Wyszukiwanie

:

Treść strony

Przejazd

W starym kinie

16.11.2014

Kariera małego domku, który został Kaisersaal

Brzmi hollywoodzko, nieprawdaż? W starym kinie – a dokładniej w miejscu, które potem zająć miało kino, był na początku mały, parterowy domek, który stał sobie frontem do II Linii Bydgoskiego Przedmieścia – bo tak wtedy nazywała się późniejsza Mellienstrasse, a jeszcze późniejsza – Mickiewicza (dziś jest to nr 77). Właścicielem domku i dużo większej od niego działki był Carl Liedtke, który w listopadzie 1876 zgłosił miejskiej policji budowlanej „przebudowę budynku mieszkalnego oraz budowę stajni i studni”. Jak czytamy w konserwatorskiej ekspertyzie, wykonanej na zlecenie Miejskiego Konserwatora Zabytków, „Pierwotna frontowa zabudowa działki była wieloczłonowa, parterowa, z wolutowymi szczytami, opracowanymi w XVIII-wiecznych formach późnobarokowych”[i]. Wieloczłonowość wzięła się z dostawiania stopniowo kolejnych dobudówek, co było cechą budynku – sposobem, w jaki się rozrastał (to nawarstwienie dobudówek widać na współczesnym zdjęciu od podwórza, fot. 12). Poza tym – jak to się wówczas działo na Bydgoskim – podmiejska zabudowa zmieniała oblicze i charakter na coraz bardziej miejski.

Kluczowa zmiana – od której już bardzo blisko było do kina, choć jeszcze nie istniał film – wiązała się z założeniem przez Carla Liedtke restauracji, tj. ze zgłoszoną 10 lutego 1885 dobudową kuchni, sali restauracyjnej i sali tanecznej. Znaczna część działki została wtedy zabudowana. Plan na fot. 2 pokazuje skalę tej zmiany: pierwotny mały domek stał się teraz niewielką prostopadłą naroślą w stosunku do wielkiej powierzchni zajętej przez wybujałą w głąb działki salę (zaznaczoną na czerwono). To z tej właśnie sali tanecznej – z aury tańca, zabawy, rozrywki – wyrosnąć miało tutejsze kino, by służyć podobnym potrzebom. Był to też pierwszy i zdecydowany krok w stronę usług – prywatny przedmiejski domek stał się otwartym publicznym przybytkiem rozrywki, przejściem na przyjemniejszą stronę życia.

Budynki rosły zresztą nadal – jak ambicje właściciela: Liedtke przedstawił w 1896 roku projekt powiększenia sali tanecznej poprzez dobudowę sceny teatralnej z 2 garderobami (fot. 3). Zapewne od tego czasu w sali – już nie tylko tanecznej – odbywały się  przedstawienia. Jak wolno sądzić z rozrywkowego kontekstu budynku, raczej w rewiach niż w „Hamlecie” aktorzy występowali tam wkrótce po pierwszych próbach braci Lumière, choć jeszcze nie z filmowego ekranu, lecz z mieszczącej się w tym samym miejscu, gdzie później ekran, sceny. Nie byli projekcją, mieli wtedy jeszcze 3 wymiary i za każdym razem musieli się pojawiać na żywo i przebierać w garderobach.

Nazwa przybytku – Kaisersaal (sala cesarska) pewna jest dopiero od 1911 r., gdy plan jej fasady przedstawia niejaki Johann Jankiewicz (robi się już coraz bardziej polsko). Jednak funkcjonująca wcześniej restauracja z salą przedstawień też musiała mieć nazwę, wielce możliwe, że właśnie tę samą. Rysunek fasady AD 1911 – (fot. 4, nb. pierwszy wizerunek frontu przyszłego kina, jaki udało mi się odnaleźć) ukazuje witrynę i wejście do restauracji w lewym skrzydle budynku – tam gdzie później było wejście do kina, a dziś – do „Biedronki”. Szczyt wieńczący budynek na  rysunku wydaje się stosunkowo niski i niezbyt wolutowy w porównaniu ze spływami późniejszego „Palace” (czy istotnie wyglądało to tak, jak na projekcie, skoro pierwotność wolutowych spływów stwierdza też cytowana konserwatorska ekspertyza?) Sportretowana czy projektowana parterowa fasada skrzydła wejściowego stara się podobać, o jej awansie i pretensjach świadczy ozdobność – przede wszystkim „cesarskiego” napisu, rzędów stylizowanych kwadratów po bokach, kojarzących się z salonową tapetą pasów i pionowych podziałów, które będą wracać w kolejnych wcieleniach budowli. Powróci też tendencja marketingowa: „Kaisersaal” jak później „Palace” to miejsce wyrastające ponad szarą codzienność, cesarskie, pełne blasku, godne monarchy, a przecież dostępne, zapraszające i gwarantujące zaspokojenie potrzeb. Historia małego domku pokazuje, jak ambicja wytycza drogę do kariery. Niegdyś skromny domek, konsekwentnie pnąc się w górę i rozpychając wszerz, miał wreszcie dostać ważną rolę w życiu miasta.

