Wyszukiwanie

:

Treść strony

Przejazd

Anatol Stern w latach 50-tych

Awangardowa gwiazda – Anatol Stern. Część IV / Akty w PRL-u

Autor tekstu: Aram Stern
Ilustracja: Jerzy Dorys
28.06.2019

W kwietniu 1948 roku Alicja i Anatol Sternowie powracają po prawie dziewięciu latach z Palestyny do zburzonej Warszawy. Przybywają na zaproszenie Przedsiębiorstwa Państwowego „Film Polski”, utworzonego trzy lata wcześniej dekretem Krajowej Rady Narodowej. Komunistyczne władze Polski Ludowej, ku zaskoczeniu wielu, przyciągają autora największej liczby scenariuszy filmowych II RP i warszawskiego celebrytę lat 30-tych, by wraz z kolegami z Polskiej Czołówki Filmowej umacniał oraz odbudowywał z zawieruchy wojennej państwowy przemysł filmowy. W niespełna rok później odbędzie się szczeciński zjazd Związku Literatów Polskich, na którym oficjalnie proklamowany zostanie socrealizm.

Akt dwudziesty pierwszy. Na gruzach stolicy

Okupant hitlerowski w czasie wojny dokonał całkowitego zniszczenia wszyst­kich ośrodków produkcji filmowej i niemal całkowicie zdewastował istniejącą wówczas sieć kin. Resztę straciliśmy wraz z przesunięciem granic na wschodzie. Trudno dziś z całą dokładnością ustalić, ile kin ocalało z pożogi wo­jennej, dopiero bowiem rocznik statystyczny z roku 1947 określił stan kin na 30 czerwca 1945 roku jako 258 obiektów, przy czym w liczbie tej znalazły się również kina zlokalizowane na obszarach tzw. Ziem Odzyskanych. A pamiętamy przecież, że tuż przed wojną było w Warszawie aż 60 sal kinowych! Tak więc w momencie startu polskiej kine­matografii, przy braku bazy techniczno-produk­cyjnej, jak i sieci kin, brakuje także niezbędnej kadry, bowiem tylko garstka przedwojennych filmowców może przystąpić do odbudowy przemysłu filmowego. Stąd dyrektor „Filmu Polskiego”, Stanisław Albrecht (1901-94), od 1947 roku następca Aleksandra Forda (1908-80) na tym stanowisku, powołuje Sterna do Rady Filmowej przy „Filmie Polskim” mającej za zadanie nadawania ogólnego kierunku programowego działalności przedsiębiorstwa.

Tuż po powrocie Sternowie dostają duży pokój z piecem kaflowym i wspólną łazienką w czynszowej kamienicy na Pradze, skąd przez odbudowany właśnie most Poniatowskiego, Anatol może dojeżdżać do wytwórni filmowej w Łodzi. Zdarza się, że wraca z niej dopiero w soboty, gdyż właśnie rozpoczęły się zdjęcia do powojennego hitu komediowego „Skarb” w reżyserii Leonarda Buczkowskiego z przedwojennym gwiazdorem filmu, Adolfem Dymszą (1900-75), oraz młodymi aktorkami: Aliną Janowską (1923-2017) i Danutą Szaflarską (1915-2017). W „Skarbie”, w powojennej Warszawie młode małżeństwo oczekujące na nowe lokum trafia do mieszkania w suterenie zburzonej kamienicy, którego lokatorzy poszukują ukrytego skarbu. Film nie jest daleki od prawdziwego życia.

Alicję niezwykle porusza heroizm życia w ruinach lewobrzeżnej Warszawy (bieda, powojenna trauma) i choć przeraża ją napór nachalnej propagandy komunistycznej, to zachwyca też ogromna energia, siła witalna i fantazja warszawiaków, którzy potrafią tańczyć wśród ruin i cieszyć się życiem na przekór wszelkim trudnościom. Nie tylko podnoszą miasto, ale także odbudowują swoje życie i codzienność. Na Pradze obserwuje zwożenie gruzów w miejsce, w którym za kilka lat stanie Stadion Dziesięciolecia i urządza wycieczki na Saską Kępę, gdzie we wrześniu 1939 roku, w ogrodzie wynajmowanej willi przy Katowickiej zakopali z Anatolem puszki po taśmach filmowych z rękopisami i futurystycznymi pierwodrukami poety. Nie jest łatwo się tam dostać: dziś willę zamieszkuje jeden z ministrów pierwszego rządu Józefa Cyrankiewicza (1911-89).  Jak się szybko okazuje, jest to Stefan Dybowski (1903-70), minister Kultury i Sztuki, bibliofil oraz bibliograf. Dzięki znajomościom, m.in. z poznanym jeszcze w latach 20-tych Jarosławem Iwaszkiewiczem (1894-1980), obecnie prezesem Związku Literatów Polskich, udaje się wejść na teren ministerialnego ogrodu i wykopać puszki. Są nienaruszone!

Akt dwudziesty drugi. Kolejne bitwy z cenzurą

Szybko okazuje się, że poeta, Anatol Stern, w Polsce Ludowej nie opublikuje ani jednego słowa! Choć dobrze zdaje sobie sprawę, „ (…) iżby teraz egzystować jako literat, musi dostosować się do wymogów współczesnych. Przystać na realizację wzorców, które miały szansę wejścia w obieg społeczny” – czytamy w artykule Andrzeja K. Waśkiewicza „«Irrealna gwiazda»: o poezji Anatola Sterna”. Ludowa władza pamięta jednak nie tylko jego awangardowe i anarchistyczne prace sprzed wojny, ale ku zdumieniu autora, utożsamia je z faszyzmem (teoretyk futuryzmu, Filippo Tommaso Marinetti (1876-1944) rzeczywiście był faszystą) oraz współpracą z … Brunonem Jasieńskim (1901-38)! W okresie wielkiej czystki w ZSRR, współtwórca polskiego futuryzmu został skazany na karę śmierci przez Kolegium Wojskowe Sądu Najwyższego ZSRR, tego samego dnia rozstrzelany i pochowany w bezimiennej mogile w miejscu straceń Kommunarka pod Moskwą. Stało się to 17 września 1938 roku, równo rok przed sowiecką agresją na II RP. Stern długo nie znał prawdy, głównie przez relację Aleksandra Wata (1900-67), obecnie redaktora naczelnego Państwowego Instytutu Wydawniczego, jakoby Jasieński został skazany na 15 lat łagru.

