Wyszukiwanie

:

Treść strony

Przejazd

Piękno rzeczy pozornie błahych - wywiad z Katarzyną Adamek-Chase

Autor tekstu: Daniel Mazurek
01.10.2014

Katarzyna Adamek-Chase - (ur. 1980 w Krakowie) absolwentka Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie - dyplom w pracowni prof. Jerzego Kuci na wydziale grafiki. Stypendystka Universitat Politecnica de Valencia (Hiszpania). Członek Związku Polskich Artystów Plastyków (ZPAP). Zajmuje się malarstwem, rysunkiem oraz fotografią, wcześniej związana również ze sztuką nowych mediów, animacją oraz grafiką. Prywatnie podróżniczka i miłośniczka gry na wiolonczeli. Żyje i pracuje w Krakowie.

www.katarzynaadamek.com

Katarzyna Adamek-Chase pochodzi z Krakowa. Tam też obroniła dyplom Akademii Sztuk Pięknych im. Jana Matejki na wydziale grafiki. Przez pewien czas przebywała na stypendium „Universidad Politechnica de Valencia” w Hiszpanii. Studia artystyczne okazały się dla artystki momentem przełomowym, zarówno tematycznie, jak i formalnie, bo oto z chaosu środków wyrazu, bardziej lub mniej współczesnych technik, ukonstytuowała się chorobliwa wręcz skłonność artystki do dokumentalizmu oraz oddanie malarstwu abstrakcyjnemu. Nowe media, łączenie technik animacji poklatkowej, rysunku, fotografii oraz muzyki, którą artystka zajmowała się nieprzerwanie przez ponad 8 lat swojego życia (szkoła muzyczna), zostały zogniskowane względem zdyscyplinowanego, geometrycznego (perspektywicznego) malarstwa olejnego. Malarstwo było powrotem, sprzężeniem zwrotnym, nie natomiast kolejną na horyzoncie fascynacją.

 

Dorobek twórczy Adamek-Chase daje się zamknąć w ramach wrażliwej, perspektywicznej obserwacji natury opartej na linii horyzontu, kolorze, a także powtarzalności pewnych elementów. Natury w sensie dosłownym oraz relacyjnym, gdyż znaczenie motywów roślinnych bywa budowane kontekstualnie, w opozycji do człowieka i cywilizacyjnej schedy. W ramach cykli zamykane są projekty artystyczne, które nawet bez widocznego związku wizualnego, stanowią część zwartej ideologicznie całości. Jak dotąd powstało 7 takich cykli: „Cityescape” oraz jego rozwiniecie „Landscape”, „Meduzy”, „Houses”, „Dance”, „Moon” oraz inspirowane powtarzalnością geologicznych struktur, puentylistyczne „Meditations”. Stonowana, przeważnie zimna kolorystyka obrazów koresponduje z tonem podejmowanej problematyki, podkreśla symbiozę między tym, co naturalne i syntetyczne, ponadczasowe i skazane na zagładę. O tym, co w sztuce zagadkowe i tajemnicze, o narracji i dosłowności, a także Toruniu na mapie polskiej i międzynarodowej sztuki opowie sama artystka.

 

Czy zgodziłabyś się namalować toruński Dwór Artusa? Dobrze zapłacę.

Nie i nie dlatego, że nie mieści się w granicach mojego zainteresowania. Wynika to z procesu twórczego, który wypracowałam na przestrzeni lat, a który pozwala mi zachować świeże, bardziej obiektywne spojrzenie na aktualnie podejmowany problem. Mogłabym to zrobić tylko w sytuacji, gdy zabrakłoby mi pomysłów, a zdarza się to niezwykle rzadko. Po pierwsze dlatego, że raz rozpoczęty cykl pozostawiam otwarty, niejako oczekując, że wraz z czasem pojawi się możliwość dopowiedzenia – stworzenia obrazu, który dopełni to, co już powstało. Po drugie, zawsze mam przy sobie mały szkicownik, w którym zapisuję, a raczej wyrysowuję, wszystkie wrażenia, które chciałabym kiedyś przełożyć na język malarstwa. Zapełniłam już wiele takich pamiętników, Dwór Artusa musiałby niestety poczekać na swoją kolej.

 

Bardzo długo zajmowałaś się muzyką poważną. Jak okres ten wpłynął na Ciebie jako artystkę wizualną?

Nauczył mnie myśleć w kategoriach abstrakcyjnych. Na wiolonczeli gram od 7 roku życia. Wtedy jednak dźwięk był głównie zabawą, miłym dla ucha towarzyszem i narzędziem władzy służącym hałasowaniu. Z czasem pojawiła się fascynacja niskim brzmieniem, a w końcu szalona gonitwa w poszukiwaniu mistrzostwa, wielogodzinne próby, pierwsze sukcesy i obolałe palce. Wraz z dojrzewaniem pojawił się jednak kryzys dawnych autorytetów, który popchnął mnie w stronę sztuk wizualnych. Łączenie kolorów okazało się równie naturalne jak łączenie dźwięków, z tą jedną różnicą, że do dyspozycji miałam setki różnorodnych materiałów, faktur i technik twórczych. Kontekst popchnął mnie w stronę tego, czym zajmuję się obecnie. Wątpię, by podobny scenariusz miał miejsce bez tego etapu w moim życiu.

