potrzeba dojrzewa, jak wino. Osiemnastka i trzydziestka są wiekiem podsumowań, społecznie wywołujemy wzajemnie presję, by takim momentem były. Osiemnastka jest tą ułudą dorosłości – co, prawa wyborcze i świadomość społeczno-polityczna? Ha, dobre, idę na browara, w końcu. Jako nastoletnie szczyle nawet nie myślimy o zakreślaniu naszych dokonań jakimś widocznym i rozgraniczającym kręgiem przemyśleń – bo po co, żyćko płynie! Trzydziestka? Teraz nic, tylko się starzeć, nie ma odwrotu, będziesz cierpieć, będziesz tęsknić za twarzą pozbawioną zmarszczek, za pośladkami bez cellulitu, za ciałem obojętnym na czas i grawitację. Nieliczne głosy powiedzą: luzik, teraz dopiero się zacznie najlepsza zabawa. Reszta panikuje.
Cały ten rok wywrócił się dla mnie w okolicach marca – jak dla wielu z nas. Szczęśliwie zdążyli_łyśmy zrobić Manifę w Toruniu i bach. Tydzień później świat wykręcił się na lewą stronę, jak nieświeża skarpeta, zalegająca miesiącami pod łóżkiem w internackim pokoju jakiegoś sfrustrowanego, jarającego po kątach szlugi z tanim tytoniem, nastolatka. Taki, wiecie, bunt czasoprzestrzeni. Co, nie mogę wywrócić Wam systemu do góry nogami? Pf, mogę. Przy okazji obnażę Wasze tekturowe bożki, Mister Kapitalizm, Mistress Służba Zdrowia, Mounsieur Przecież Zawsze Wszystko Będzie Dobrze, He, He z ziomkinią Przecież Mówili_łyśmy, Tyle Razy, To Jebnie – Pozdro, Naukowcy_czynie. Wszystko wrzasło w unisono.
Jakieś niecałe trzy tygodnie później miałem trzydziestkę. Z perspektywy czasu – całkiem niezłą. Tak, krótko potem zacząłem brać antydepresanty, przytłoczony płonącym światem. Jednakże trzydziestka, jako moment, nie okazała się być zła. Podjąłem konkretną decyzję względem swojego ciała i ducha, wyoutowałem się z transpłciowością, wybrałem sobie nowe imię, z którym się już maksymalnie związałem. Ciało dalej mnie drażni, często mijam lustro w przedpokoju i mam czakry układające się w świetlisty napis „meh”. Ale spokojnie. Wszystko przede mną. Mam plan, wiem, co robić. Będzie ciężko, ale tego chcę, na spokojnie, bez paniki i drapania ścian pazurami. Po prostu wiem, czego chcę.
Co mi dał ten rok?
Dużo wiedzy. Niesamowicie dużo wiedzy. Na końcu otrzymałem spokój.
Poznałem, że siła miłości leży w tym, nie jak mocno tulisz, ale jak często dajesz odetchnąć. Jak jednym z jej elementów, nieodzownych, jest czuła uważność. Sprawdzanie zgody na pomoc – tak! Nie zawsze ktoś potrzebuje panicznego oplatania ramionami i obecności. Czasem jest to cisza i zamknięty pokój. I to jest okej.
Jest tyle praktyk na pionizowanie się, ile ludzi. Gry planszowe, sport, jedzenie, seks, tulenie, suszenie oczu przed Netflixem, gry, spanie, ściskanie kota. Każda jest okej. Każda możliwie pomaga uspokoić ducha. Póki nie krzywdzisz – jest okej.
Rewolucje mogą szybko się wznosić i upadać, w tej wąskiej paraboli lotu dają ekstazę, niemal nieważkość, ale ta krzywa powoduje, że uderzenie w ziemię jest jeszcze bardziej bolesne. Wąskość tej paraboli nie pozwala na konstruktywne zmiany. Musi być ona długa, szeroka. Ślepa wiara w rewolucję może zagrozić całej idei naprawy.