W 1956 roku Stern poświęci Brunowi Jasieńskiemu wiersz „Do przyjaciela”:

Kie­dy cię są­dził sąd krzy­wo­przy­się­ski,
kie­dy zna­la­złeś się sam je­den w krę­gu,
za­cza­ro­wa­nym kole hań­by, gro­zy klę­ski,
kie­dy cię sa­mot­ne­go, na­padł lęk nie­mę­ski –  
zdrę­twia­ły uj­rza­łeś na­gle punkt na wid­no­krę­gu.
 

Ten punkt rósł ci w oczach.
                                           Rósł, skrzył się mie­nił,
za­czął pęcz­nieć kępą nie­ziem­skiej zie­le­ni – 
po tym za­szu­miał jodła­mi, wi­kli­ną i ży­tem,
za­krzyk­nął czy­imś gło­sem – głuchym mat­ki gło­sem –  
i za­czer­wie­niał dzi­kim kli­mon­tow­skim wrzo­sem,
i za­czer­niał ciem­ną nocą, i za­bły­snął świ­tem,
i n­a­gle wy­rósł two­im dziw­nym lo­sem. (…)

(fragment z tomu „Wiersze i poematy”1956.)

Wiele nostalgicznej uwagi poświęci Jasieńskiemu jeszcze dwukrotnie.

Zmagania z wydawnictwami w sprawie publikacji swoich utworów, zwłaszcza powieści „Ludzie i syrena”, którą wydano dopiero w 1955 roku, Stern opisuje szczegółowo w eseju „Wspomnienia z wieku kamiennego”. Tekst ten miał wejść w skład rozrachunkowej książki składającej się ze szkiców kilkunastu pisarzy o literaturze i życiu literackim w socrealizmie. Tom opracowany w 1956 roku przez wydawnictwo „Czytelnik” został zatrzymany jednak przez cenzurę. Opublikowano go dopiero w 2013 roku wraz z esejem Sterna na podstawie zachowanej odbitki korektorskiej w książce „Rachunek pamięci”.

Stern pisze we „Wspomnieniach z wieku kamiennego”: „(…) Gdy przypominam sobie długi okres siedmiu lat przymusowego milczenia, czuję palący, nie­znośny wstyd. Jak gdyby człowiek znajdował się z kimś w jed­nym pokoju i nagle spostrzegł, że ów towarzysz skrada się do niego, uzbrojony w dębczak. Cóż z tego, że uchyliłem się i cios dębczaka nie rozwalił mi czaszki – pozostał palący wstyd, że kolega okazał się… kolegą z wieku kamiennego. Pozostał palą­cy wstyd – i jeszcze coś: pewnego rodzaju zdziwienie. «Jak to? – zapytacie. – Ani jednej własnej książki od chwili przybycia do kraju?!». Tak, ani jednej książki od r. 1948, gdy wróciłem do Polski, aż do końca 1955 r., gdy wreszcie ukazała się pierwsza moja rzecz oryginalna, pierwsza z kilku, które obecnie dopiero ujrzały światło dzienne (mowa o «Ludziach i syrenie») (…)”.

Miesiąc po powrocie do Polski Ludowej wraz z kolegami maszeruje w pochodzie pierwszomajowym, jeszcze nieświadomy „infamii”, jaka na niego spadnie na tyle kolejnych długich lat. „Zwartym podłużnym czworobokiem masze­rowaliśmy przed trybuną, z której pozdrawiał pisarzy polskich prezydent Bierut. Pozdrawiał ich również minister Berman i minister Radkiewicz… Byłem pełen entuzjazmu i padaliśmy sobie w objęcia nawet z kolegami, dla których nie miałem przed wojną zbyt wiele sentymentu. Spotkałem również kol. Krucz­kowskiego, który poinformował mnie, że przesłaną mu przeze mnie w roku 1945, jako wiceministrowi kultury i sztuki, po­wieść moją «Ludzie i syrena» przekazał jednemu z wydawnictw (…)”.

Tego samego dnia spotyka się jednocześnie z kolegami: Julianem Tuwimem (1894-1953) i Konstantym Ildefonsem Gałczyńskim (1905-53). „ (…) Julek się spłakał i zasypał mnie tysiącem pytań. Konstanty był bardzo wylewny (znaliśmy się ćwierć wieku), ale był dziwnie podniecony i mówił niemal wyłącznie o sobie. Gdyśmy się rozstali z nim, Tuwim rzekł: „«Zauważyłeś? Jest pijany powodzeniem. Cały naród kocha się w «Zielonej Gęsi». A ja się kocham w nim… Jest szczęśliwy, zazdroszczę mu». Szczęście niedługo trwało… Pogruchotał je jak cenną i kruchą zabawkę normatywny dębczak. Wówczas jednak obaj zapewniali mnie, że teraz dopiero będę mógł pracować… (…)”.

Następnego dnia melduje się w wydawnictwie i dowiaduje  iż książka jest niebezpieczna politycznie. Po powrocie z maszynopisem pod pachą do domu, mimo­wolnie zagląda do powieści – i ze zdumieniem widzi na stronie tytułowej maszynopisu czerwoną kwadratową pie­czątkę: «Zezwala się na składanie. G.U.K.P. 24.VII.1948 r. »Czy cenzura ma być badrziej liberalna i mniej ostrożna od wydawnictwa!?

Od tego momentu, od odrzucenia „Ludzi i syreny”, zaczynają się dziać najdziwniejsze rzeczy ze wszystkim, co zamierza opublikować. Wydawnictwo rezygnuje z wydania „Historii o żołnierzu i diable”, poematu dra­matycznego o żołnierzu-emigrancie wracającym do kraju, choć już malarz, Ignacy Witz (1919-71), wykonał ilustracje, wydrukowane już były szpalty… Inne wydawnictwo zamierza drukować książkę Sterna dla dzieci „Opowiadania starego szpaka”. Książka się jednak również nie ukazuje, podobnie jak inne utwory, które składa wydawnictwom.