 

Nie rozstałaś się jednak z muzyką, która stała się integralnym elementem pracy dyplomowej.

To prawda. W czasie wyboru szkoły analizowałam różne możliwości. Ostateczny wybór padł na grafikę krakowskiej ASP, ponieważ zależało mi na dostępie do możliwe szerokiego spectrum pracowni i materiałów. Praca dyplomowa, przygotowana pod okiem prof. Jerzego Kuci, miała być podsumowaniem tamtego okresu – stworzeniem możliwie najdoskonalszego dzieła czerpiącego ze wszystkich znanych mi obszarów sztuki. Nie mogło się zatem obejść bez muzyki, choć pełniła ona rolę towarzyszącą, budującą nastrój. Cel udało się zrealizować, niemniej projekt okazał się niezwykle pracochłonny. Sytuacja szybko stała się patowa, bo oto po półtora roku intensywnej pracy nad scenariuszem miałam w głowie setki innych pomysłów. Malarstwo i rysunek, poza tym, że pozwalają zachować mi indywidualny styl pracy,  nie ograniczają mnie czasowo w tak dużym stopniu.

 

Tematyka Twoich prac oscyluje wokół natury i związków, jakie wytworzyły się między tym, co organiczne i syntetyczne. Często jest to perspektywa pozbawiona komentarza, niedająca gotowych rozwiązań. Obojętność?

Z mojego punktu widzenia, operacja na otwartym sercu (śmiech). Wypada przypomnieć, że to sztuka była pierwotną formą rejestrowania rzeczywistości. Zanim jeszcze pojawiły się aparaty fotograficzne, ludzie malowali to, co piękne, odległe i przerażające. Robili to, ponieważ wspomniane przed chwilą kategorie nie były dla nich dostępne w całej rozciągłości – chcieli je oswoić. Mój wzrok podąża jednak za elementami rzeczywistości, które wydają się nam bliskie, a w rzeczywistości pozostają nieodkryte, transparentne, czasem narkotyczne. Nie szukam daleko, natura dostarcza nieskończonej ilości takich przypadków. Szczerość nigdy nie jest oznaką obojętności.

 

Gdzie zatem zawiera się człowiek w seriach takich jak „Struktury” czy „Księżyc”?

Pierwszy cykl („Struktury” wchodzą w skład cyklu „Meditations” – przyp. red.) stanowi metaforę upływającego czasu w formie quasi-tektonicznej, monumentalnej struktury. Jest to perspektywa dająca się interpretować zarówno jako swoiste „obrastanie” w doświadczenia, jak i konstytuowanie się trzonu-rdzenia; tego, co pierwotne tak dla ziemi, drzew, jak dla człowieka. Jedyną różnicą jest budulec, który stanowi również o kształtce produktu tego procesu. Moim celem było pokazanie zarówno jego piękna, jak i niebezpieczeństw, pułapek zastawionych przez los. Na obrazach są to czarne punkty, w rzeczywistości możliwe do pokonania bariery. Organiczna jest również cała cywilizacja, która tak samo jak pojedyncza jednostka, zamyka pewne etapy swojego istnienia, lecz nigdy nie jest w stanie całkowicie ich odrzucić. „Księżyc” jest eksperymentem innego rodzaju. Iluminacją jest w tym wypadku moment, w którym człowiek w czasie przeżycia estetycznego zaczyna stawiać się w roli ofiary oszustwa. Seria powstała na niewielkich rozmiarów płótnach, same obrazy zaś prezentują zbliżone wizualnie oblicza naszej naturalnej satelity. Księżyce wykonane zostały tak, by wiernie oddawać wyobrażenie tego, co dla przytłaczającej większości ludzi pozostaje nieosiągalne – pewnego uniwersalnego marzenia, które za sprawą artysty może się ziścić. Wrogość pojawia się w momencie, gdy misterium okazuje się mrzonką, rytuałem pozbawionym reliktu. W obliczu Księżyca wszyscy jesteśmy sobie równi. Nasze marzenia są równie kruche, co ciała, jednak ograniczenia te nie przekreślają naszej drogi do gwiazd. Wystawa sama w sobie jest dowodem na to, że człowiek może oswoić samego siebie. Wystarczy na chwilę stanąć z boku.

 

Tobie się udało?

Nigdy się nie uda. Tak to już z nami wszystkimi jest, że zależnie od kontekstu zmienia się również sposób naszej odpowiedzi. Jednego dnia na rozlaną zupę wybuchamy śmiechem, innego kładziemy się spać głodni lub awanturując się z kimś obok. Zmienia nas czas, wiedza, doświadczenie, ludzie. Ten proces nigdy się nie kończy. Czy warto zatem poddać się woli natury? Nie sądzę. Świadomość własnych ograniczeń pozwala patrzeć na świat bardziej świadomie, dostrzegać piękno rzeczy pozornie błahych. Z Księżycem oswajałam się w czasie wielu nieprzespanych nocy, z architekturą w czasie podróży, z ludźmi robię to stale. Mogę tworzyć, co z pewnością stanowi duże ułatwienie.

 

 

Galeria

  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura

Informacja o finansowaniu strony internetowej

Portal współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego

Dolne menu strony

Stopka strony

(c) menazeria.eu - wszelkie prawa zastrzeżone
do góry