Już na wejściu do Centrum Festiwalowego powitała nas Strefa Testów zaprojektowana przez grupę Tabanda. Odbiorcami były tu głównie dzieci i młodzież, ale także osoby nie związane z projektowaniem mogły być Strefą szczególnie zainteresowane. Całość zaplanowano jako spory plac zabaw z materiałami i ich właściwościami, można było wytłoczyć blaszkę, zrobić sobie papier z fakturą, przyjrzeć się cięciu, gięciu i nadmuchiwaniu. Wokół przestrzeni Strefy rozstawiono przedmioty powiązane z poszczególnymi materiałami i technologiami. Dla znawcy designu były to projekty mocno już opatrzone na targach, festiwalach i w realizacjach wnętrzarskich (metalowy stołek Oskara Zięty czy papierowy fotel Malafor), nie pozbawione jednak przecież genialnego pomysłu czy wspaniałego wykonania i niezawodnie robiące ogromne wrażenie na nowicjuszach.
Przestrzeń wystawiennicza rozłożona pomiędzy kilka budynków prezentowała przedmioty różnorodne, od kaloryferów po biżuterię. Wystawa NASZ pod kuratelą Rygalików zaprezentowała się fantastycznie, robiąc wielki ukłon w kierunku prostoty i wdzięczności drewna, tradycji polskiego rzemiosła i umiejętności polskich artystów. Można tu było zobaczyć przedmioty zmodyfikowane lub wykonane specjalnie na okazję wystawy, a wśród nich drewniane meble i zabawki przywodzące na myśl bezpretensjonalne dzieciństwo z dala od elektroniki i multimediów. Wśród nowości znanych i lubianych firm spodobały mi się piękne, proste krzesła czeskiej firmy Ton (www.ton.eu), eleganckie i minimalistyczne systemy oświetleniowe Chors (www.chors.pl), a także nieskomplikowane, młode meble i dodatki Formabilio (www.formabilio.com). Wiele firm dawało szanse nowym projektantom, ogłaszając przeróżne konkursy projektowe. Jednym z nich był Terma Design, konkurs na projekt nowatorskiego kaloryfera, w tym roku pod hasłem SLOW. Zgadzam się całkowicie z wyborem zwycięzcy, Bartłomieja Drabika, który podbił serca Jury przeuroczym projektem Ceram, wykorzystującym piecowe kafle ceramiczne – proste, kolorowe, fakturowane albo wręcz funkcyjne – służące jako wieszak lub podstawka pod miskę z drożdżowym ciastem. To fenomenalne, nowe spojrzenie na tradycję, rzemiosło i prostotę ludzkich potrzeb ujmuje i zachwyca. Brawo! Trzeba jednak przyznać, że wobec wielu innych wspaniałych pomysłów zdania wśród zwiedzających na temat najlepszego były mocno podzielone. Drugie miejsce i Pająk Moniki Kreft, a więc system zwykłych z pozoru rurek połączonych kolankami, opatrzony pięknymi drewnianymi elementami, także powalał prostotą materiałów i elastycznością w dostosowywaniu formy do potrzeb użytkownika – sprawdzi się jako wieszak lub osuszacz butów i zawsze doskonale będzie wyglądał we wnętrzu. Genialny był także grzejnik-stół Kotatsu Jana Cieślewicza i Marianny Janowicz, którego metalowa centralna rama stanowi równocześnie kaloryfer. Posiadaczom takiego rozwiązania ręka nigdy już nie zmarznie na myszce od komputera, dodatkowym atutem jest podgrzewany element dla stóp. Raj!
Jedynie wtajemniczonym znane są inne stałe sekcje LDF: konkurs młodych projektantów Make Me!, w którym spośród 21 finalistów zwycięzcę miało wyłonić jury złożone z bardzo znanych nazwisk, oraz wystawa realizacji wprowadzonych już do sprzedaży, często też podpisanych znanymi nazwiskami, a więc Must Have. Trzeba przyznać, że sekcje były do siebie dość mocno podobne, świadczy to nie tylko o poziomie doświadczonych, ale też wschodzących projektantów, przede wszystkim jednak o dominacji pewnych nurtów stylistycznych. Obie piękne, doskonale wpisujące się w trend przejrzystej oszczędności formy w powiązaniu z przemyślaną funkcją. Zwiedzający mogli cieszyć oko doskonałym wykonaniem, świadomym użyciem koloru i tekstury. W Must Have zachwyciły mnie malowane talerze porcelanowe z odzysku projektu Magdaleny Łapińskiej (www.lapinska-porcelana.com). Zdobiące je rysunki wykonano różnymi technikami, od malowania ręcznego po sitodruk i złocenie, same zastosowane wzory tchnęły wyobraźnią i lekkością, a zastosowana ograniczona gama kolorów śmiało uciekała od oczywistości. Podobała mi się także umywalka nablatowa Mia projektu Marty Gębskiej (www.marmite.eu). Ładna misa, jakby łagodnie ukształtowana na kole garncarskim, a do tego niespodziewane pastelowe kolory. Całkiem fajnie wypadły też autorsko malowane elementy sztukaterii sufitowej (www.akademiasztukaterii.pl) oraz wielki szklany klosz-donica, efektownie łączący funkcję lampy i gabloty botanicznej. Bardzo piękne prezentował się regał o zmiennych wysokościach projektu Rajmunda Teofila Hałasa (www.nowymodel.org), który ostatecznie wygrał wystawę – jak najbardziej zasłużenie; był to ideał prostoty i minimalizmu w jednym. Tymczasem inne meble zaprezentowane w Must Have, mimo że przepięknie wykonane, były raczej "skandynawizującą" kontynuacją dominacji wiecznie żywych form z przeszłości (lite, jasne drewno, sklejka, rozkraczone proste nóżki, obłości tapicerki) niż wybuchem nowatorskich idei. Ten ostatni fakt niewiele dziwi, bo świat designu wydaje się zadowolony z takiego obrotu spraw. Ja muszę przyznać, że pomimo "takie sobie" moich współzwiedzających, a przede wszystkim wobec wiadomej uniwersalności, estetyki wykonania i własnej słabości do minimalistycznych, przejrzystych rozwiązań – kompletnie nie mam tu na co narzekać. Więcej: http://lodzdesign.com/event/must-have-4/ .
