O inspiracjach oraz konwencji, w jakiej utrzymany został filmowy obraz opowiada reżyser – Karolina Ford
Skąd pomysł na film, który łączy w sobie elementy groteski z tak subtelną i delikatną poetyką?
Inspiracje czerpię przede wszystkim z rzeczywistości i nie szukam tematów do swoich filmów daleko. Nie chcę robić filmów o czymś, czego nie znam, bo wydaje mi się, że coś, co jest mi bliskie i co mogę obserwować na co dzień, będzie bardziej przekonywające. Przekonywające, a jednocześnie intymne, bo przecież snucie filmowej opowieści opartej na własnym scenariuszu jest odsłonięciem się przed widzem. Na jednym z ostatnich festiwali, na którym pokazywaliśmy „Prześwity”, konferansjer określił film jako bajkowy. Nie wydaje mi się, że jest to „film bajkowy”, ale na pewno w pewien sposób magiczny. Moim zdaniem rzeczywistość jest magiczna, tak ją postrzegam i nie zamierzam robić filmów „zgrzebnych i siermiężnych” estetycznie. W opowiadanej historii można dostrzec silne inspiracje Marquezem, Schultzem czy Iwaszkiewiczem. I choć są od siebie bardzo różni, wnikliwe oko na pewno pewne aluzje zaobserwuje (śmiech).
Co stanowiło główną/nadrzędną ideę filmu? Jakie przesłanie chciałaś zawrzeć w swoim filmowym obrazie?
Przesłanie jest uniwersalne. Każde pokolenie pragnie tego samego, mimo doświadczeń życiowych i czasów, w jakich dorastało. Niezależnie od wieku ma się marzenia i pragnienia oraz – to najważniejsze – chce się kochać. Może warto o tym przypominać. Na samym początku, zanim jeszcze zaczęłam pisać scenariusz, zależało mi na przedstawieniu relacji między wnuczką a babcią. Babcia cały czas ma potrzebę wymalowania się, eleganckiego ubrania, adoracji swojego mężczyzny. Pomysł ewoluował, ale kto wie, być może jeszcze kiedyś skupię się jedynie na tym wątku.
Dlaczego „Prześwity”? Jakie głębsze przesłanie kryje w sobie tytuł filmu?
Mówiąc „prześwity”, mamy na myśli przestrzeń, powierzchnię, w której gdzieś znajduje się dziura, otwór, przez który można coś zobaczyć czy podejrzeć. W filmie przypatrujemy się życiu, prywatnym, intymnym zdarzeniom, które dzieją się za zamkniętymi drzwiami między najbliższymi członkami rodziny. Jesteśmy widzami, ale jednocześnie podglądaczami. Kamera zatrzymuje się na detalach, przypatruje się twarzom, gestom, reakcjom. Dodatkowo, tytułowe prześwity są lukami w pewnych międzyludzkich relacjach. W małżeństwie dziadków nie układa się najlepiej. Podobnie jest w związku młodych, którzy przygotowują się do ślubu. Tam też coś przestaje grać i to są kolejne prześwity. Tytuł ma także odniesienia wizualnie. Chcieliśmy nawiązać do estetyki tego filmu, do specyficznego światła, które, załamane przez firanki i liście, wpada do pomieszczeń.
Niektóre ujęcia, widoczne szczególnie w przypadku pejzaży, zdradzają nawiązania do kompozycji malarskich. Na ile inspirowała Cię sztuka?
Bardzo zależało mi na klasycznych, wręcz akademickich kadrach. I ta akademickość jest rozumiana właśnie pod kątem malarstwa. Chciałam odejść od pewnych tendencji, które są popularne i poprawne w filmie, natomiast w malarstwie absolutnie nie. Film i malarstwo posługują się innym językiem, to oczywiste, jednak zależało mi na tym, żeby każdy zatrzymany filmowy kadr był jak zdjęcie, obraz. Moja operatorka, Natalia Miedziak, zaczynała od fotografii, natomiast mój operator, Damian Daniłowicz, ma wyjątkową wrażliwość wizualną i uważam, że doskonale zrozumieli mój zamysł. Zdjęcia w „Prześwitach” są jedną z najmocniejszych stron filmu. Piękne, plastyczne, bardzo subtelne, umiejętnie oświetlone. Tu chylę czoła przed Bartkiem Pawlikowskim. Wspomnę też, że tak samo klasyczny miał być montaż. Oprócz sceny tańca i sceny szaleństwa dziadka na polu, film zmontowany jest bardzo klasycznie, spokojnie, niezauważalnie. Kasia Orzechowska, montażystka, ma niezwykłe wyczucie dramaturgii, niesamowitą intuicję. Wiele układek scen było jej inicjatywą i weszło do ostatecznej wersji filmu jedynie z małymi zmianami. Wracając jednak do malarstwa i do plenerów, o które pytasz: luźną inspiracją są obrazy Chełmońskiego, a jeżeli chodzi o klimat – Jacek Malczewski. To ten nastrój, ta magia. Coś zachwyca, coś przestrasza. W głowie cały czas miałam również wizualizację polskiego dworku romantycznego. Dworek i polska wieś z całą jej spuścizną romantyczną. Sielskość, anielskość. „Panny z Wilka” Wajdy, „Trędowata” Hoffmana czy „Dwa księżyce” Barańskiego.
Na szczególną uwagę obok znakomitych zdjęć zasługuje bez wątpienia również muzyka. Jak wyglądała współpraca z kompozytorem?
