Warszawa, 13.04.2014
Bună seara!
Godzina 3.14 Warszawa, Grochów. Noc jest cicha i długa. Fala wilgotnego zimna wkrada mi się do pokoju przez uchylone okno, w dodatku cały dzień lało. Dłuższą chwilę podejmowałam decyzję, czy aby na pewno chcę wydostać się z mojej barykady w postaci kołdry i koca, usilnie chroniącej mnie przed przykrym otoczeniem. Pulsujący od nadmiaru dzień minął mi w niezachwianych rytmach ulewy. Wróciłam znikąd, a to miasto jest jak trajkoczące nad ranem ptaki, wpycha się uparcie pomiędzy spokojnie mijające sekundy a myśli, zdzierając aksamitną melancholię, odsłania znużoną rzeczywistość.
Właśnie skończyłam „Bukareszt”, Małgorzaty Rejmer. Miałeś rację, wchłonęłam jak wysuszona gąbka wodę, zalewając kartki łzami. Tak się złożyło, że ostatnie strony czytałam w podmiejskim pociągu wśród stłoczonych parasolek, w drodze na wyczekiwaną wystawę. Prosto z opętanego wspomnieniem Ceausescu miasta wylądowałam w CSW, gdzie znalazłam tyle rumuńskości, ile psów w Bukareszcie. „Kilka gramów czerwonego, żółtego i niebieskiego”, to dobrych kilka kilogramów komunizmu, cierpienia i absurdu.
Na „Grobowiec Stalina” i „Piwniczny Nastrój” wpadłam niemalże od razu po przekroczeniu progu wystawy. Są tylko dwa, i aż dwa. Obrazy obejrzałam z każdej możliwej i niemożliwej strony. Są bardzo klaustrofobiczne, zdeformowana przestrzeń obrazu wciągnęła mnie i zamknęła w martwocie statycznej, otępiałej niemocy. Ujmujący jest sposób używania koloru, silny, mocny, niezwykle szczery w swojej wymowie. Tak jak powierzchnia obrazu, warstwy nakładanej na siebie, wydrapywanej i znowu nakładanej farby stwarzają wrażenie niemalże obsesji malarza na punkcie modelunku. Namacalna cielesność obrazu spowodowała uczucie nieznośnego mrowienia w koniuszkach moich palców, zaczęłam nieodparcie pożądać dotknięcia faktury. Niestety mi się nie udało, było to zwiedzanie kuratorskie, lecz mimo tego odpłynęłam… Mimowolnie znalazłam się w Cluju, stanęły przede mną rude od rdzy okna pracowni Fabrica de Pensule.
Nicolae i Elena wracają z podróży zagranicznej.
- Ach, jakie mamy piękne rzeki – zachwyca się Elena.
- To nie rzeki, to drogi – odpowiada Nicolae.
Pilot odwraca się:
- To nie drogi, to ludzie w kolejkach.
Komunistyczny chaos i absurd. Artyści Ci noszą w sobie wspomnienie reżimu; byli wtedy nastolatkami. Czasów, kiedy na czworo dzielono się plasterkiem sera. Towarzysz Nicolae Ceausescu wraz z towarzyszką Eleną Ceausescu, w ekstrawaganckim tygrysim futrze, zwierzęcia, które sama zastrzeliła. Światły, kochany i szanowany przywódca. Wspaniały… prawy geniusz ówczesnej sceny politycznej.
Tutaj żandarmeria tupta pokornie nóżkami, wedle ściśle określonego układu w postindustrialnym budynku. Tańczy, wybijając nogami dźwięki niczym tancerze flamenco wybijający rytm kastanietami - ram-pam-pam! Podrygują w rytmie chichotu bosonogiego Ceausescu.
Ojca i Matkę narodu Rumuńskiego pamiętają również z grudniowych wydarzeń roku 1989. Zmasakrowanych, martwych. Ojca Narodu wśród błota, brudu i krwi. Dezinformacja. Przekaz został zmanipulowany. Więc rewolucja była, czy jej nie było?
„Skok w pustkę” Yvesa Kleina. Uwiecznił moment, w którym Rumuni nabrali w płuca powietrza, żeby z całej siły wrzasnąć. 44 lata i 3 sekundy później Ciprian Mureşan pokazuje skoczka, który leży nieruchomy, niemy, z twarzą wbitą w beton. Aż słyszę chrzęst kości potykającej się obok odtrąconej wyobraźni.
Zamknięci między dwoma szybami, w starej okiennicy, z której sypie się wysuszona czasem farba. Przychodzi moment, w którym spoglądają w dół na owinięte pajęczynami rzesze trupów. Patrzą na obrazy przeszłości, mierząc się z jej tępym, ale stanowczym spojrzeniem jako dorośli, jako artyści.
Asta e.
Całuję,
Sylwia