Make Me! zawsze budzi we mnie największe emocje. Tu bowiem rodzą się nowe gwiazdy designu. Drewno rządziło niepodzielnie, zdarzały się jednak nietypowe materiały, jak na przykład 'zestaw Zestaw' (Martyna Ochojska, Dominika Wysogląd, Joanna Jurga) czyli naczynia wykonane z... jedzenia (mąki, bananów, oleju i wody) i barwione naturalnie np. kurkumą. Były też krzesła drewniano-ceramiczne wykonane z charakterystycznych japońskich dachówek, eksperymentalne buty z tworzywa, albo fantastyczny lampo-stolik piknikowy projektu braci Ebert – mój osobisty faworyt. Pojawiły się tu także naturalne barwniki roślinne wyhodowane w probówkach w procesie rozwoju glonów i wykorzystane w nadrukach. Ostatnia pozycja, jakkolwiek nowatorska, nie była zaskakująca dla bywalców festiwali, być może ktoś z was pamięta, że zwinęła ona główną nagrodę na DMY Berlin, o którym niedawno pisaliśmy w „Menażerii”. Algaemy, bo tak nazywa się projekt duetu Blond & Bieber, w Łodzi również ostatecznie zatriumfowała. Domyślam się, że czynnikiem decydującym był fascynujący, kompletny proces jaki przechodził produkt finalny. Więcej na temat tego i innych projektów zakwalifikowanych do konkursu znajdziecie tutaj: http://lodzdesign.com/event/make-me-2014/.
W sekcji zatytułowanej Brave Fixed World, łódzki festiwal mocno zaznaczył obecność nie-nowych, ale jednak zapomnianych ostatnio idei, o których głośno jest na świecie od kilku dobrych lat, a które w Polsce przygasły w erze postsocjalistycznego boomu komercyjnego, żeby teraz rosnąć znów w siłę wraz z rozwojem świadomości ekologicznej. Mowa tu o Brave Fixed World, promująca trendy przetwarzania i naprawy otaczającego nas świata przedmiotów, a tym samym samodzielnych kroków w kierunku kreatywnego i ekologicznego podejścia do najbliższego otoczenia materialnego. „Jeżeli nie potrafisz czegoś naprawić, nie możesz czuć się prawdziwym właścicielem!” głosiły manifesty naprawiaczy ze ścian sali wystawowej, ucząc szacunku i zdrowej postawy wobec stanu posiadania, w którym nie ma miejsca na rzeczy zniszczone, zepsute, niefunkcjonalne czy zwyczajnie bezużyteczne. Punkt naprawczy (fixshop) pozwalał odwiedzającym wystawę przynieść uszkodzony przedmiot i naprawić go z pomocą instruktorów. Zorganizowane grupowe warsztaty majsterkowicza dawały miejsce, narzędzia oraz poradę, jak zrobić coś samemu, a więc klasyczne DIY, najczęściej o wiele łatwiejsze, niż może się wydawać. Wśród stanowisk sekcji Brave Fixed World znalazło się kilka produktów pomocnych w ulepszaniu świata własnych przedmiotów. Poza efektownymi, ale i kosztownymi rozwiązaniami – jak profesjonalna hafciarka albo domowa drukarka 3d, szczególną uwagę zwracały genialne systemy naprawy ubrań dzianinowych Woolfiller (www.woolfiller.com) zdolne zasłonić kreatywnie zarówno ubytki jak i plamy na swetrach, oraz naprasowywane złote łatki wymyślone przez te same projektantki. Rozwiązanie proste, estetyczne i niezwykle trwałe, a – co najważniejsze – wymagające od użytkownika drobnej pomysłowości, a więc zawsze dające w wyniku nieco inne efekty. Nowe pomysły na domowe AGD stworzone po części ze starych i zepsutych urządzeń także robiły wrażenie w czasach, gdy uszkodzone sprzęty raczej bezmyślnie wymienia się na nowe, niż naprawia w jakikolwiek sposób.
„Brave New World” – głosiło hasło przewodnie festiwalu i, rzeczywiście, pomysłów na nowy design nie brakowało. Okazało się jednak, że ten Nowy Wspaniały Świat to o wiele bardziej odzysk świata, który utraciliśmy zapatrzeni w szalone technologie, zaślepieni przez bierny konsumpcjonizm, żądni nieustającej nowości. Sztuką jest stworzyć świat nieskomplikowany, naturalny i trwały, a także pomóc sobie właściwie z niego korzystać poprzez szacunek dla materiałów i rzemiosła oraz umiejętność naprawy przedmiotów (a przez to i duszy!) w miarę bieżących potrzeb nowoczesnego człowieka.