Wyszukiwanie

:

Treść strony

Przejazd

Piosenka filmowa jest dobra na wszystko

Autor tekstu: Jan Karow
12.09.2015

Kraków ma Festiwal Muzyki Filmowej, w Warszawie odbywa się Festiwal Muzyki Filmowej Krzysztofa Komedy, w Ostrowie Wielkopolskim – Festiwal Filmowy Krzysztofa Komedy, natomiast w Słupsku od lat organizowany jest Komeda Jazz Festiwal. Wspomniane imprezy opierają się na postaci Krzysztofa Komedy i/lub idei muzyki filmowej. W Toruniu natomiast niedawno odbyła się VI edycja Festiwalu Piosenki i Ballady Filmowej.

 

Jego motywem przewodnim jest „Nim wstanie dzień” z filmu „Prawo i pięść” w reżyserii Jerzego Hoffmana i Edwarda Skórzewskiego z 1964 roku. Zdjęcia zrealizowano w Toruniu, co upamiętniono na Rynku Nowomiejskim żelaznym wózkiem i tablicą. Ballada autorstwa duetu Agnieszka Osiecka-Krzysztof Komeda jest niewątpliwe jednym z największych przebojów, jaki wydała polska kinematografia – to ten przypadek, kiedy utwór muzyczny przeżył film i przekroczył też jego popularność. Powiązania z grodem Kopernika dają organizatorom dość mocne argumenty do realizacji tego trzydniowego wydarzenia. Jak sami określają, „stanowi [on] pierwszą w Polsce i nieposiadającą odpowiednika w Europie imprezę artystyczną poświęconą fenomenowi piosenki i ballady filmowej w kinematografii polskiej, europejskiej i światowej”. Brzmi to wyjątkowo dumnie, jednak czy sama impreza zbliża się poziomem do tych ambitnych założeń? Trudno to jednoznacznie stwierdzić, ponieważ zderzają się w niej odległe światy, a rozbieżności te dotyczą przede wszystkim kwestii rozmachu i poziomu artystycznego. Uczestnicząc wpierw w Przeglądzie Konkursowym, a następnego dnia w Koncercie Galowym (w programie festiwalu znalazły się jeszcze dwa elementy: warszawski Teatr „Rampa” zaprezentował największe przeboje króla musicalu – Sir Andrew Lloyda Webbera oraz koncert Alla Vienna Nocą „Podróż za jeden uśmiech”), zastanawiałem się, czy nie została zagubiona gdzieś proporcja, czy akcenty nie są nieodpowiednio rozłożone.

Inspiracją dla festiwalu był koncert, który odbył się w 2008 roku i który towarzyszył odsłonięciu wspomnianego pomnika. Zaznaczając wagę nakręcenia polskiego westernu na terenie Torunia, zorganizowano poświęcony muzyce filmowej wieczorny koncert galowy, którego gospodarzem była Toruńska Orkiestra Symfoniczna. Wśród gości znaleźli się wówczas m.in. sam maestro Hoffman i Magdalena Zawadzka – żona Gustawa Holoubka, odtwórcy głównej roli. Temat się sprawdził i postanowiono ten sukces przekuć w festiwal. Zastanawiam się, czy Toruniowi jest taki festiwal potrzebny; czy fakt, że akurat tu nakręcono film ze słynną balladą – przy niezbyt mocnych związkach miasta z historią polskiej kinematografii w ogóle – jest wystarczający. I nawet jeśli ktoś uzna, że tak jest, to czy nie byłoby warto poświęcić głównie uwagi Przeglądowi Konkursowemu. Bo nagrody w nim pokaźne (zdobycie Grand Prix równa się wzbogaceniu o 15 tysięcy złotych), a ostatecznie obecność laureatów podczas Gali była zaznaczona w sposób raczej poboczny. Nic dziwnego, że koncert finałowy ma skupiać główną uwagę, ale wobec jego kształtu zastanawia mnie, czy jest potrzebny do tego aż cały festiwal. Jeśli organizatorzy chcą kontynuować sukces wydarzenia sprzed paru lat i zaprezentować toruńskiej publiczności znane piosenki z polskich i zagranicznych filmów w wykonaniu przede wszystkim aktorów teatralnych specjalizujących się w piosence aktorskiej, to czy nie warto byłoby całych sił i środków przeznaczyć właśnie na to jedno wydarzenie. To skądinąd ciekawe, że bohaterami święta piosenki filmowej są aktorzy teatralni, a jedyną piosenkarką we właściwym tego słowa znaczeniu jest gość specjalny, czyli zjawiskowa Anita Lipnicka.