 

 

„Palace” – początki starego kina

Między „salą cesarską” a kinem „Palace” mieściła się jeszcze w budynku restauracja „Polonia” Władysława Dąbrowskiego, w dość znamienny sposób zastępując niemieckie nazewnictwo i panowanie. Nie dość, że po Kaiserze nastąpiła „Polonia”, to jeszcze z Dąbrowskim na czele. Później, po powstaniu kina, restauracja ta funkcjonowała nadal, przeniesiona do prawego skrzydła budynku (gdzie dziś mieści się mięsny) i działała jeszcze na początku lat 30 (widoczna na rysunku fasady, fot. 5 i na rzucie parteru, fot. 6).

Kinowe „pałace” były w Toruniu dwa. Zanim powstał ten w lokalu „Polonii” Wł. Dąbrowskiego, kino „Palace” działało po drugiej stronie tej samej ulicy Mickiewicza pod nr 106. Tak było do r. 1926. Zarządca kina Aleksander Bułhak skierował wiosną tego roku do miasta następujące pismo: „zamierzam kinoteatr „Palace” przenieść z ulicy Mickiewicza 106 na tę samą ulicę – lecz pod nr 99 do realności p. Władysława Dąbrowskiego, gdzie znajdują się sale tańca – urządzić zamierzam sale przedstawień. Widok mających się urządzić lóż i galerji widoczne są na rysunku. Poza tem przewidziane są 2 poczekalnie, które będą przez wybicie otworu w jedną połączone [...] Od frontu znajduje się wejście do kina od strony lewej, a z prawej strony wyjście, aby uniknąć natłoku”.

Z domkiem rosło miasto i przypadek kina pokazuje tę ewolucję. Stare ulice okazywały się za ciasne. W 1925 roku Dąbrowski oświadcza: „wskutek przebudowy i dobudowy domu frontowego przy ul. Mickiewicza 99 zobowiązuję się do odstąpienia terenu potrzebnego na rozszerzenie ul. Mickiewicza i Krasińskiego bez żadnych ciężarów na rzecz miasta. Parkan przy ul Mickiewicza cofnę natychmiast na wskazaną linię regulacyjną. Co zaś do terenu przy ul. Krasińskiego, oddam takowy miastu, gdy Magistrat przystąpi do założenia tej ulicy”. Ulica Krasińskiego była więc dopiero w powijakach, gdy kino zaczynało swą działalność na Mickiewicza 99. (Numer domu mieszczącego kinoteatr zmienił się w r. 1933 – na 77 – wskutek administracyjnego uporządkowania numeracji.)

Jak widać na rysunku (fot. 5), to pierwsze wcielenie „Palace” w dawną „Kaisersaal” miało w sobie jeszcze coś z przytulnej skromności parterowego domku z wolutowymi szczytami. Wizualnie kojarzy się raczej z nieco zamierzchłym podmiejskim dworkiem, gdy tak ciągnie się spokojnie przy ziemi, otoczony swojskim parkanem. Miękkie spływy szczytów współgrają z linią bramy i ogrodzenia, w tym wcieleniu kwadraty i geometria zastąpione są miękkością Te wdzięczne, krągłe i kuszące szczyty (może dopiero wówczas dobudowane albo rozbudowane, skoro w cytowanym piśmie Dąbrowskiego mowa o „przebudowie domu frontowego”, a na projekcie Kaisersaal szczyty są dużo mniejsze?) wyznaczają jednak kierunek pięcia się kina w górę.

Widoczna na rzucie rozległość niskiego budynku, mieszczącego salę na niemal 500 widzów jakby nie .licuje ze skromną sielską fasadą, za którą się skrywa. Zgodnie z przedstawionym (fot. 6) planem wejście, usytuowane w tym samym miejscu, gdzie dziś wchodzi się do Biedronki, prowadziło prosto ku kasom, położonym z prawej strony, do poczekalni, powstałej z połączenia dwu sal dawnej restauracji Liedtke, za którą z kolei rozciągała się największa z sal – projekcyjna (niegdyś taneczna, teatralna). Bezpośrednio z niej (zgodnie z wymogami bezpieczeństwa) wychodziło się po seansie na podwórze. Autorem projektu był toruński inżynier Jan Broda, który zastosował dla przekrycia dużej powierzchni budynku innowacyjny dach deskowy własnej konstrukcji. Pozwolenie na założenie kina wydano w maju, otwarcie nastąpiło 29 VIII 1926[ii]. Taniec ze sceny zastąpiony został tańcem z ekranu, prowincjonalne występy sceniczne w 3D – płaską lecz jakże sugestywną projekcją wielkiego świata. Ewolucja miejsca przypomina więc karierę tancerek – jak Gilda Gray czy Helena Grossówna, które ze sceny ostatecznie trafiły na ekran, by na nim w pełni rozbłysnąć.