Dopiero w 1955 roku dowiaduje się, że najbliższych towarzyszy pracy Brunona Ja­sieńskiego, których, jak wiadomo… odgórnie nie wolno było publikować. „(…) Pomyślałem sobie, że właściwie powinni się rehabilitować mordercy, a nie mordowani – ale nie powiedziałem nic, pochło­nięty myślą o zagadce, która mnie tak długo dręczyła. A więc jednak, to nie moje przedwczesne wystąpienie przeciwko tzw. „kultowi jednostki”, nie moja powieść była przyczyną zakneblowania mi ust na długich osiem lat?… Więc to wspólna praca i przyjaźń z Brunonem Jasieńskim, „poetą wyklętym”, poetą zamordowanym? (…)”.

Do końca 1955 roku, czyli oficjalnej rehabilitacji Brunona Jasieńskiego, Stern nie może wydać niczego autorskiego i utrzymuje się głównie z tłumaczeń literatury rosyjskiej oraz tantiem z tłumaczeń sztuk „Wiosna w Norwegii” Stuarta Engstranda oraz „Moskiewski charakter” Anatola Sofranowa.  Nikt nie chce wystawić także jego własnych sztuk: „Ich troje” (1949), „Górnicy” (1951), „Pani Dulska na rozdro­żu” (1952) i „Aktorzy” (1954). Kiedy w 1952 roku Przedsiębiorstwo „Film Polski” zostaje przekształcone w Centralny Urząd Kinematografii, zostaje zwolniony, ale ostatecznie nie kończy jeszcze swojej przygody z filmem.

W latach 1955-56 będzie pierwszym kierownikiem literackim Zespołu Filmowego  „Iluzjon”. Dba tutaj m.in. o poziom literacki scenariusza filmu „Pętla” w reżyserii Wojciecha Jerzego Hasa (1925-2000) z Gustawem Holoubkiem (1923-2008) w głównej roli na motywach opowiadania Marka Hłaski (1934-69) pod tym samym tytułem z tomu „Pierwszy krok w chmurach” (1956). „Pętla” była pierwszą z ekranizacji prozy Marka Hłaski i jednocześnie debiutem fabularnym reżysera. W kolejnych latach Sterna zastąpią na tym stanowisku pisarz Stanisław Dygat (1914-78), a następnie aż do 1969 roku scenarzysta filmów „Kapelusz pana Anatola” i „Inspekcja pana Anatola” (czyżby na cześć poprzednika?) oraz seriali „Hrabina Cosel” i „Kopernik” – Zdzisław Skowroński (1909-69).

Akt dwudziesty trzeci, ale rok 53

22 lipca 1952 roku, w ósmą rocznicę ogłoszenia manifestu PKWN, Sejm uchwala formalnie Konstytucję Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej (konstytucję lipcową). Na wzór innych „demokracji ludowych” zmieniona zostaje nazwa państwa na Polska Rzeczpospolita Ludowa. Faktycznym autorem konstytucji jest Bolesław Bierut, a w jego projekcie osobistych poprawek dokonuje Józef Stalin (nie zgadzając się np. na zmianę polskiego hymnu narodowego).

Stalin umiera 5 marca 1953 roku. Anatol Stern pisze z tej okazji wiersz „Gwiazda epoki”, choć nie wie, czy nawet w TAKIM momencie opublikuje go jakakolwiek gazeta (ukaże się trzy lata później).

(…) To wiem: nie zgaśnie nigdy wielka gwiazda Twoja,

ta, która prowadziła ludzi i narody,

ta, która świeciła w ich męczeńskich bojach,

ta, która im wieściła słońc dalekich wschody (…).

 

(Fragment wiersza „Gwiazda epoki” z tomu „Wiersze i poematy” 1956)

Zgoła makabrycznie brzmi dziś taki pean ku czci tego, na którego to rozkazy zamordowano wielu przyjaciół i znajomych poety, a on sam ledwo uniknął kaźni w lwowskim więzieniu i dziś był objęty „infamią”, ale jak piszą Anna Bikont i Joanna Szczęsna, autorki książki „Lawina i kamienie. Pisarze wobec komunizmu”: Na palcach jednej ręki można policzyć, kogo po śmierci „największego przyjaciela Polski” nie zagarnęła fala rozpaczy, utrwalonej prozą bądź wierszem”. Obok tego wiersza w tomie znajdziemy także słowa o Bolesławie Bierucie, czy wiersz „Lenin w Poroninie”. Cóż, mroczne stalinowskie czasy wymagały odreagowania, takiego, czy innego.

„Były to dni największego poniżenia polskiej inteligencji twórczej. Godność narodową uratowała nieliczna, bohaterska redakcja «Tygodnika Powszechnego», która odmówiła zamieszczenia nekrologu i wspomnienia pośmiertnego, w skutek czego pismo zostało z miejsca zamknięte” – dodaje Jan Nowak Jeziorański w „Wojnie w eterze”.

Jak pamiętają być może Państwo z II części „Awangadowej gwiazdy”– Anatol Stern lubił się zabawić w przedwojennej „Adrii” i za kołnierz nie wylewał, podobnie jak inni poeci epoki. Jednak wojna, a następnie pierwsze lata PRL-u położyły kres wystawnym dancingom i przepychowi restauracji. „Adria” spłonęła jeszcze w okresie Powstania Warszawskiego (mieściła się tam powstańcza stołówka). Po wojnie restauracja została odbudowana, ale nie odzyskała już dawnej sławy. Również słynny i luksusowy „Paradis” przy Nowym Świecie 3, w którym przed wojną śpiewała m.in. Wiera Gran (1916-2007), nie przetrwał próby czasu. Artystka pomawiana o współpracę z Gestapo w czasie jej pobytu w warszawskim Getcie, mimo wyroków uniewinniających, została objęta zakazem pracy i ostatecznie wyemigruje w listopadzie 1950 roku do Izraela, a komunistyczne władze odbiorą jej polskie obywatelstwo.

PRL otwiera również nowy rozdział również w historii polskiej gastronomii. Okres ciągłego niedostatku różnych produktów, także luksusowych, wymusza na właścicielach lokali liczne kompromisy. „(…) Ostrygi zastępuje zielony śledź, a szampan z kawiorem tzw. «meduza z lornetą», czyli galareta doprawiona kieliszkiem wódki. Dawne elity z najmodniejszych lokali wypierają «młodzi gniewni», pisarze-lekkoduchy, nastoletni poeci, aktorzy i literacka awangarda Warszawy (…)” – czytamy w artykule Przemysława Ziemichóda „Kultowe lokale dawnej Warszawy, czyli meduza z lornetą w Ścieku, kawior w Adrii”.

