Fenomenu da Vinciego nie da się opisać za pomocą jednego tekstu, stąd pokusiłem się jedynie o subtelne wtrącenia oddające absolutne minimum hołdu dla geniuszu. Narzucony przez postęp pośpiech, nie wyklucza możliwości choćby delikatnego poczucia wyjątkowości, zwiększenia postrzegania siebie jako osoby nie tylko wartościowej, ale przede wszystkim utalentowanej. Rozejrzyjcie się, niektórzy dookoła niewątpliwie noszą w sobie cząstkę Leonarda, który jako dobry ojciec określenia „człowieka renesansu”, gdziekolwiek jest, błogosławi artystów i twórców z poczuciem, że świat może być piękny, trzeba tylko wiedzieć, jak o niego walczyć i uruchomić drzemiące w społeczeństwie pokłady nieokiełznanej kreatywności.
Ograniczając się nawet do podstawowej wiedzy zaczerpniętej ze szkolnych podręczników, przez oś czasu przebiega całkiem dosadna ilość geniuszu. Znakomitych i, przede wszystkim, wszechstronnych twórców. Niewątpliwie wzorem definicji „człowieka renesansu” jest całokształt działań Leonarda da Vinci, jednak wyścig o setki talentów ukrytych w jednym ciele nie ogranicza się wyłącznie do jednej epoki. Śladami włoskiego malarza, architekta, filozofa, muzyka, odkrywcy (mógłbym wymieniać, lecz nie starczy miejsca na dalsze rozważania), czasem nawet nieświadomie, podążamy my, dzieci XXI w. Oczywiście gonitwa za ideałem, urodzonym w 1452 r. ledwo na początku skazana jest na niepowodzenie. Zabiegani codziennymi ulicami postępu nie zauważamy jednak, ilu rzeczy wymaga od nas narzucony system, aby w ogóle swobodnie funkcjonować.
Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że zapewne większość czytelników, po tak śmiałym i pozornie oderwanym od realiów wstępie, podchodzi wyjątkowo sceptycznie do dalszej lektury. Zatrzymajcie się jednak przez moment i pozwólcie dokończyć! Rozważania pokroju „ile we mnie Leonardo?” na pozór są wręcz śmieszne, zważywszy chociażby na to, w jakich dziedzinach specjalizował się znany twórca. Współcześnie nie widzimy wielu rzeźbiarzy, filozofów czy wynalazców. To wcale nie tak, że ich nie ma, po prostu nie są to już aż tak gloryfikowane zawody. Skupmy się jednak nie na zakresie działania, a ilości obowiązków.
Miastowy ruch jest całodobowy, stąd masa literackich określeń rzędu „miasto nigdy nie śpi”. Zamknięci w termicznych kubkach z sieciówkowym espresso, video konferencjach i szklanych domach, jesteśmy nastawieni na obowiązki, a nie na to, co może się za nimi kryć. Współczesny „człowiek renesansu” może być biznesmenem, awangardowym artystą, a nawet i pogardliwie w postrzeganym „korpo szczurze” jakaś część wszechstronnego talentu z pewnością jest. Przyjrzyjmy się codziennym biegom. Dzień Leonarda zaczyna się kwadrans po ósmej, kiedy uczestniczy w niezwykle ważnej konferencji, gdzie wymaga się płynnej angielszczyzny. Następnie zamienia się w specjalistę od tabeli i tabelek w Excelu, nawet jeśli liczy pieniądze, to jest to praca absorbująca czas i zobowiązująca do posiadania całkiem pokaźnego wachlarzu umiejętności, w końcu ile w nas realnej znajomości pakietu Office, a ile z niej tylko zamieszczamy w CV? Przerwa na lunch, po czym testujemy HR-owe umiejętności podczas batalii z świeżo zatrudnionymi pracownikami. Doba owocuje jeszcze w podboje bankiera, podboje literackie (nie macie pojęcia, ilu nieszczęśliwców pisze do szuflady), kuchenne rewolucje i całą masę innych, w zależności od konieczności, talentów. I co, już bliżej Ci do renesansowego geniuszu?
Oczywiście nad wyraz optymistyczna tonacja tekstu nie umniejsza pozycji naszego bohatera. Fenomenu da Vinciego nie da się opisać za pomocą jednego tekstu, stąd pokusiłem się jedynie o subtelne wtrącenia oddające absolutne minimum hołdu dla geniuszu. Narzucony przez postęp pośpiech, nie wyklucza możliwości choćby delikatnego poczucia wyjątkowości, zwiększenia postrzegania siebie jako osoby nie tylko wartościowej, ale przede wszystkim utalentowanej. Rozejrzyjcie się, niektórzy dookoła niewątpliwie noszą w sobie cząstkę Leonarda, który jako dobry ojciec określenia „człowieka renesansu”, gdziekolwiek jest, błogosławi artystów i twórców z poczuciem, że świat może być piękny, trzeba tylko wiedzieć, jak o niego walczyć i uruchomić drzemiące w społeczeństwie pokłady nieokiełznanej kreatywności.