 

„Palace” i blask

Pełen blask fasady „Palace” datuje się na koniec lat 20., kiedy to w odpowiedzi na monit władz miejskich, że „w domu pana fasada od strony ulicy wymaga odnowienia”, Dąbrowski rozpoczął przebudowę i rozbudowę piętra, we wrześniu 1929 pisząc do Magistratu „przesyłam rysunki do przebudowy nowego strychu na moim gruncie przy ul. Mickiewicza 99 i uprzejmie proszę o udzielenie mi konsensu. Przebudowy są następujące: stary dach ceglany będzie usunięty, ściany będą o tyle podniesione tak, że powstaną mieszkania. Przez to powstaną 2 pokoje, kuchnia i korytarz. Dach będzie kryty papą”. Wykonawcą robót, jak świadczy pieczęć,  była firma Hermann Roseau. Uwidoczniony na pochodzącym z listopada 1929 projekcie na „urządzenie składu” (sklepu) w budynku na prawo od bramy wjazdowej (dzisiejsza cukiernia) fragment fasady kina widnieje już w wersji przebudowanej. Katarzyna Kluczwajd podaje, że otwarcie kina po przebudowie fasady nastąpiło już 30 VIII 1929[iii]  Nawet jeśli trudno o ostateczną pewność co do precyzji określeń czasowych kolejnych przeróbek, to w każdym razie nie ulega wątpliwości ich efekt: „Palace” wspiął się o piętro – zabudowa przestała być parterowa, budynek dogonił nazwę, marketing znalazł pokrycie – i oparcie – w rzeczywistości. Najważniejsza z punktu widzenia wizerunku kina była wszak fasada od ulicy – twarz budynku. Fachowy opis tej ostatniej brzmi następująco:

„Tynkarski wystrój jego wieloczłonowej elewacji frontowej prezentuje cechy modernistyczne o jednorodnej koncepcji architektonicznej […]. Trzy wyższe człony fasady zostały lekko wysunięte przed jej człony niższe. Tworzą one rodzaj ryzalitów, których płaszczyzny otrzymały skromny wystrój o pionowym trójpodziale: gładka część środkowa, nieco wyższa oraz szersza w stosunku do części bocznych, które są lekko cofnięte i ozdobione promienistymi trójkątnymi elementami. W parterze „ryzalitów” znajdują się okna witrynowe z drzwiami do lokali użytkowych; w poziomie piętra zaś otwór z trójdzielnym oknem.

Człony niższe otrzymały podziały horyzontalne. Parter lewego (mieszkalnego) członują trzy okna oraz otwór drzwiowy. W zamknięciu otworów umieszczono dekoracje w formie wyrobionych w tynku żaluzji zewnętrznych. Piętro bezokienne odcięte jest od parteru zdwojoną płaską listwą, nad którą umieszczono szeroki pas fryzowy, utworzony przez gładkie kwadratowe płyciny w dwurzędowym układzie szachownicowym”[iv].

Modernistyczne zgeometryzowanie i dwubarwna czystość fasady wnoszą powiew wielkoświatowej nowoczesności, a rytmiczne trójpodziały (elewacji, jej członów, okien) – pewien klasyczny monumentalizm, który nie potrzebuje zalotności. Mamy więc elegancki przybytek nowoczesności, pałac na miarę wielkiego świata, w który wprowadzał. Fasada wreszcie w pełni adekwatna wobec nazwy i pałacowo-wielkoświatowej tożsamości budynku. A jednocześnie – w nader sugestywny sposób „pałacowość” tej upudrowanej i płaskiej jak obraz fasady swoją umownością przypomina scenografię filmową z kartonu… Zwłaszcza na zdjęciu z lat 30. (fot. w nagłówku) na tle otoczenia – przylegającego „wiejskiego” parkanu z drewnianych palików – wystające ponad zwyczajny kryty dachówką dwuspadowy dach płaskie, dwuwymiarowe szczyty („wieże pałacu”) wyglądają jak atrapy, kartonowa scenografia z filmowego studia, doczepiona do przedmiejskiego domku z błotnistym podwórzem (widoczne na zdjęciu 12 zaplecze „pałacu” niewiele się chyba od przełomu lat 20. i 30. zmieniło, tylko zestarzało…)

Szczególnie ważnymi elementami owej fasadowej (lecz jak rola dla aktorki ważnej dla tożsamości budynku) scenografii wydają się być promieniste trójkątne elementy na szczytach „wieżyczek”, udające pasma światła, bardzo zresztą podobne do widniejących na okładce znanego podówczas poznańskiego pisma filmowego „Słońce” (pełna nazwa: „Program i Biuletyn Teatru Świetlnego „Słońce”, fot. 14). Stylizowane na pasma światła „promienie” – płaskie, umowne, geometrycznie uproszczone, ograniczone konturem – mają w sobie coś ze skrótowej umowności plakatu, ówczesnych wyobrażeń o nowoczesności – tego typu elementy  widnieją często jako światła miasta, latarń, samochodów. Blask na matowo upudrowanej fasadzie – jak na okładce pisma – oddać trudno, stąd został tu za pomocą utartego znaku plastycznego sugestywnie przetłumaczony na język płaszczyzn.