Starszej gwardii przedwojennych poetów pozostaje spotykać się w świeżo odbudowanej kamienicy przy Rynku Starego Miasta, mieszczącej słynną restaurację „U Fukiera” oraz w „Czytelniku” przy Wiejskiej funkcjonującym od 1957 roku, gdzie swój stolik mają młodzi – Tadeusz Konwicki (1926-2015) i Gustaw Holoubek. Sternowi i byłym skamandrytom pozostają tzw. „domówki” np. w Aninie u Tuwima, gdzie popić można było bez oporów, jak znajdujemy w jego eseju „Z niedomkniętej nocy. Wspomnienia o Julianie Tuwimie” taki oto fragment listu Tuwima z 1952 roku: „(…) takie popijawy muszą być gruntowne, do-denne, samo dno duszy przemywające. Przyjedź z Alicją, pogadamy, postaramy się odmacerować”. Pijąc, Tuwim igrał ze śmiercią, ponad rok później już nie żył. 

6 grudnia na skutek trzeciego zawału serca umiera Konstanty Ildefons Gałczyński. Także nie dbał o zdrowie: o jego alkoholowych ekscesach, nie tylko sprzed wojny, można przeczytać w książce „Niebezpieczny poeta. Konstanty Ildefons Gałczyński” Anny Arno. Sternowie wraz z Tuwimami uczestniczą w jego pogrzebie na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach i pocieszają zrozpaczoną wdowę Natalię Gałczyńską (1908-76). W dniu śmierci Konstantego Anatol napisze wiersz „Rozmowa ze zmarłym”:

A jednak ziemia nie jest żyrandolem

Mój pijany bólem śpiewaku

Ani choinką skrzących się gwiazd

Połuchaj chodźmy tym jesiennym polem

porozmawiajmy odetchnijmy

z dala od hałasu miast

 

Kiedy milionom smutnych ludzi w kraju

W naszej smutnej Polsce

dawałeś runo złotych owiec swych strzyc

czy myślałeś o tych którzy nic nie mają

którzy nie wiedzą co dalej –

nic nie wiedzą nic

 

Co z tego że żyrandol wielki jak kosmos

zawiesisz pod sufitem w ich norze

i ukołyszesz ich szelestem swych stron

Zmęczeni nocą pijaną żałosną

Opustoszali tak że już bardziej nie można

obudzą się z krzykiem: Co dalej?!

ściskając głowę huczącą jak dzwon

 

Może nie przeżyłeś tego co inni

i dlatego nie chciałeś już patrzeć

na zdradę na podłość i gniew

A możeś się za bardzo nad życiem pochylił

i dlatego wybrałeś cienie miesięczne

uśmiech żony muzykę i śpiew

 

Myślę mój drogi mój zrozpaczony

że nie po tośmy przyszli na świat

aby kruche słowa nizać na nić

Ja myślę mój drogi że trzeba strudzonym

pokazać że można że trzeba

piękniej i prościej żyć

 

(Napisane w dniu śmierci K.I. Gałczyńskiego, z tomu „Wiersze i poematy” 1956.)

Trzy tygodnie później w pensjonacie ZAiKS-u „Halama” w Zakopanem wskutek wylewu krwi do mózgu umiera 59-letni Julian Tuwim (inne źrodła podają, że był to atak serca). Skamandryta trzy tygodnie wcześniej boleśnie przeżył śmierć młodszego o 11 lat kolegi, z którym niemal całe życie przyjaźnił się i spierał. „(…) Na pogrzebie płakał, zerwał na pamiątkę listek z wieńca, potem napisał wiersz «Hołdy», ostatni w życiu, poświęcony właśnie Gałczyńskiemu. Przedpołudnie spędził m.in. z grafikiem Janem Marcinem Szancerem (1902-73) w jednej z zakopiańskich knajp. To wtedy napisał na serwetce zdanie, jak się okazało – ostatnie zapisane przez niego słowa: «Ze względów oszczędnościowych polecam zgasić światłość wiekuistą...». Pogrzeb na warszawskich Powązkach Wojskowych był bardzo uroczysty. Mowę wygłosił premier Cyrankiewicz, pośmiertnie nadano Tuwimowi Order Polonia Restituta z Wstęgą a peerelowscy dygnitarze stawili się tłumnie, podobnie jak zwykli czytelnicy. W kraju żegnano Tuwima jak księcia poezji, na emigracji – jak zdrajcę. W londyńskich «Wiadomościach» Marian Hemar pisze: «Sławił swoimi strofami Stalina, w plugawym pendant do swoich dawnych wierszy o Piłsudskim»” – dowiadujemy się z artykułu opublikowanego przez Mikołaja Glińskiego w Culture.pl „Ostatnie dni Juliana Tuwima”.

54-letni Anatol Stern w ciągu miesiąca pożegnał dwóch przyjaciół, wielkich Poetów i wyraźnie poczuł strach. Tanatos rządzi. 10 stycznia 1954 roku specjalny numer „Nowej Kultury” poświęcony pamięci Juliana Tuwima, na stronie 13 wreszcie drukuje jego wiersz! Nosi on tytuł „Na śmierć poety”:

(…) Gdy lud dźwigał twą trumnę, wąziutką, jodłową,

 (ach, jakeż była lekka, jaka była ciężka!)

wicher znów rozszlochanych wył nad naszą głową:

to twe słowa – sieroty płakały nad tobą.

 

Znów nas zwyciężyłeś. Okropne zwycięstwo.

Płynęła ludzką rzeką świetlista trumienka,

nagie drzewa obsiadły dziwne ptaki gęsto –

chłopaki wystraszone, milczące… Przekleństwo!

A serce… Nie. To tylko lód na Wiśle pęka. (…)

 

(fragment wiersza „Na śmierć poety” z tomu „Wiersze i poematy” 1956.)