Co do jej występu trudno mieć jakiekolwiek uwagi, ponieważ był on godnym zwieńczeniem wieczoru. Zanim jednak parę słów komentarza do kilku innych występów, należy wspomnieć, że z powodu ryzyka załamania pogody Gala, zamiast odbyć się na scenie plenerowej na Rynku Nowomiejskim, została przeniesiona do Teatru „Baj Pomorski”. Skutkiem organizacyjnym tej decyzji było to, że część osób z darmowymi wejściówkami została odprawiona z kwitkiem, ponieważ widownia nie była w stanie przyjąć wszystkich chętnych (pierwszeństwo należało się posiadaczom biletów i zaproszeń), którzy chcieli i mogliby uczestniczyć w koncercie na powietrzu. Poza tym dało się zauważyć, że początkowo kwestie odsłuchów na scenie kulały, na czym ucierpiał przede wszystkim otwierający występ Marcina Czarnika, który jednak aktorsko wybrnął z sytuacji. Jeśli chodzi o inne uwagi, to – i tutaj jestem niewątpliwie w mniejszości, jeśli weźmie się pod uwagę reakcję ożywioną publiczności – nie przypadło mi do gustu nazbyt rozdmuchane wykonanie „Grande Valse Brillante” Ewy Demarczyk w dwujęzycznej, znanej z filmu Waldemara Krzystka „Mała Moskwa” wersji mającej wschodnie korzenie Alony Szostak z Teatru Rozrywki w Chorzowie. Niespójny wydał się też walc z „Nocy i dni” Jerzego Antczaka ze słowami Agnieszki Osieckiej i muzyką Waldemara Kazaneckiego. Odniosłem wrażenie, że zaskoczony soulową ekspresją Emose Uhunmwangho z wrocławskiego Teatru Muzycznego Capitol był dyrygujący Toruńską Orkiestrą Symfoniczną (wspartą przez sekcję muzyczną Piotra Dąbrowskiego i kwartet wokalny „The Gingers”) sam Krzesimir Dębski. Takie podejście po prostu nie przystawało do bardzo typowej, trzymającej się blisko oryginału aranżacji. Nie zabrakło jednak jasnych punktów wieczoru, do których zaliczyć mogę Magdalenę Grąziowską z Teatru Bagatela w bardzo stylowej, pełnej emocji odsłonie „I Put A Spell On You” Jaya Hawkinsa, którą śpiewała wcześniej m.in. Nina Simone czy Joss Stone w duecie z Jeffem Beckiem, natomiast jej obecność na festiwalu była możliwa dzięki wersji Annie Lennox, która wchodzi w skład soundtracku ekranizacji światowego bestselleru E. L. James, czyli „Pięćdziesięciu twarzy Greya”. Bardzo dobrze i profesjonalnie zaprezentowali się również prowadzący galę: Anna Sroka-Hryń przejmująco wykonała przebój ABBY „The Winner Takes It All”, który śpiewa również w musicalu Teatru Roma „Mamma Mia”!, gdzie wciela się w rolę Donny – w jego filmowej wersji sprzed paru lat zagrała ją Meryl Streep, Kacper Kuszewski zachwycił, przede wszystkim panie, w piosence „She's Like The Wind” z filmu „Dirty Dancing”.