Kompozytor, który napisał muzykę, Massaka Brain, miał na to zaledwie dwa tygodnie, może nawet nie. Zastąpił poprzedniego muzyka, który z powodów osobistych musiał zrezygnować z pisania ścieżki dźwiękowej. Mieliśmy bardzo mało czasu, w dodatku kontakt był utrudniony, ponieważ Brian był w Reykjaviku, gdyż w tym samym czasie realizował jeszcze inne projekty. Kontaktowaliśmy się internetowo, rozpoczynając współpracę nawet nie znaliśmy się osobiście. W żaden sposób nie zmniejszyło to jednak zapału Briana, przed którym nisko chylę czoła. Stworzył przepiękną, bardzo dyskretną, wspaniale oddającą nastrój muzykę. Niesamowite jest, jak wiele każdy z moich współpracowników dał temu projektowi. Czasu, wysiłku, swoich talentów. Nawet zdrowie, jak było w przypadku Briana. Nie wiem, czy to, co członkowie ekipy otrzymali w zamian jest współmierne do włożonego trudu. Mam nadzieję, że chociaż po części. Niektórzy twierdzą, że tak (śmiech).
Jak układała się współpraca na planie zdjęciowym? Jak wyglądała współpraca z aktorami?
Zabrałam całą ekipę do dworku w Woli Stanomińskiej. Przez tydzień wszyscy tam mieszkali i było wspaniale! Mogę chyba powiedzieć, że czuliśmy się jak rodzina. Wieczorem, po zakończeniu zdjęć, wszyscy siadali na ganku, na którym rozgrywa się jedna ze scen, i tam sobie coś jedli, popijali, śpiewali i rozmawiali. Wszyscy bardzo się polubili i ta życzliwość, zaangażowanie oraz ciężka praca pozwoliły nam osiągnąć końcowy, chyba nienajgorszy, efekt.
Czy aktorzy włożyli w ten film coś, co wykraczało poza scenariusz?
Na etapie omawiania scenariusza starałam się konsultować opisane wydarzenia z Marysią i Jurkiem. Grają oni babcię i dziadka, właścicieli dworku. Rocznikowo bliżej mi do wnuczki niż do ich postaci, w związku z tym zależało mi na wiarygodności zdarzeń i dialogów. Myślę, że całkiem dobrze rozumieliśmy się ze wszystkimi aktorami.
Film cały czas prezentowany jest na międzynarodowych festiwalach w Polsce i za granicą …
Rzeczywiście. Od maja 2015 roku udało nam się pokazać film na kilkunastu festiwalach. Ogromnie miłe jest bezpośrednie zetknięcie się z publicznością, która żywo reaguje na prezentowany obraz. Muszę przyznać, że dzięki takim spotkaniom nabieram pewności siebie (śmiech). Najbardziej inspirujące spotkanie z publicznością miało miejsce na Festiwalu „Let’s CEE” w Wiedniu, gdzie widzowie szczególnie zaangażowali się w opowiadaną przez nas historię, a także zadawali wiele pytań związanych z powstawaniem filmu. Największy sentyment mam jednak do Festiwalu „Happy End” w Częstochowie, bo to tam dostaliśmy pierwszą nagrodę dla „Prześwitów”. Sprawy zawodowe nie pozwalają mi partycypować we wszystkich pokazach filmu, niemniej jednak konfrontacja z widzami jest za każdym razem szczególnym i ważnym przeżyciem.
Czy finalna scena filmu daje nadzieję na ostateczny triumf miłości?
Zdecydowanie. Zakończenie jest otwarte. Masz prawo przefiltrować całą tę historię przez własną wrażliwość i otrzymać własną odpowiedź.
Z Karoliną Ford rozmawiał Kevin Barczak.
Karolina Ford to młoda reżyserka urodzona w Toruniu. Ukończyła Wydział Sztuk Pięknych UMK, a następnie studiowała film na Universita degli Studi Roma Tre w Rzymie. To właśnie Rzym uczyniła miejscem akcji etiudy „Czemu nie tańczę na ulicach” (2013). Pracowała jako kierownik produkcji i drugi reżyser przy etiudach studentów Wydziału Radia i Telewizji Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, a także jako fotograf na planach zdjęciowych. Jej filmy krótkometrażowe prezentowane są na międzynarodowych festiwalach filmowych. Najnowszy z nich – „Prześwity” (2015) cieszył się zainteresowaniem między innymi na wiedeńskim Festiwalu Let’s CEE oraz krajowym Festiwalu Happy End w Częstochowie, jak również podczas 13. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego Tofifest, odbywającego się w Toruniu. „Prześwity” to opowieść o relacjach panujących pomiędzy reprezentantkami dwóch różnych pokoleń, a także o relacjach, które zachodzą w ich związkach. Film kryje w sobie głębokie refleksje i pytania o nieprzemijającą potrzebę miłości i akceptacji niezależnie od wieku. Eksponuje relacje trudne i skomplikowane, wymykające się jednoznacznemu zakwalifikowaniu.
Karolina Ford jest zarówno reżyserem „Prześwitów” jak i autorką scenariusza. Autorami zdjęć do filmu są Damian Daniłowicz i Natalia Miedziak. Muzykę skomponował Massaka Brain, a na ekranie pojawili się tacy aktorzy, jak: Maria Kowalik, Jerzy Przeczewski, Delfina Wilkońska oraz Dźmitry Vinsent Papko.