 

Akt dwudziesty czwarty. Od zaćmienia do światłości

Obu zmarłym pół roku wcześniej nie było dane już zobaczyć całkowitego zaćmienia Słońca 30 czerwca 1954 roku. W samej Warszawie na pachnącym nowością Placu Konstytucji tłumy warszawiaków z zachwytem obserwują przez specjalne szkiełka przydymione świecą, to niespotykane dla nich zjawisko.  Alicja i Anatol również w nim uczestniczą, zachwyceni nowymi budynkami i szerokim arteriami dookoła, powstającej jak feniks z popiołów stolicy. „To miasto ma całkowicie zniknąć z powierzchni ziemi i służyć jedynie jako punkt przeładunkowy dla transportu Wehrmachtu. Kamień na kamieniu nie powinien pozostać” – tak raptem dekadę wcześniej w rozkazie z 9 października 1944 roku pisał Heinrich Himmler...

Ich Warszawa jednak odżywa! Odtworzenie Starego Miasta, Nowego Miasta, zabudowy Krakowskiego Przedmieścia i Nowego Światu postrzegają jako niezwykle odważną i zupełnie pionierską w skali świata. Tylko oddany w 1955 roku kolos sterczący w centrum – Pałac Kultury i Nauki im. Józefa Stalina budzi żywe, niekoniecznie pozytywne emocje…

Tego lata podczas V Światowego Festiwalu Młodzieży i Studentów obserwują z zaciekawieniem, jak tysiące młodych gości z całego świata „zalewa” miasto swym kolorowym i radosnym pochodem. Aby mogli się po nim poruszać, organizatorzy przygotowują plan miasta, ale w formie uproszczonego szkicu kartograficznego, na którym zaznaczono miejsca noclegowe i najważniejsze punkty (głównie obiekty kulturalne), w których odbywać się mają atrakcje festiwalu. Stalinizm trzyma się jeszcze mocno, a cenzura funkcjonuje dość sprawnie ingerując znacznie nie tylko w twórczość artystów, ale nawet w informacje, które znalazły się na „Planie dzielnic centralnych m. st. Warszawy”! Tego lata już czuć jednak lekki powiew nadchodzącej gomułkowskiej odwilży. Alicja koordynuje pracę tłumaczy dla starannie wyselekcjonowanych delegacji z ZSRR, a Anatol z Zespołem Filmowym dokumentuje wystawy sztuki współczesnej, dalekiej od do niedawna obowiązującego socrealizmu.

12 marca 1956 roku w Moskwie umiera I sekretarz KC PZPR i były prezydent Bolesław Bierut (1892-1956), ponoć wstrząśnięty wygłoszeniem tajnego referatu demaskującego zbrodnie stalinizmu: „O kulcie jednostki i jego następstwach” przez Nikitę Chruszczowa (1984-1971). W niecały miesiąc później następca Bieruta – Edward Ochab (1906-89) ogłasza rehabilitację Władysława Gomułki (1905-82), który to już w październiku zostaje I sekretarzem KC PZPR i wygłasza słynną emocjonalną mowę na nowym Placu Defilad, zaczynającą się słowami „Towarzysze! Obywatele! Ludu pracujący stolicy!”.

Gomułkowska odwilż rozgrzewa również Alicję i Anatola Sternów! Wreszcie zdjęto z poety karb cenzury i od tego momentu jego „zmazanie win” postępuje w tempie kosmicznym. Wydane zostają: powieść „Ludzie i syrena”, o którą tak walczył w 1948 roku, a w listopadzie 1956 roku „Iskry” kończą druk w twardej oprawie 187-stronicowych„Wierszy i poematów”.  Pierwszy powojenny tom Sterna jest praktycznie rzecz biorąc wyborem wierszy z lat 1944-55, a jednocześnie część z nich jest drukowana w tomie „Wiersze dawne i nowe”. Szybko spowodują kolejny ferment w życiu poety, ale ku jego zaskoczeniu jeszcze pod koniec roku 1956 władza odznacza go Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski!

Akt dwudziesty piąty. „Futuryzm z retuszem”

W wydanych w 1957 roku „Wierszach dawnych i nowych” powojenni czytelnicy po raz pierwszy mają szansę zetknięcia się z futurystycznymi utworami Sterna z początku lat dwudziestych. Tyle że po korekturach samego autora! „(…) Po ich opublikowaniu w prasie ukazywały się recenzje Mieczysława Jastruna, Ryszarda Matuszewskiego, Arnolda Słuckiego, Kazimierza Wyki, wśród nich recenzja Józefa Wiesława Zięby nosząca tytuł „Futuryzm z retuszem” („Kamena” 1957, nr 12). Recenzja zresztą ciekawa, tyle że zarzucająca autorowi dokonanie poprawek wypaczających pierwotny sens wierszy.

Stern zareagował gwałtownym listem do redakcji, Zięba odpowiedział w numerze następnym. I na tym spór by się skończył, gdyby nie wmieszał się do niego Słonimski artykułem „Anielski cham”. Potem już rozgorzały namiętności, do sporu włączyli się postronni dyskutanci, tytuły artykułów brzmiały: „Cham nieanielski”, „Fałszerze”, „Sfałszowane cytaty”, „Parę słów o rozumie, dobrych obyczajach i śmierdzących chorągiewkach”, „Anielski cham, czyli A. Słonimski zdemaskowany…”. Rzecz skończyła się rozprawą Sądu Koleżeńskiego ZLP” – relacjonuje Andrzej K. Waśkiewicz w „«Irrealnej gwieździe»”.

O wprowadzeniu zmian do pierwszej retrospektywnej edycji wierszy Sterna zadecydowało nie tylko przekonanie autora o tym, że każdy twórca ma prawo poprawiać swoje dzieło, niezależnie od tego, kiedy powstało i kiedy zostało opublikowane, lecz przede wszystkim żądanie redaktorki wydawnictwa „Czytelnik”, która uzależniła możliwość publikacji tomu od metamorfozy wierszy przez autora w taki sposób, aby niebyły naznaczone „formalistycznym” piętnem. „(…) O co chodziło w tym sporze, prócz, oczywiście, dyskusji o korekturach, jakim Stern poddał swe teksty? Najogólniej — o wartość i «ideowe oblicze» futuryzmu. O to, czy był kierunkiem «faszystowskim», czy «postępowym», czy wiersze Sterna służyły robotnikom, czy były wyrazem pogardy wobec nich. Brzmi to zabawnie, ale tak właśnie było (…)” – pisze dalej Andrzej K. Waśkiewicz.

W 1957 roku żegna wierszem „Ziemia” drukowanym w prasie, innego wielkiego poetę – Leopolda Staffa (1878-1957).

