Wyszukiwanie

:

Treść strony

Przejazd

ŁÓDŹ DESIGN FESTIVAL 2015

Ilustracja: Karolina Wiśniewska
09.11.2015

Jak co roku „Menażeria” przynosi wam świeże wieści z festiwalu designu w Łodzi. Tegoroczna wystawa główna pod hasłem „Konsekwencje” dotykała problemów współczesnej ludzkości i prezentowała przedmioty mogące zmienić los najbardziej poszkodowanych. Głębokie i szlachetne przesłanie, choć, jak się można spodziewać, mało spektakularne, żeby zaciekawić przygodnego widza. Były na przykład nie-piękne, ale praktyczne i tanie – buty na dowolny rozmiar, kamizelka kuloodporna czy też beczka na wodę w formie walca z uchwytem dla ułatwienia transportu pieszego. Tym razem zamiast dzielić festiwal na trzy główne sekcje, opowiem raczej o poszczególnych przedmiotach. Zainteresowanych tym, jak detale składały się w całość zachęcam do odwiedzenia strony festiwalu.

Drewno wciąż na topie! Mimo nowoczesnych materiałów i technologii, które ŁDF zawsze proponuje zwiedzającym, przeróżne piekne projekty z drewna rozsiane po całym festiwalu wyznaczały niegasnący standard; kocham ten materiał tak bezgranicznie, że jestem w stanie zaakceptować nawet piękny przyrząd do mierzenia poziomu wody w rzece (jak się można domyślać, zwykły patyk dałby jak najbardziej radę) lub też wymuskany drewniany talerz znaczący miejsce o określonych współrzędnych (zwykły kamień nie byłby tu przecież gorszy). Ciekawa była cześć wystawy poświęcona nowym wersjom mebli ludowych – jak np. zydel w nowym ujęciu Pani Jurek. Zakochałam się w inkrustowanym stole Tchnienie projektu Pauliny Karwowskiej, we wspanialym prostolinijnym zestawie akcesoriów łazienkowych, a także - już w zbiorze Must Have - w komodzie ST Sideboard projektu Piorta Grzybowskiego: przepięknie wykonana i pozbawiona wszelkiech niepotrzebnych elementów, z uchwytami włącznie, po których zostały jedynie niezawodne okrągłe otwory. Oparta na drewnie wystawa czeskiego uniwersytetu w Zlinie też wyglądała zjawiskowo. Tabanda zaproponowała sprytny, ale niezbyt urodziwy stół, w którego blacie umieszczono drewnianą podstawkę do budowy Lego; regał modułowy tego samego autorstwa, chociaż sprytnie obmyślony na zasadzie modułów z gumowymi zaciskami, sprawiał wrażenie nieco chwiejnego. W sekcji Make me! fajnie prezentowało się drewniane Orange Lab Dominiki Wysogląd, sama forma i materiał ustepowały tu jednak genialnej funkcji przerabiania odpadów ze skórki pomarańczy do wyrobu kosmetyków, a co za tym idzie – przesłaniu o konsumpcjonizmie, śmieciach i odzysku. W ten sam temat wpisała się Marlene Huissoud ze swoim pomysłem "from insects", a mianowicie wykonywania przedmiotów pośrednio z owadów, a więc z np. z kokonów jedwabników, za projekt ten Marlene zdobyła ostatecznie główną nagrodę. Całkiem ciekawy był dywan – praca dyplomowa Katarzyny Sójki, filc inkrustowany metalowymi elementami quasi biżuteryjnymi. Warto wspomnieć starania Patrycji Waleczkowskiej o spopularyzowanie języka kaszubskiego poprzez piekny elementarz. Stała obecność urn na festiwalach designu miała swój dowód w postaci projektu Joanny Jurgi. Urna Nurn wykonana z celulozy rozpuszcza się w całkowicie w wodzie bez obciążania ekosystemu, uwalniając prochy do morza.

Mimo tylu dobrych projektów ogólny wygląd wystaw nie powalał na kolana. Odtwórczość nader często brała górę nad innowacyjnością, a wiele projektów było jedynie echem czegoś, co już było, zamiast duchem tego, co widać dopiero na horyzoncie. Chyba najbardziej rozczarowujący Must have był często ukłonem w stronę wciąż tych samych twórców (Zięty, Augustyniaka, Tabandy) oraz przedmiotów, które bywalcy festiwali i fani prasy fachowej widzieli już niejednokrotnie. Wiele nagród zdobyły duże i znane firmy jak na przykład Vox, który co prawda wystąpił z bardzo ciekawą kolekcją mebli, ale gdzie jest coś naprawdę nowego? Konkurs Porta By Me przyniósł chyba jedyny moment prawdziwego futuryzmu w projekcie przyszłościowych drzwi-kurtyn magnetycznych Magneporta projektu Grzegorza Klimka. Na razie to pomysł z dobrą wizualizacją, ale wprowadzenie takich drzwi do wnętrz – chociażby publicznych – przyniosłoby rewolucję na miarę science fiction.

Oczywiście należy pamiętać, że Festiwal to nie tylko wystawy główne. Dla zainteresowanych dostępnych było mnóstwo wykładów, wystaw i imprez towarzyszących, potrzeba było jednak na to o wiele więcej czasu. Mi udało się obejrzeć jedynie niezbyt ciekawą wystawę porcelany Ćmielów w holu Art-Inkubatora, a także barwnie i z dowcipem przygotowaną wystawę z muzeum Vitra pod nazwą Hidden Heroes, prezentującą drobnych bohaterów dnia codziennego takich jak gumka recepturka, puszka do żywności czy torebka herbaty.

Zapraszam do galerii i do zobaczenia w Łodzi za rok!

Galeria

  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura

Informacja o finansowaniu strony internetowej

Portal współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego

Dolne menu strony

Stopka strony

(c) menazeria.eu - wszelkie prawa zastrzeżone
do góry