Niezależnie od dominujących tendencji artystycznych, płaszczyzna i światło to przecież esencja kina – świetlny pokaz na płaszczyźnie, gdzie gra światła staje się motorem projekcji – i wyobraźni. Fasada płaska jak ekran, jak obraz, chętnie poddaje się takim świetlnym projekcjom. Ale podstawą dla graficznych i nazewniczych odwołań do światła i jego źródeł nie jest tylko technika – lecz i symbolika (lub, jak kto woli, marketing): kino to nie tylko technicznie „teatr świetlny”, „teatr gry świetlnej” (Lichtspieltheater); ono oferuje także widzom upragniony blask – gwiazd, sławy, luksusu, lepszego, wielkiego, odległego świata. Każdy okazuje się po trosze sroką, łasą na błyskotki, skoro w ludzkich kulturach powraca ubóstwienie blasku i błysków – choćby jeszcze nie fleszy i jupiterów…

Kartonowy pałac jak filmowa konstrukcja stał się więc przybytkiem blasku, świątynią świetlnych projekcji, które na niemożliwą nigdy wcześniej skalę przybliżały ludziom wielki świat – te same gwiazdy rozbłyskiwały na ekranach światowych metropolii i prowincjonalnych miasteczek. Luksus – luksus patrzenia – stał się dostępny dzięki przybytkom takim jak „Palace”, promieniejącym blaskiem gwiazd wielkiego, odległego świata. Budynek, jak kino samo, wciela więc napięcie między szarą, przyziemną – jak niegdysiejsza i prześwitująca zza fasady niska zabudowa – rzeczywistością a wielkim światem blichtru, sławy i jupiterów, między codziennością a marzeniem o spełnieniu, powodzeniu i dostatku. Jednocześnie ta odległa, lepsza rzeczywistość – jej projekcja – stała się łatwo dostępnym luksusem dla każdego.

„W lutym 1929 roku posterunkowy raportował, że w Palace na 485 miejsc przeciętnie zajętych jest 260-290, a w niedziele i święta w porze zimowej na ostatnich dwóch seansach zajęte są wszystkie krzesła”[v]. Co znaczy że w kilkudziesięciotysięcznym wówczas mieście kino na Mickiewicza w dni wolne odwiedzało dziennie ponad 1000 osób  (wydaje się to frekwencją, o której marzyć mogą dzisiejsze multikina…). Toruńskie premiery końca lat 20. odbywały się właśnie w „Palace”, podobnie jak pierwsze filmy dźwiękowe (pierwsza w Toruniu taka projekcja filmu „Śpiewający błazen” odbyła się tam 12 IX 1930[vi]). Zresztą na początku lat 30., działając już jako „Połączone Kinoteatry Palace i Światowid”, przybytek ten oferował najniższe w mieście ceny. Nie było to małe kino – raczej ambicja na miarę dzisiejszych multipleksów, importujących Hollywood. Nie kameralność czy artystyczne wysmakowanie były źródłem sukcesu i blasku „Palace”, lecz pragnienie nowoczesności i wielkiego świata.

 

 

Rzut oka na „Słońce”, czyli widz i fantazjowanie

Dlaczego wielki świat to świat odległy? Dane są nieubłagane: w roku 1928 „Palace” wydało własny informator (fot. 13), ogłaszając: „żeby ułatwić Szanownej Publiczności orientację w ogromnej ilości filmów tegorocznej produkcji, podajemy spis najpotężniejszych – czołowych filmów Sezonu 1928/29 r.” Podczas gdy w wykazie tym „produkcja krajowa” obejmuje… 3 filmy („Huragan”, „Ziemia Obiecana”, „Tajemnica starego roku”), to zagraniczna – aż 77. Proporcja dość sugestywna, a trzeba pamiętać, że to tylko „czołowe” filmy sezonu; wielu – jak „Moulin Rouge”, „Chicago”, których afisze z tego samego (1928/1929) sezonu zachowały się w zbiorach Książnicy Kopernikańskiej, informator „Palace” nie wymienia…

Z tytułów, które wymienia, można – nie będąc nawet doktorem Freudem – wyrobić sobie pewne zdanie o ówczesnej produkcji filmowej, będącej raczej projekcją marzeń niż obrazem rzeczywistości: „Dama pod maską”, „Kobieta z lampartem”, „Córka szejka”, „Zakazana kobieta”, „Czarna róża”, „Jego najniebezpieczniejsza przygoda”, „Jazda do Teheranu”, ”Ofiara kabaretu”, „Zabójstwo w Luna-Parku”, „Tancerka bogów”, „Godzina zmysłów”, „Rajski ogród”, „12 diamentów”, „Sfałszowane miliardy”… Za fasadą kina skrywa się płaszczyzna ekranu dla projekcji marzeń – cóż z tego, że nakręconych przez innych, skoro wszystkie wyrastają z ludzkiej podświadomości i są do siebie podobne – o bogactwie, luksusie, splendorze, wielbicielach lub wielbicielkach, ekscytujących i niebezpiecznych przygodach, których nigdy się nie przeżyje… Zawierające się w tytułach atrakcje sugerują niezwykłe perypetie, spełnione na ekranie fantazje, rozwijane i nawarstwiane przez dziwaczne fabuły; ekscytujące, niebezpieczne, egzotyczne kobiety, nieprzystępne, a przecież prezentujące się na ekranie przez cały film od góry do dołu. Śledząc rewię urody, blasku, emocji i pragnień, korzystając z wolności fantazjowania na temat przygód i zdobyczy niemożliwych, widz może przecież na chwilę utożsamić się z całkowicie niesamowitym bohaterem, ekscytującą bohaterką, materializującymi jego fantazje w dwuwymiarze ekranu.