Jeśli ta rozżarzona gwiazda

na której mieszkamy

będzie kiedyś czyimś pomnikiem –

wierzę

będzie pomnikiem poety (…)

 

(fragment wiersza „Ziemia” z tomu „Widzialne i niewidzialne” 1964.)

Czy przywrócony wreszcie do ogólnego obiegu czytelniczego Stern jest pod koniec lat pięćdziesiątych poetą rozumianym i lubianym? Tak odpowiada na to pytanie cytowany powyżej poeta, krytyk literacki, edytor i wybitny znawca twórczości Sterna – Andrzej Krzysztof Waśkiewicz (1941-2012): „(…) Futuryzm wypadł z pola widzenia. Liczył się o tyle, o ile poszczególne elementy jego programów weszły w skład doktryny Awangardy. Po drugie — na późne lata pięćdziesiąte przypada ofensywa turpistów z jednej, neoklasyków z drugiej strony. Jakkolwiek «turpiści» mogliby znaleźć antenata w Sternie właśnie, w jego wczesnych wierszach, to odstręczać ich musiał żywiołowy optymizm i «brak powagi», woleli się raczej powoływać na «paru z Wilna». W ten sposób Stern stawał się, by tak to nazwać, poetą drugiego planu. Historycy literatury pamiętali o jego zasługach w ruchu futurystycznym. Tam miał swe własne i niezaprzeczalne miejsce. W krajobrazie liryki lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych jego twórczość plasowała się daleko za wierszami autorów wybitnych czy chociażby tylko modnych. Nie na miarę swej rzeczywistej wartości. Co, jak się zdaje, było jednym ze źródeł swoistego «pieniactwa» autora, licznych listów wysyłanych do redakcji, polemik rozsianych w tekstach poetyckich (zwłaszcza w wariantach zarzuconych), reakcji niewspółmiernych do przyczyn... (…)”.

Cóż, Stern zbyt długo czekał na możliwość publikowania swej poezji i prozy, by teraz odpuścić.

Akt dwudziesty szósty. Ależ Alice!

Od 1952 roku Sternowie, ponownie dzięki wstawiennictwu Iwaszkiewicza, mieszkają na Muranowie w okolicy ulicy Żelaznej w jednopokojowym mieszkaniu z wnęką kuchenną i własną łazienką. Czują się tu źle, nie tylko z powodu ciasnoty, ale i świadomości spania na gruzach Getta. Sześć lat później mogą się już przenieść do większego lokum – trzypokojowego mieszkania w nowiutkim bloku na Osiedlu Latawiec, jednym z najmniejszych w Warszawie, ale świetnie zlokalizowanym w Śródmieściu tuż przy Parku Ujazdowskim. Ulica Służewska 2/5 (2 piętro) będzie ich ostatnim adresem.

Przy tej cichej, dziś osiedlowej uliczce, w 1903 roku pod numerem 3 powstała wyjątkowej urody, secesyjna kamienica, zaprojektowana przez wybitnych architektów: Mikołaja Tołwińskiego (1857-1924) i Henryka Stifelmana (1870-1938). W czasie Powstania Warszawskiego kamienica została częściowo uszkodzona, a tuż po wojnie niestety rozebrana do fundamentów. Pod numerem 5 w kamienicy z pięknymi neorenesansowymi loggiami przez kilka miesięcy 1917 roku mieszkał Józef Piłsudski, o czym obecnie zaświadcza tablica postawiona w 1990 roku. Około 1962 roku kamienica ta też legnie w gruzach.

Po drugiej stronie ulicy, bliżej Placu na Rozdrożu i ulicy Koszykowej, w nowym bloku z numerem drugim, w mieszkaniu pod numerem 5 jest wreszcie miejsce na gabinet Anatola, którego dwie ściany pod sufit zajmują dębowe regały na książki, zakończone grubymi spiralnymi kolumnami, a w rogu pod oknem w rogu stoi duże biurko do pracy. Jest też salon, sypialnia od strony dziedzińca oraz kuchnia i łazienka.

Alicja jest zachwycona! Jako żona poety i pisarza w końcu cenionego przez władze PRL-u, może teraz przyjmować gości na „domówkach” i prywatnych spotkaniach literackich oraz „bywać” i konwersować. Przecież lubi to bardzo, już przed wojną daleko prześcignęła swojego męża we wspaniałych ekstrawagancjach, powiedzonkach i dowcipach, zaś sam Anatol w późnych latach pięćdziesiątych w niczym nie przypomina dawnego członka futurystycznego bractwa. „(…) Niewielu już pamięta w nim pełnego fantazji skandalistę, rozbierającego się do rosołu podczas wieczoru autorskiego; dziś to dystyngowany dżentelmen, nienagannie ubrany, niemal stale pod krawatem (takim go widzimy na zdjęciu w swoim gabinecie, przyp. Aram Stern)”. Mówi bez pośpiechu, starannie dobierając słowa, co stanowi niezwykły kontrast wobec elokwencji jego żony. Kiedy ta, zagalopuje się już w swym słownictwie zbyt daleko, unosi wysoko głowę i wzdycha: „Ależ, Alice!” – w artykule „Żona futurysty” w „Przekroju”, wspomina znajomy Sternów, prozaik i satyryk, Jerzy Korczak (ur. 1927).

Z Wiktorem Szkłowskim (1893-1984), rosyjskim pisarzem, literaturoznawcą, filmoznawcą i scenarzystą Alicja potrafi przegadać całą noc przy wódeczce, gdy ten jest w Warszawie. Pochodzi z Rosji, zdradza ją do końca zachowany, miękki charakterystyczny akcent i ciągle jest zgrabną, wysportowaną blondynką, z kategorii tych, którym nie ma sensu liczyć lat. Imponuje świetną kondycją fizyczną, wspaniale pływa i wspina się po górach. Można mieć wrażenie, że na zdjęciu zrobionym w 1950 roku nad Czarnym Stawem pomiędzy mężem a Leopoldem Lewinem (1910-95) stoi zadziorna córka jednego z nich.