Technologia jest przekleństwem, jak i zbawieniem. Łączy jednostki, rozdziela społeczeństwa.
Szum wiatru w liściach, nawet na telefonie, może być miodem na uszy. Ledwo słuchałem muzyki przez ten rok. Najczęściej włączałem albo trzask kominka, albo szum fal, albo wiatr w górskim lesie.
Czuję się silniejszy. Pomimo iż straciłem wiarę w ten kraj, straciłem wiarę w aktywizm i zabrakło mi jakiś czas temu siły – czuję się silniejszy, przez tę wiedzę, jak jestem słaby, ile dałem, zanim poczułem wyczerpanie. Ile wytrzymałem. Ile przeżyłem z Nią, z Nimi. Czuję się silniejszy przez te małe drobiny wiedzy, którą mam dzięki delikatnej obserwacji świata. Ta uważność i spokój daje mi pion. Przynajmniej da, na jakiś czas.
Bowiem, tak, kończy się 2020, będzie 2021. Potem 2022. I kolejne. Mierzyć się będziemy nie tylko z rozpieprzoną gospodarką, krajem wiszącym na włosku, prawdopodobnie niezliczonymi protestami i strajkami przeróżnych sektorów, które z furią spoglądają w kierunku Sejmu. Będzie ciężko. Będziemy musieli_ały się spiąć, zlepić, połączyć, tak na serio. Wspierać, uczyć, otaczać troską. Jesteśmy w procesie zaraz rocznego wyczerpania psychicznego, strachu o bliskich, momentów otępienia i rozpaczy. Globalnie. Nie ma jak uciec przed tematem pandemii. Każdy kąt naszego świata został opanowany przez maseczki, płyny dezynfekcyjne, niecierpliwość i niepewność. Kilka miesięcy temu mój pomysł na końcoworoczny tekst zawierał się w bogatej w znaki, szerokiej kolumnie tekstu złożonego z przekleństw. Czułem wtedy gniew, czułem strach, bezsilność. Widziałem tysiące ludzi na ulicach, widziałem głupotę świata politycznego, widziałem moją niemożność zrobienia z tym czegokolwiek. Na jednej z demonstracji chciałem zaprosić osoby do gremialnego wrzeszczenia. Śpiewałem. Krzyczałem przez megafon. Spieprzałem po ciemniejszych uliczkach miasta przed policją. Tęskniłem. Płakałem, oj, dużo płakałem.
Kiedy płakałem, zrozumiałem, że musimy być wobec siebie niesamowicie czuli_łe teraz. Jesteśmy jak poobijane szkło, ledwo się skleimy, czymkolwiek, rzeczywistość znowu kopie, w najczulsze, obtłuczone miejsca. Wystarczy iskra, by zapłakać, by wrzasnąć. Ostatnio skosiliśmy się z Piękną. O pierdołę, absolutną pierdołę. Ale byłem z nas dumny, kiedy następnego dnia daliśmy sobie przestrzeń, by się przytulić i powiedzieć sobie „przepraszam” i „rozumiem, nic się nie stało”. Bo w sumie nic się nie stało, tylko te lejce, poplątane i naciągnięte od miesięcy, wysmyrknęły się z dłoni i pocięły ich wewnętrzną skórę, wysuszoną, napiętą.
Kiedy płakałem, zrozumiałem też, ile chcę i potrzebuję włożyć wysiłku w uważne zaopiekowanie się moimi bliskimi. Na ile muszę być ostrożny, szczególnie teraz. Jak cholernie za nimi tęsknię. Jak malutkie gesty tej tęsknoty mogą kleić te stłuczone serducha. Czułość jest fajna, uważność jest konieczna, empatia jest nieodzowna.
Jesteśmy po rocznym doświadczeniu traumy, z perspektywą na kolejne jej dawki, w następnych miesiącach. Będą nam potrzebne koty, memy, czułość, ale przede wszystkim siła i uważność, ostrożność i empatia. Bardzo nam tego życzę. Będzie lepiej, jeszcze staniemy na nogi.
I może jakoś sensownie obalimy ten rząd.
Sensownie!