Ciekawe jest zagłębianie się w fabuły popularnych ówcześnie obrazów, złożone z samych praktycznie zwrotów akcji. Znakomitym ich źródłem jest wspomniany filmowy biuletyn „Słońce” z promieniami na okładce, z tego samego rocznika 1928/29, z którego pochodzi informator toruńskiego „Palace”. Możemy więc przeczytać o filmach, o których czytali ówcześni torunianie i na które chodzili do kina.

Na przykład „Moulin Rouge” E. M. Duponta z Olgą Czechową i Ewą Gray: „MOULlN ROUGE – symfonia wyrafinowanych kostjumów, oszałamiających barw i przepychu; oraz tańca, zawrotnego w rytmie, a pomimo to zdumiewającego precyzją wykonania setek urodziwych girlsów. A na pierwszym planie - o n a, bożyszcze tłumów, co wieczór szczelnie zapełniających widownię, - boska Paryzja. Po każdym jej występie mury teatru drżą od huraganu oklasków, a pod jej stopy ścielą się góry pachnącego kwiecia”, („Słońce” 1928-29, nr 1, s. 4). Oszałamiający przepych, wyrafinowanie, przerysowanie, rozdęcie wszystkich określeń i emocji do niemożliwości uwodzi widza, zwiastując mu lepszy świat – nasycenie pełnią bodźców. To tylko początek opisu filmu, zaraz przecież następują zaskakujące zwroty akcji, fatalne konflikty miłosne, nieprawdopodobne przypadki – widz pławi się we wrażeniach, których gdzie indziej niż w kinie nigdy nie zazna, śledząc „symfonię oszałamiających barw” na czarno-białym ekranie…

„Słońce”, docierając do domów kinomanów i zwiastując im filmowe przeżycia (może nawet nieco je podkręcając?), stosuje jednocześnie dziwną praktykę opowiadania filmów od A do Z, ze zdradzeniem zakończeń i wszystkich niespotykanych zwrotów akcji… Jak się wydaje, widzom nie chodzi więc o poznanie biegu historii bohaterów – lecz o zobaczenie jej na własne oczy – o ucztę wzroku, wprawioną w ruch światłem, wprawiającą w ruch emocje. Do kina idą więc patrzeć i przeżywać perypetie – operowo powydziwiane, przerażająco patetyczne, pomieszane, konwencjonalne i koturnowe, sztuczne i jednostronne jak marzenia… Cóż – nie widząc filmu, można jednak powiedzieć parę słów na jego temat… „Słońcu” zawdzięczamy wszak wybitnie kiczowate streszczenia wybitne kiczowatych fabuł…

„Zakazana kobieta”: „Młoda Arabka Zitta, chcąc sobie ułatwić uprawianie szpiegostwa na rzecz swego plemienia, uciekła się do podstępu. Rozkochała w sobie dowódcę francuskiego korpusu kolonialnego, pułkownika Piotra Gautier, i została jego żoną. W drodze do Paryża Zitta poznała powracającego z zamorskich krajów słynnego skrzypka Jana la Coste. W sercu obojga zrodziła się płomienna miłość i wspólna podróż zmieniła się w nieprzerwane pasmo upojeń miłosnych”, („Słońce” 1928-29, nr 14, s. 2). Ale to jeszcze nic – w dalszej części filmu kochanek okazuje się bratem męża, który się mści, wcielając brata-rywala do wojska, żona spiskuje i intryguje, chcąc doprowadzić do śmierci kochanka, który z etycznych pobudek chce przerwać romans, w końcu sama ginie za grzechy zdrady i szpiegostwa – bo – jakżeby inaczej – musi być na bogato. W tym płaskim czarno-białym świecie nie ma wątpliwości, kto jest dobry, kto zły – sugestywne atrybuty otrzymujemy na początku, wszystkie emocje – w pełnym natężeniu: perypetie miłosne – przeraźliwe, namiętności – na amen, na zabój, skrzypek – słynny, miłość – płomienna, pasmo upojeń – nieprzerwane; przerysowane i czarno-białe postaci i emocje mienią się jak w kalejdoskopie i jakby na zawołanie…