Maria Iwaszkiewicz (1924-2019) w swoich „Portretach” („Zeszyty Literackie”, Numer 131) tak opisuje Alicję Sterową: „(…) Sterna znałam z widzenia. Pamiętam, że w latach pięćdziesiątych odbywał się w Domu Dziennikarza przy Foksal sylwester, na którym pląsała pani Sternowa i był też on ― wysoki, przystojny. Pani Sternowa była rosyjską Żydówką z Odessy, niesłychanie bystrą, z poczuciem humoru. Tworzyli bardzo kochające się małżeństwo. (…) Cudowne opowiadała historie. Po 1968 roku była w Nieborowie na wakacjach, w bardzo dobrym towarzystwie. Znalazła się tam również żona nieżyjącego już wtedy Broniewskiego, Wanda, okropna baba, która zaczęła przekonywać, jak to dobrze, że Żydzi wyjeżdżają z Polski. Pani Sternowa opowiadała później, zaciągając po kresowemu: „Policzyła ja do dzjesjęcju, żeby czego nieodpowiedniego nie powiedźjeć’, i mówię do niej: won, ty kurwo!(...)”.

Raczej jej się należało, skoro o Wandzie Broniewskiej (1901-91), córka Broniewskiego, Anka (Joanna Broniewska-Kozicka, 1929-54) pisze ze wspólnych wakacji w 1950 roku w Ustce tak: „baba jest nie tyle nawet wredna, co po prostu nienormalna. Snobizmy i aspiracje ma takie, że Putramentowa przy niej to kołchoźnica-traktorzystka” – wspomina wnuczka Broniewskiego, Ewa Zawistowska.

Dalej, u Marii Iwaszkiewicz odnajdujemy opis Alicji: „(…) Pasowało do niej określenie: z przodu muzeum, z tyłu liceum, bo miała długie włosy i świetną figurę ― z tyłu wyglądała na młodą osobę, tylko jej twarz zdradzała upływ czasu. Moja mama, która była wybredna w doborze znajomych, darzyła Sternową dużą sympatią. Gdy spotkały się w Zakopanem pod koniec lat sześćdziesiątych, już po śmierci Sterna, chodziły razem na spacery. Zdaje się, że to Piotr Mitzner gdzieś napisał, że szły tak szybko, iż nie można było ich dogonić. (…) Pani Sternowa zajmowała się tłumaczeniami z rosyjskiego, przełożyła między innymi Bułhakowa. Wszyscy ją bardzo lubili. (…)”.

Alicja pisze coś z gatunku romansów, których nie udostępnia jednak przyjaciołom. Publikuje pod pseudonimem „Allan Turski”, zajmuje się także krytyką teatralną i felietonistyką, pod koniec życia napisze również książkę dla dzieci „Niezwykła wędrówka Witaminy i Ufka” (1987) z ilustracjami Janiny Zającówny, ale przede wszystkim tłumaczy z rosyjskiego. Już w 1928 roku przełożyłą zjadliwą satyrę science fiction na radziecką biurokrację „Fatalne jaja” Michaiła Bułhakowa (1891-1940) i to ona pierwsza użyła brzmienia i postaci graficznej Bułhakow Poprawny zapis graficzny winień brzmieć jednak „BUŁGAKOW” (Михаи́л Афана́сьевич Булга́ков). Po wojnie Alicję bawi niezwykle, że jej pomyłkę powiela Aleksander Bachrach, przekładając sztukę Bułhakowa „Aleksander Puszkin. Sztuka w 4 aktach, 10 odsłonach”, a w 1969 roku tłumacze pierwszego polskiego wydania „Mistrza i Małgorzaty”, Irena Lewandowska i Witold Dąbrowski. I tak, dzięki pomyłce Alicji, na zawsze w języku polskim zostaje „Bułhakow”!

Sternowie często zaglądają do Zakopanego, latają przez Gdańsk na wczasy do Juraty (choć Alicja boi się latać), a od wiosny mogą zajmować wygodny pokój w Domu Pracy Twórczej w podwarszawskich Oborach. To z tych miejsc we wspomnieniach przyjaciół i znajomych znajdziemy najwięcej anegdot i bon motów Alicji Sternowej – „jednej z ostatnich obywatelek świata wyobraźni” (Jerzy Korczak). Wszak to Julian Tuwim napisał o niej pamiętną zwrotkę „Muzo, bądź mi wierna. Wolę Alicję niż wiersze Sterna…”

Na ścianie domu przy ulicy Służewskiej 2 dziś nie znajdziemy żadnej tablicy upamiętniającej Alicję i Anatola Sternów.

Akt dwudziesty siódmy. O teatrach i okienku na świat

W 1959 roku w Teatrze Nowym w Łodzi ma miejsce prapremiera sztuki Anatola Sterna „Cudotwórca” w reżyserii Kazimierza Dejmka (1924-2002). To „Bufonada liryczna w 2 aktach”, atakująca najistotniejsze problemy końca lat 50-tych. W przedmowie do sztuki Stern pisze: „(…) Właściwie chodziło mi o ukazanie jednej z milionów rodzin w chwili, gdy ludzkość z jednej strony tworzy sztuczne planety, a z drugiej – grozi ziemi biologiczną zagładą. Wydało mi się, że chcąc ukazać te dziwne, nieco apokaliptyczne czasy, powinienem zetknąć ludzi z ich odwiecznym snem i dlatego do skromnej rodziny urzędniczej wprowadziłem – Wiecznego Sublokatora człowieka. (…)”. W tej roli występuje Seweryn Butrym (1910-81), aktor m.in. Teatru Miejskiego w Toruniu (1938-39), bardziej znany z roli hrabiego Wende, rycerza krzyżackiego na zamku w Malborku w ekranizacji „Krzyżaków”, Aleksandra Forda z 1960 roku. W prapremierowej inscenizacji „Cudotwórcy” w roli jednej ze Staruszek występuje także 43-letnia wówczas Krystyna Feldman (1916-2007). Alicja i Anatol Stern są obecni na prapremierze. Jakże aktualna w swych treściach także dziś sztuka Anatola Sterna jest wystawiana tego samego roku z powodzeniem również na scenach w Rzeszowie, Opolu i Szczecinie.

