Wyszukiwanie

:

Treść strony

Przejazd

Nick Mason z Pink Floydu nie żyje, ale tak nie do końca, czyli trochę o muzyce, ale jednak bardziej o polityce

Autor tekstu: Rafał Derda
Ilustracja: Justyna Krzywicka
22.03.2016

8 grudnia rok 2010. W brytyjskiej Izbie Gmin odbywa się debata na temat podniesienia czesnego dla studentów. Kerry McCarthy, członkini parlamentu z ramienia opozycyjnej Labour Party, zwraca się do konserwatywnego premiera, Davida Camerona, z następującym pytaniem: „Jako osoba, która twierdzi, że jest wielkim fanem The Smiths, z pewnością zmartwi Pana Premiera wiadomość, że zarówno Morrissey, jak i Johnny Marr zakazali Mu lubienia siebie1. The Smiths są archetypicznym studenckim zespołem, więc jeżeli wygra Pan jutrzejsze głosowanie [dotyczące podniesienia czesnego], jak Pan myśli, jakiej piosenki będą słuchać studenci? ‘Miserable Lie’ («Podłe kłamstwo»), ‘I Don't Owe You Anything’ («Nic nie jestem Ci winien») czy ‘Heaven Knows I'm Miserable Now’ («Bóg jeden wie jak bardzo teraz jestem nieszczęśliwy»)?”. Cameron podszedł do sprawy całkiem niekonserwatywnie i odpowiedział: „Rozumiem że jeżeliby mnie zobaczyli, to nie zagraliby ‘This Charming Man’ («Ten czarujący mężczyzna»)”2. W swojej dalszej wypowiedzi zabłysnął jeszcze muzyczną erudycją przytaczając inny przebój grupy ‘William It Was Really Nothing’ („Nic się nie stało ,Williamie”3).

Tak to właśnie w tej Wielkiej Brytanii wygląda. David Cameron jest zagorzałym prawicowcem, kontynuatorem myśli politycznej Margaret Thatcher, człowiekiem londyńskiego City, osobą, która, o czym z pewnością wiecie, z lubością tnie „socjal” wszędzie, gdzie to tylko możliwe. Nie wiem, czy jedno jest powiązane z drugim, ale jest on prawdopodobnie również hog-shaggerem, jednak znaczenia tego tytułu nie będę Wam tłumaczył, możecie sobie sami to sprawdzić4. Wszystko to jednak nie przeszkadza mu pojmować istoty rocka alternatywnego czy też rozmawiać na jego temat podczas obrad parlamentu. A jak sprawy mają się u nas, w kraju nad Wisłą, w którym żyć nam przyszło?

Pominę fakt, że obecnie posłami są dwie osoby, które zmasakrowały narodowy gust muzyczny w latach dziewięćdziesiątych, to by było za łatwe. Skupię się za to na dwóch sytuacjach, które w mojej ocenie są więcej niż symptomatyczne. Kiedy wicepremierem był Jan Vincent-Rostowski na jednej ze stron rządowych napisano, że jest on prywatnie wielbicielem zespołu Queen. Zainspirowany tym Jacek Żakowski przywitał go w swoim programie puszczeniem ‘We Are the Champions’. Pan wicepremier nie tylko nie zrozumiał aluzji, ale i wyraził zdziwienie, że ktoś go w ogóle podejrzewa o słuchanie Freddy'ego5. Rozumiemy to. Zarobiony był, mógł zapomnieć, jaki muzyk go inspiruje, kogo najczęściej słucha. Druga sytuacja wynikła przy smutnej okazji śmierci Davida Bowiego. Zaproszony do studia Trójki dziennikarz6, Łukasz Warzecha, stwierdził, że w twórczości Bowiego to on raczej nie gustuje (co mnie akurat nie zdziwiło), natomiast ubolewa, że Nick Mason z jego ukochanego Pink Floyd również nie żyje. To z kolei nieco bardziej zdziwiło mnie, ale pewnie najbardziej w stan zdziwienia wprawiłaby wiadomość ta samego Nicka Masona, który zupełnie nieświadomy tego, że już nie żyje, jadł sobie w tym czasie English Breakfast w swoim dworku w Lake District czy gdziekolwiek tam emerytowane gwiazdy rocka mają swoje posiadłości. Warzecha przeprosił za pomyłkę7, ale jak głosi prasłowiańskie przysłowie: „Piwo z bigosem już się wylało”.

Nie wiem, czy rozumiecie, do czego zmierzam, więc przejdę od razu do konkluzji. Jak może nas dziwić siermiężność i przaśność naszej klasy politycznej, skoro jadąc do pracy nucą oni sobie: „Jolka, Jolka pamiętasz?” zamiast chociażby „Idziemy na skraj” Siekiery? Czemu oczekujemy od nich jakiegokolwiek poziomu ogarniania rzeczywistości, skoro u nich na półce z płytami stoją raptem trzy Perfecty i „Największe przeboje” Kombi zamiast Kur8 i Brygady Kryzys? Ok, trochę przesadzam, ale sami możecie zauważyć, że słuchanie Queenu, którego się nie słucha, oraz zachwycanie się nieżyjącym perkusistą, który żyje, to chyba standard niebędący standardem pożądanym.

Czy mamy jakiś środek zaradczy na tę sytuację? Oczywiście, że mamy! Przede wszystkim, nie wstydźmy się tego, że mamy lepszy gust od tych, którzy debatują nad ustawami. Sorry, ale akurat w tym sporze to my mamy całkowitą rację. Zarażajmy kulturą niczym przedszkolaki świnką, a w końcu dożyjemy czasów, w których nawet i rządzący zaczną słuchać czegoś więcej niż audycji Marka Niedźwieckiego. Można jednak załatwić to o wiele prościej. Najzwyczajniej w świecie wybierajmy do urzędów tych, którzy świadomie słuchają, świadomie czytają, świadomie chodzą na wernisaże, ponieważ istnieje duże prawdopodobieństwo, że są oni świadomi nie tylko tych wyżej wskazanych dziedzin. Pamiętajcie: słuchanie The Smiths podstawą dobrobytu kraju!

 

 

1 Rzeczywiście tak zrobili. Johhny Marr, gitarzysta The Smiths, napisał na Twitterze: „Zabraniam Panu mnie lubić”, natomiast Morrissey odmówił występu w programie, w którym miał również pojawić się David Cameron.

"> .

3 „Nic się nie stało Williamie” to dosłowne polskie tłumaczenie. Wydaje mi się jednak, że w dialekcie prawdziwo-polskim lepsze byłoby tłumaczenie „Nic się nie stało, Williamie, nic się nie stało”.

6 Pewnie już o tym zapomnieliście, ale dziennikarz to taka osoba, która dwa razy sprawdza przytaczane przez siebie fakty oraz posiada wiedzę ogólną większą niż posiada ją przeciętny zjadacz chleba. Wiem, że mi nie wierzycie, ale dziennikarze naprawdę kiedyś się tym charakteryzowali.

8 Wyobraźnia podpowiada mi możliwy dialog z losowo wybranym posłem:

- Słuchał Pan kiedyś Kur?

- A to z tym proszę do Ministerstwa Rolnictwa.

Informacja o finansowaniu strony internetowej

Portal współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego

Dolne menu strony

Stopka strony

(c) menazeria.eu - wszelkie prawa zastrzeżone
do góry