Cóż – jak się zdaje widz ówczesny – nie tylko toruński – chciał w kinie oglądać coś lepszego (innego?) niż to, co go otaczało; przeżycia i emocje mocniejsze, bardziej egzotyczne, których nigdy nie doświadczy; przygody, których nigdy nie przeżyje. Stąd zapewne namalowana światłem na płótnie inność świata; projekcja świetlna to niemal projekcja psychoanalityczna, uformowana z wyobraźni pod dyktando ukrytych pragnień, potrzeb psychicznych, marzeń: o podbojach miłosnych, przygodach, przeżyciach, podróżach. Takie kino daje zaspokojenie po ciemku jak sen albo zakazane fantazje – w jak najbardziej legalnej projekcji, pozwalając utożsamić z bohaterką czy bohaterem własne ego w kilkakrotnie upiększonej postaci, gdzieś, daleko – gdzie jest lepiej i ładniej; gdzie ludzi otacza luksus, a targają namiętności, gdzie taniec Erosa z Tanatosem ożywczo roznieca rzadkie w codzienności emocje. Fabryka snów – dostarcza marzeń nie tylko sennych i pełni ich funkcję. Fryz z biegnących środkiem fasady kina „Palace” naprzemianległych kwadratowych płycin przypomina brzeg taśmy filmowej; projekcja świetlna może wytworzyć, a spokojna płaszczyzna ekranu znieść każdy, nawet najbardziej nieprawdopodobny obraz ludzkiej wyobraźni…

                                                       

 

Gwiazdą być? Marzenia, kaprysy, lamparty

„Pałac” luksusu i blasku dla wszystkich (o czym świadczą przytaczane wyżej dane z frekwencji) olśniewał twarzami gwiazd, odbijających światło reflektorów, otoczonych nim jak upragnioną przez widzów sławą, sukcesami i podziwem. Makijaż, poza, narracja – środki,  by podziw ten wywołać, przywodzą na myśl pałacowo-monumentalną, stylizowaną fasadę, doklejoną do reszty budowli, skrywającej kino.

Fasada na miarę roli, jaką miały odgrywać gwiazdy, zaludniające niedostępny, wirtualny dwuwymiarowy świat, tworzony w hollywoodzkich studiach, nieistniejący nigdzie indziej, jak na taśmie. Jak doklejona fasada emanowały dwuwymiarową rzeczywistością nazwiska, makijaże, pozy – gwiazdy filmów z kinowego informatora „Palace”: Bebe Daniels (Phyllis Virginia Daniels) z filmów „Córka Szejka”, „Rekordzistka”; Gilda Gray (Polka, Marianna Michalska) z filmu „Tancerka Bogów”; Jetta Goudal (Juliette Henriette Goudeket, która robiła się na Francuzkę, ukrywając żydowsko-holenderskie pochodzenie i ujmując sobie 10 lat) z filmu „Zakazana kobieta”.

Dwuwymiarowa rzeczywistość fasad i póz ożywających na płaszczyźnie ekranu i odżywających w wyobraźni, potrzebowała wsparcia poza kinową projekcją, by sycić fantazje kinomanów w płynących z dalekiego (do nieweryfikowalności) świata opowieściach zza siódmej góry i siódmej rzeki, gdzie żyją ludzie lepsi, szczęśliwsi, zaspokojeni, których tożsamość budują tytuły znaczące kolejne sukcesy. Narracje dopisywane do ról i póz to istotny element kultu blasku samych gwiazd, pogłębiający ten blask w pozafilmową rzeczywistość. Przykład ze „Słońca”: „Klara Bow, pikantna amerykańska gwiazda filmowa, miała niedawno ostry zatarg z generalnym dyrektorem Paramontu. Wpadła ona na ekscentryczny pomysł sprawienia sobie zamiast pieska, ni mniej ni więcej – jak lamparta. Zaiste, bardzo stosowne stworzenie dla sławnej artystki – czarująco bowiem wygląda z nim na fotografiach. Generalna dyrekcja jednak była zgoła innego zdania. Klara Bow otrzymała lamparta od pewnego marynarza, który złowił go w południowej Ameryce. Była ona niesłychanie ucieszona i dumna z tego egzotycznego nabytku, cóż, kiedy wszelkie zapewnienia marynarza o łagodności i ułaskawieniu lamparta nie przemówiły do przekonania dyrekcji. Artystce nie pozwolono trzymać w domu zwierzęcia, ze względu na niebezpieczeństwo jej „drogiego” życia” („Słońce” 1928/29, nr 14, s. 11).

Niezwykłe, niebezpieczne, egzotyczne, niedostępne przygody wypełniają życie gwiazd filmowym blaskiem, obiecując ciągłość spełnienia pragnień i kaprysów w tym odległym i podziwianym świecie. W budowaniu opowieści o gwiazdach świetnie sprawdza się znowu mowa tytułów. Wspomniana „Klara Bow. Najulubieńsza artystka amerykańskiej publiczności ma zaledwie 20 lat. Rudowłose bóstwo pochodzi z Brooklynu. Do filmu dostała się w wyniku zwycięstwa na konkursie piękności”, zabłysła zaś w filmach: „Ona ma coś”, „Rudowłosa”  „Egzotyczna kochanka”, „Zwyciężony wróg kobiet”, „Musisz się ze mną ożenić”, („Słońce” 1928/29, nr 15, s. 11), których tytuły – podobnie jak użyte w charakterystyce epitety – znowu składają się na jakże sugestywną opowieść, na wizję, dającą się dalej projektować i napędzającą wyobraźnię. Inny przykład: „Jetta Goudal – niebezpieczna kobieta, ognisty temperament i kusicielskie piękno – to najbardziej popularna aktorka w całej Ameryce z kategorii tak zw. „vampó’w”” ” („Słońce” 1928/29, nr 14, s. 4).