Wśród efektownych aranżacji i masy dźwiękowej, jaką dysponuje TOS było ryzyko, że przysłonięci zostaną laureaci, w tym zdobywczynie Grand Prix – kwartet wokalny Kagyuma. Tak się na szczęście nie stało. Marta Mackiewicz, Julia Kulpa, Kamila Salach i Agata Majewska dzień wcześniej oczarowały radością ze wspólnego muzykowania i autorskimi aranżacjami, zdecydowanie wybijając się spośród pozostałych uczestników profesjonalizmem, muzykalnością, oryginalnością i spójnością występu. Zaprezentowały festiwalową balladę „Nim wstanie dzień” oraz Coltrane’owskie „My Favourite Things” z filmu „Tańcząc w ciemnościach” Larsa von Triera, które tę właśnie kompozycję wykonały podczas Gali. Drugie miejsce przypadło Weronice Kowalskiej z Krakowa, która najpierw w wielkim skupieniu przedstawiła „Jak trudno jest zapomnieć” z przedwojennego filmu „Manewry miłosne”, by następnie rozbujać niewielką widownię Przeglądu w utworze „New York, New York” z filmu Martina Scorsese pod tym samym tytułem, prezentując się w nim również jako sprawna saksofonistka. Poza Grand Prix, ucieszyła mnie decyzja Jury odnośnie do trzeciego miejsca, które przypadło Wojanowi Trockiemu. W towarzystwie barwnego zespołu przedstawił niezwykle oryginalne, a zrazem bardzo swobodne wykonania „Little Boy Blue” Toma Waitsa z filmu Francisa Forda Coppoli „One From The Heart” oraz „Z brzytwą na poziomki” z filmu „Zakochany anioł”. Niestety, nie zgadzam się z werdyktami dotyczącymi najlepszych wykonań utworów z filmu zagranicznego i polskiego, które albo przyznałbym innym wykonawcą (np. Sabinie Karwali za „Tomorrow Never Dies” czy Marii Żak za dowcipną, a zarazem bezkompromisową „Meluzynę” z „Podróży Pana Kleksa”) albo też wyróżnił kolejnymi nagrodami już będących na podium całego przeglądu – nie ma chyba obowiązku, żeby każdą nagrodę otrzymał ktoś inny. Natomiast jedyną uwagę, jaką bym miał do przebiegu konkursu, to propozycja ujednolicenia formy występu na najpopularniejszą, czyli solista + akompaniator. Jeśli ktoś ma dodatkowo umiejętności instrumentalne i chce je zaprezentować, to proszę bardzo, ale takie uspójnienie ułatwiłoby porównywanie i ocenianie poszczególnych występów artystycznych, co już z samej istoty rzecz nie jest sprawą prostą.

Nie wydaje mi się, aby Festiwal Piosenki i Ballady Filmowej był w stanie zaznaczyć się jakoś mocniej w świadomości, niż jedynie w skali regionu. Wyróżnia się spośród tego typu imprez ujęciem tematu, tj. skupieniem na piosence i balladzie, a nie muzyce filmowej w ogóle, ale to chyba za mało. Stąd jeszcze raz wyrażę wątpliwość, czy warto wobec tego skupiać się na Koncercie Galowym, a nie na Przeglądzie Konkursowym. Czy nie ciekawiej dla często początkujących wykonawców byłoby, gdyby właśnie ich blisko pięciogodzinny przegląd zorganizować na scenie na Rynku Nowomiejskim? Mogliby wówczas liczyć nawet na przypadkową widownię, która przechodząc obok, zainteresowałaby się i nagrodziła pojedyncze występy brawami, a Koncert Galowy z założenia, a nie z przyczyn atmosferycznych, planować w „Baju Pomorskim”.

 

 

Informacja o finansowaniu strony internetowej

Portal współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego

Dolne menu strony

Stopka strony

(c) menazeria.eu - wszelkie prawa zastrzeżone
do góry