Polacy uwielbiają wyróżnienia, szczególnie takie, których mogą czuć się współautorami. Częścią sukcesu pisarki czują się ludzie, którzy obecnie czytają Tokarczuk i walczą o to, aby powszechnie panowała wizja autorki jako geniusza i zwycięzcy. Jeśli pisarka wygrała tak prestiżową nagrodę, wygrali ją również jej czytelnicy. Literacka Nagroda Nobla przyniosła wszystkim po koszu dobroci. Tokarczuk zyskała wreszcie rozgłos na miarę poziomu jej twórczości, a czytelnicy zyskali Tokarczuk. Wreszcie chwalimy, co swoje.
Jakiś czas temu rozmawiałem z moim serdecznym przyjacielem na temat któregoś sukcesu polskiej reprezentacji piłkarskiej (tak, to musiało być dawno). W trakcie żywiołowej dyskusji zaskoczyło mnie nagminne powtarzanie słowa „zwyciężyliśmy”. W końcu odważyłem się zapytać… jacy „my”? Przecież poza zakupem kilku napojów energetycznych sygnowanych nazwiskiem czołowego napastnika, nie masz żadnego związku z reprezentacją.
„– Jestem Polakiem, a oni reprezentują nasz kraj, więc to zwycięstwo należy mi się tak samo” – powiedział wypinając pierś. Ledwo stłumiłem śmiech, później zacząłem się jednak zastanawiać nad ogólnym pojęciem podobnego patriotyzmu, sięgając naprawdę daleko…
Znalazłem synonimiczne podejście w obecnej „modzie na Tokarczuk”. Geniusz autorki jest niepodważalny, przykre jest jednak to, że rozgłos na skalę naprawdę masową (kryteria wyznaczają ludzie, którzy książek nie poznali nawet w szkole) zyskała dopiero po otrzymaniu Nagrody Nobla. Razem z Noblem przyszło coś na kształt bezkrytycyzmu jej twórczości, niektóre media jednak za wszelką cenę próbują wyciągnąć potknięcia pisarki z przeszłości. Słowem klucz jednak w całej sławie autorki jest nagroda. Nie mogło to być nic innego niż Nobel. Powszechnie jakoś się tak przyjęło, że nawet ludzie pozornie nieskalani choćby delikatnym obyciem literacko-społecznym darzą ogromnym szacunkiem i podziwem akurat taki tryumf.
Piękne jest to, że naturalną koleją rzeczy stały się książki na ulicach. Nazwisko autorki często wystaje z toreb, plecaków i kieszeni. Wielu ludzi na co dzień stroniących od powieści, nagle sięga po Tokarczuk. Przyczyny są różne, na czele z ciekawością i chęcią oddania czegoś na kształt „hołdu” pisarce. Zresztą mało ważne jest to, dlaczego zaczynamy czytać. Ważne jest to, że Polacy w ogóle w tym kierunku idą.
Czas na połączenie fenomenu Tokarczuk z początkową anegdotą o reprezentacji. Polacy uwielbiają wyróżnienia, szczególnie takie, których mogą czuć się współautorami. Częścią sukcesu pisarki czują się ludzie, którzy obecnie czytają Tokarczuk i walczą o to, aby powszechnie panowała wizja autorki jako geniusza i zwycięzcy. Jeśli pisarka wygrała tak prestiżową nagrodę, wygrali ją również jej czytelnicy. Literacka Nagroda Nobla przyniosła wszystkim po koszu dobroci. Tokarczuk zyskała wreszcie rozgłos na miarę poziomu jej twórczości, a czytelnicy zyskali Tokarczuk. Wreszcie chwalimy, co swoje.
Pozwolę sobie wpleść jeszcze dodatkową refleksję. My jako naród potrzebujemy wzorców. Obecne zaniżenie rozrywkowych standardów doprowadziło do upośledzenia społeczeństwa pod względem czytelnictwa. Potrzebujemy bardzo widocznych, można nawet pokusić się o słowo: „drastycznych” w swojej konieczności rozwiązań. Takim rozwiązaniem jest Nagroda Nobla dla Olgi Tokarczuk. Teraz pozostaje nadzieja, że to jedynie wspaniały początek stopniowego oswajania się ludzi z kulturą i sztuką. Nie pozostaje nam nic innego jak zakończenie słowami „Dziękujemy Pani Olgo!”.