Przyklejona do małego domku z krzywym płotem i błotnistym podwórzem dwuwymiarowa i płaska fasada „pałacu”– nierzeczywista jak ekran i snute na nim opowieści – jest jak ekran, na którym (jak tytuł filmu) wyświetla się nazwa kina. Obcojęzyczna maska nazwy obiecuje widzom desant wielkiego świata, gdzie Apolonia Chałupiec może być Polą Negri, a Marianna Michalska – Gildą Gray; magia nazw, magia wyobraźni to przecież więcej niż zwykły marketing… Nic dziwnego, że wielu tęskni do źródła tej przeobrażającej rzeczywistość magii.

Wypozowane fotografie gwiazd, odzianych w świecidełka, stroje i futra, emanują blaskiem urody i zbytku, sugerującym dwie drogi przybliżenia się do lepszego świata, zaspokojenia pragnień. Kogo stać, może wpisać się w narrację spełnienia przez dostatek – jak sugerują towarzyszące nieodłącznie kolejnym artykułom w „Słońcu” reklamy futer, biżuterii, samochodów. Słowem – dla szczęścia na filmową miarę można sprawić sobie oprawę.

Można też… spróbować zostać gwiazdą, zamiast diamentów – olśnić urodą, nawet jeszcze filmowo nieoszlifowaną… Właśnie w „Palace”, krótko po uruchomieniu kina, w listopadzie i grudniu 1926 r. odbywały się eliminacje „konkursu na gwiazdę filmową, zorganizowanego przez amerykańską wytwórnię Fanamet”[vii]. Gwiazdę – nie aktorkę – wszystko albo nic – czarno-białe, przerysowane jak ówczesne kino.

53 dziewczyny złożyły w „Palace” swoje zdjęcia z danymi o wieku, wadze i wzroście, wyłoniono z nich 10 finalistek, zaś „głosowanie na jedną z dziesięciu najlepszych pań odbywało się w Palace po każdym z dwóch pierwszych seansów i podczas rozpoczęcia trzeciego seansu. Każdy nabywca biletu dostawał kartkę do głosowania, na której należało wypisać numer wybranej pani. Każda z kandydatek na gwiazdę przechodzić będzie przed ekranem przy oświetlonej Sali, a potem w świetle reflektorów. Najwięcej głosów otrzymała p. Halina Gorska (Górska)”[viii]. W gruncie rzeczy była to więc rewia urody, choć finalistki w Warszawie były dodatkowo filmowane. Zwyciężczyni konkursu ogólnoeuropejskiego uzyskać miała kontrakt z wytwórnią Fanamet, lecz ostatecznie zagrała tylko jedną z głównych ról w amerykańsko-niemieckim filmie w Berlinie, bez szans na obiecany i nęcący wyjazd do Hollywood… Kino raz jeszcze okazało się nierzeczywiste, a droga od Apolonii Chałupiec do Poli Negri, od domku z błotnistym podwórzem do wielkiego świata – nieosiągalna. „Palace” zdolne było wyprawiać w wielki świat tylko wyobraźnię – a to przecież niemało.

 

Zmierzch – prawie „Bulwar Zachodzącego Słońca”

Ostatnie przedwojenne wcielenie budowli to kino „Aria”, prowadzone przez żonę właściciela budynku, Dąbrowską. Zmierzch przybytku datuje się na trudne czasy wojny i zwłaszcza – PRL-u, gdy gwiazdy przygasły wobec innych problemów i trudności. W roku 1941 Alfons Cichi, zamieszkujący posesję, na której znajdowało się kino, uruchomił je jako Gaufilmtheater der NSDAP – kino partii nazistowskiej.

Po wojnie – obywatel Dąbrowski i jego żona figurują w dokumentach jako właściciele kina „Bałtyk”, kierowanego przez p. Bobrowską, a oficjalna papeteria z 1949 roku głosi: „FILM POLSKI Okręgowy zarząd rozpowszechniania filmów w Bydgoszczy, „Bałtyk” Toruń – tel. 371 22”. PRL, jak się zdaje, przygasił blask dawnego „Pałacu” (jak wielu innych, niekoniecznie pisanych w cudzysłowie), inaczej też kino traktowano i rozumiano – uroda, egzotyka, blichtr przestały panować; kino straciło swoją „pałacowość”. „Bałtyk” – jak „Wolność”, „Orzeł” – symbole lub zdobycze narodowe, dowodzą, że realia ideologiczno-polityczno-patriotyczne przesłoniły Zachód – tęsknotę za odległym, wielkim światem, którego zresztą coraz mniej było w kinach, filmach, fabułach.

