Jak to się dzieje, że podobają nam się filmy robione od jednej kalki? Odpowiedź jest prosta — bo jesteśmy w stanie je przewidzieć, znamy ten system na wylot i czujemy się w nim komfortowo. Stajemy się pewniejsi siebie, bo wiemy, kto jest „tym złym”, wiemy, kto umrze lub odzyska życie.
Ta mała manipulacja nie brzmi jak coś złego. Wykorzystywanie schematów w kinie sprawdza się od lat. Trwa to już tak długo, że trudno określić, czy mamy problem z kreatywnością, czy wszystko, co mogło zostać opowiedziane w sposób oryginalny, już się pojawiło i jesteśmy skazani na parodię, pastisz i remake, a właściwie parodię parodii, pastisz pastiszów i remake remake’ów, które z kreatywnością i pomysłowością nie mają wiele wspólnego.
Ciiii… zaczyna się.
Nazywa się Magdalena, ale woli, kiedy mówi się do niej po prostu Magda. Urodziła się w arystokratycznej rodzinie i, jak przystało na tradycję, przekazywaną z pokolenia na pokolenie, ukończyła studia z wyróżnieniem. Jej rodzice mieszkają w małym domku na Mazurach, ona przeniosła się do dużego miasta w pogoni za marzeniami. Pracuje w amerykańskiej korporacji, z czego rodzice są niesamowicie dumni i kiedy tylko mogą, chwalą się Magdą przed znajomymi. Ona natomiast nie czuje się spełniona. Uwielbia malarstwo, abstrakcja to jej żywioł, ale nie może powiedzieć o tym rodzicom, nie zrozumieliby tego. Przecież nie można wyżyć ze sztuki, zwłaszcza takiej.
Pewnego dnia, nie mówiąc nic rodzicom, zapisuje się na zajęcia z malarstwa w domu kultury na warszawskim Mokotowie i tam poznaje Marka — nauczyciela i studenta Akademii Sztuk Pięknych. Razem chodzą na wystawy najwybitniejszych malarzy. Matejko, Chełmoński oraz Fałat — znają ich prace na pamięć.
Akcja zagęszcza się w momencie, gdy jej rodzice przypadkowo odkrywają romans Magdaleny z młodym malarzem i zabraniają jej dalszych spotkań. Sprowadzają ją do domu na Mazurach i rozpoczynają nieudolne próby zeswatania córki z nierozgarniętym synem przyjaciół z dawnych lat. Serce Magdaleny tęskni za gwarem wielkiego miasta, przyjaciółmi z lekcji malarstwa w domu kultury, ale przede wszystkim za Markiem.
Wincenty i Zofia — rodzice Magdaleny — zapowiadają jej nadchodzącą przeprowadzkę do Stanów Zjednoczonych na czas nieokreślony, tłumaczą jej, że tak będzie lepiej, odpoczną i wzmocnią rodzinne więzy. Wraz z nimi ma wyruszyć zaprzyjaźniona rodzina z zalecającym się do niej przygłupim przystojniakiem.
LECZ…
W ostatniej chwili na lotnisko przybywa Marek, a Magdalena wpada mu w ramiona, przeciwstawiając się woli rodziców. Zofia i Wincenty czują gniew, lecz gdy widzą miłość młodych, przypominają sobie siebie sprzed lat. Dochodzą do wniosku, że pozwolą młodym spotykać się, a sami wrócą do domku na Mazurach i odtąd będą chwalić się córką artystką.
Koniec.
Widownia zachwycona, światła się zapalają, a wszyscy powoli opuszczają salę kinową. Wszystkie kobiety na sali utożsamiają się z silną, niezależną i nowoczesną Magdą, która mimo wszystko nie wyzbywa się szacunku do swoich rodziców i tradycji.
Tak naprawdę na miejsce Magdaleny można wstawić Annę, Katarzynę czy Zuzannę, można poszaleć jeszcze bardziej i nazwać ją Xanjach. Zmienić domek na Mazurach w zapomnianą wyspę na Oceanie Spokojnym, gdzie żyją istoty podobne do ludzi. Zofię i Wincentego w parę królewską W i Z. Nie można zapomnieć o supermocach głównej bohaterki, takich jak niesamowita siła, błyskotliwość umysłu czy umiejętność porozumiewania się ze zwierzętami. Marek zostaje sobą, niczym niewyróżniającym się artystą z Nowego Yorku.
Dla uatrakcyjnienia, w tło całej tej niesamowitej historii dodać należy wojnę lub jakiś niespotykany kataklizm naturalny, na przykład meteoryt na kursie kolizyjnym z Ziemią i mamy kolejny hit.
Należy pamiętać oczywiście o dobrych dialogach i sentencjach rodem ze stron książek Paulo Coelho. Wyobrażacie sobie taki film bez zdań typu: to możliwość spełnienia marzeń sprawia, że życie jest tak fascynujące albo to, co robisz teraz, może ocalić przeszłość i w konsekwencji zmienić przyszłość czy drugą połowę można poznać po osobliwym blasku w oczach — tak od początku istnienia ludzie poznawali prawdziwą miłość? Jeśli ktoś plecie bez ładu i składu albo wygłasza oczywiste oczywistości w sposób patetyczny, może bez trudu pisać dialogi do filmów popularnych i, kto wie, może powstanie nowy blockbuster.
Jak to się dzieje, że podobają nam się filmy robione od jednej kalki? Odpowiedź jest prosta — bo jesteśmy w stanie je przewidzieć, znamy ten system na wylot i czujemy się w nim komfortowo. Stajemy się pewniejsi siebie, bo wiemy, kto jest „tym złym”, wiemy, kto umrze lub odzyska życie.
Ta mała manipulacja nie brzmi jak coś złego. Wykorzystywanie schematów w kinie sprawdza się od lat. Trwa to już tak długo, że trudno określić, czy mamy problem z kreatywnością, czy wszystko, co mogło zostać opowiedziane w sposób oryginalny, już się pojawiło i jesteśmy skazani na parodię, pastisz i remake, a właściwie parodię parodii, pastisz pastiszów i remake remake’ów, które z kreatywnością i pomysłowością nie mają wiele wspólnego. Maszynowa produkcja filmów ma się bardzo dobrze i nie wygląda na to, by ta epoka szybko przeminęła.
Oczywiście nie jestem w stanie opisać tutaj wszystkich filmów, jakie powstają. Są jeszcze dzieła „niszowe”, „alternatywne”, które nie pokazują nam rzeczywistości, w jakiej chcielibyśmy żyć, a prawdziwy i realny świat — one nazywane są często „ciężkim kinem”. Dlaczego? Ponieważ widz musi się z nimi oswoić, przemyśleć i ułożyć sobie w głowie to, co zobaczył. Trwa to nieraz dni, a nawet tygodnie od momentu opuszczenia kinowej sali. Trzeba obejrzeć je kilka razy. Czemu nie są one tak samo popularne? Jak wiemy, myślenie nie jest naszą najmocniejszą stroną.