„Proszę o wydanie zezwolenia na założenie napisu KINO BAŁTYK. Napis wykonany będzie z blachy, litery blokowe, wypukłe, pomalowane na kolor srebrny. Wysokość liter 45 cm” Podpisano: Kier kina Bobrowska. W roku 1951 właścicielem kina jest „FILM POLSKI Centrala Rozpowszechniania Filmów, Przedsiębiorstwo Państwowe Wyodrębnione, Okręgowa Dyrekcja w Bydgoszczy,. Śniadeckich 23 (właściciel kin „Orzeł”, „Wolność”, „Bałtyk”). „Pałac” odpłynął w niebyt, gorzej – jak liczne gwiazdy – w niepamięć. Została „pałacowa” fasada, ale i ona ucierpiała od zmiany systemu…

„W okresie powojennym parokrotnie prowadzono na elewacji przeróbki zniekształcające jej pierwotną formę. […] Liczne wycinkowe przemalowania na powierzchni tynków wprowadzają rażący bałagan na elewacji, pozbawiając ją spójności stylistycznej. Efekt ten pogłębiają ponadto przeróbki nie liczące się z wystrojem architektonicznym. Na przykład „okafelkowanie” lica fasady”[ix]. Jak wiele niegdysiejszych gwiazd, budynek z czasem starzał się, przygasał.

Na zdjęciu z roku 2000 rozrośnięta do przyciężkości uśmiechnięta biedronka wydobywa z postpeerelowskiej szarości krzykliwą żółcienią tylko skrzydło, w którym sama gości. Zalecenia konserwatorskie są stanowcze: „Usunąć nawarstwienia farb, zwłaszcza drastycznie szpecącą żółcień […] uczytelnić wszystkie krawędzie poszczególnych członów budynku – zgodnie ze stanem pierwotnym” usunąć białe płytki, przywrócić pionowy podział ściany na 3 części, ujednolicić stolarkę okienną i drzwiową (czekoladowy brąz), „przywrócić historyczny (zamknięty półkoliście) otwór drzwiowy członu wschodniego […]; usunąć nielicujące z fasadą drzwi z PCV oraz murowany daszek. Zrekonstruować 2-skrzydłowe drzwi o frontach historycznych – wg rysunku archiwalnego i fotografii”[x].

Większość uwag konserwatorskich (poza likwidacją okafelkowania i pełną spójnością kolorystyczną) uwzględniono, jednak najpełniejsza rekonstrukcja nie przywróci czegoś, czego przywrócić już się nie da, gdy „Biedronki” mają zwyczaj gnieżdżenia się w opustoszałych, wymarłych, niepotrzebnych kinach (także w dawnym „Koperniku” na Prostej).

Czy lepszy świat to dziś ten tańszy? Czy to znaczy, że ludzie są mniej naiwni, skoro kupują żywność tam, gdzie ich przodkowie fantazjowali? Taka konkluzja byłaby efektownym, ale zbyt patetyczno-łzawym i nie do końca chyba prawdziwym – nazbyt czarno-białym i dwuwymiarowym – zakończeniem.

 

 

 

Zdjęcia nr 11 i 12 pochodzą z  pracy „Mickiewicza 77 w Toruniu. Wytyczne konserwatorskie do remontu elewacji. Kolorystyka elewacji frontowej”, opr. mgr Danuta Krakowiecka-Górecka, Toruń 2000 i zostały udostępnione dzięki uprzejmości Miejskiego Konserwatora Zabytków w Toruniu.

Zdjęcie w nagłówku (fasada kina z lat 30. XX w.) pochodzi z archiwum rodzinnego p. Ireny Rutynowskiej i jest reprodukowana na podstawie pracy „Mickiewicza 77 w Toruniu. Wytyczne konserwatorskie…” dzięki uprzejmości Miejskiego Konserwatora Zabytków w Toruniu

Cytowane i reprodukowane dokumenty i projekty pochodzą z akt budowlanych Archiwum Państwowego w Toruniu.

Tekst powstał dzięki stypendium miasta Torunia w dziedzinie kultury.

 

Przypisy:

[i] „Mickiewicza 77 w Toruniu. Wytyczne konserwatorskie do remontu elewacji. Kolorystyka elewacji frontowej”, opr. mgr Danuta Krakowiecka-Górecka, Toruń 2000. Praca dostępna w Biurze Miejskiego Konserwatora Zabytków w Toruniu.     

[ii] Katarzyna Kluczwajd, „Toruńskie teatry świetlne, czyli kina, wytwórczość filmowa i miejscowe gwiazdy 1896-1939,  Toruń 2013, s. 287.

[iii] Tamże, s. 288-289.

[iv] „Mickiewicza 77 w Toruniu…’

[v] K. Kluczwajd, „Toruńskie teatry świetlne”, s. 288.

[vi] Tamże, s. 289.

[vii] Tamże, s. 288.

[viii] Tamże, s. 94-95.

[ix] „Mickiewicza 77 w Toruniu…”

[x] Tamże.

 

Galeria

  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura

Informacja o finansowaniu strony internetowej

Portal współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego

Dolne menu strony

Stopka strony

(c) menazeria.eu - wszelkie prawa zastrzeżone
do góry