Być może pamiętają państwo również z II części „Awangardowej gwiazdy”, że pierwszym filmem wyemitowanym przez przedwojenną próbną telewizję polską była „Barbara Radziwiłłówna”, wg scenariusza Anatola Sterna. Chwilę później rozwój prac nad telewizją przerwał wybuch II wojny światowej, ale już w siedem lat po jej końcu 25 października 1952 roku o godz. 19:00 telewizja uruchamia swój pierwszy program. Sternowie w 1956 roku kupują pierwszy produkowany seryjnie w Polsce telewizor „Wisła”, co od razu staje się sensacją w ich bloku na Muranowie! Wówczas telewizję ogląda się po kilka rodzin, tylko jak je zmieścić w jednopokojowym mieszkaniu? W kolejnym, większym przy Służewskiej jest już łatwiej (sąsiedzi mają zakaz wchodzenia do gabinetu Anatola), a ogląda się wtedy już w kolejnym telewizorze „Belweder” tłumnie poniedziałkowe Teatry Telewizji, czwartkowe „Kobry”, czy wreszcie od 1958 roku uwielbiany „Kabaret Starszych Panów”.

Cóż to jest za wydarzenie, gdy w październiku 1959 roku Anatol Stern wyprawia w swym nowym mieszkaniu sześćdziesiąte urodziny i wśród wielu gości zmierzających na drugie piętro, przed blokiem sąsiedzi widzą Stanisława Dygata z nową żoną, aktorką Teatru Współczesnego, Kaliną Jędrusik (1930-91)! Tak, tę samą, która swym dekoltem w telewizji tak bardzo drażni żonę towarzysza Gomułki – Zofię. W październiku aktorka zakrywa go jednak szalem…

Anatolowi bardzo zależy, aby przetłumaczona przez niego z rosyjskiego sztuka-groteska Brunona Jasieńskiego „Bal manekinów”, mająca swą polską prapremierę w 1957 roku w Teatrze Śląskim im. Wyspiańskiego w Katowicach i wyreżyserowana przez Jerzego Jarockiego (1929-2012), znalazła się także w Teatrze Telewizji. Podoba mu się przede wszystkim to, że „(…) Kierujący nim od 1963 roku Adam Hanuszkiewicz (1924-2011) zrywa z dotychczasową metodą przenoszenia spektakli ze sceny teatralnej przed kamerę i tworzy zupełnie nową jakość – inscenizację przygotowaną specjalnie na użytek telewizji (…)”. Stern jest zachwycony nowym, jednokanałowym medium (program drugi TVP zostanie uruchomiony dopiero w 1970 roku), a szczególnie Teatrem Sensacji „Kobra”, „(…) w którym scenografowie wychodzą ze skóry, aby warszawskie studio choć w części przypominało np. elegancką willę na przedmieściach Los Angeles, w której popełniono morderstwo (…).” – czytamy w „Polskich dekadach. Lata 1960.” Wiesława Kota.

„Bal manekinów” w wersji telewizyjnej trafia do Teatru Telewizji w 1961 roku w reżyserii Zygmunt Hübnera (1930-89), jeszcze zarejestrowany tylko przez kamery. Najsłynniejszej adaptacji telewizyjnej „Balu manekinów” w reżyserii Janusza Warmińskiego z 1979 roku, tłumacz sztuki i przyjaciel Brunona Jasieńskiego już nie doczekał.

Wydawnictwo „Czytelnik” na początku 1960 roku wydaje książkę „Bruno Jasieński, Utwory poetyckie; wyboru dokonał i wstępem opatrzył Anatol Stern”. Gwoli zainteresowań filmowo-teatralnych w 1959 roku Stern wydaje także „Wspomnienia z Atlantydy” – literackie reminiscencje o teatrze, literaturze, muzyce, filmie, sięgającą temporalnie od czasów przedwojennych do lat 50. Do końca dekady pracuje także nad „Wyborem satyr” i „Wyborem wierszy” Włodzimierza Majakowskiego oraz wspólnie z Sewerynem Pollakiem i Marianem Toporowskim nad tłumaczeniem „Utworów dramatycznych” Puszkina (redakcja tomu: Antoni Słonimski).

Akt dwudziesty ósmy. Przyjaźń awangardzistów

Ze Stefanem Themersonem (1910–1988) powieściopisarzem, poetą, eseistą, filozofem, autorem literatury dziecięcej i kompozytorem, który realizował krótkometrażowe filmy eksperymentalne, kładąc podwaliny pod polską awangardę filmową – Stern poznał się jeszcze na początku lat 30-tych. Współpracowali przy powstawaniu filmu, „(…) który Themerson uważał za swoje największe osiągnięcie filmowe i który w dodatku stanowi prawdopodobnie jedno z najbardziej interesujących dzieł polskiej kinematografii przedwrześniowej. Mowa o ekranizacji poematu «Europa» napisanego przez Sterna (…)” – w swym artykule „Anatol Stern i Stefan Themerson. O «Europie», a także przyjaźni dwóch awangardzistów na podstawie ich korespondencji wzajemnej z lat 1959–1968” pisze Janusz Lachowski.

Ich wspólny film nie przetrwał niestety wojny. O kulisach jego powstawania Stern napisał w 1959 artykuł dla czasopisma „Film” (nr 4, s. 6, „A. Stern, «Europa». Polski film awangardowy. (Dokończenie)”. „(…) Film został ukończony w 1932 roku. Pokazy «Europy» zorganizowane w Warszawie, Łodzi, Krakowie i we Lwowie, poprzedzone recytacją utworu Sterna lub też uzupełniane akompaniamentem muzyki z płyt gramofonowych (ekranizacja była niema), wywołały skrajne reakcje, od protestów po entuzjazm publiczności. (…)” – czytamy dalej u Janusza Lachowskiego. „(…) Themersonowie już w 1938 roku opuścili Polskę i wyjechali do Paryża, poszukując nowych wyzwań artystycznych; dalsze okoliczności sprawiły, że od 1942 roku oboje przebywali w Wielkiej Brytanii. Zarówno Sternowie, jak i Themersonowie po zakończeniu wojny otrzymali zaproszenie od przedstawicieli odradzającej się, ale już znacjonalizowanej kinematografii do powrotu do kraju. Pierwsi twórcy propozycję przyjęli, drudzy nie (…)”.

To nie przeszkodziło jednak w nawiązaniu w 1959 roku, po blisko trzydziestu latach od realizacji „Europy”, bardzo interesującej wymiany korespondencji pomiędzy dwoma awangardzistami, którą Stern rozpoczął tymi słowami: „(…) pod wszystkimi szerokościami geograficznymi spotykałem Wasze książki i szkice w pismach, pod wszystkimi szerokościami geograficznymi zamierzałem skomunikować się z Wami – i na przeszkodzie stał zawsze mój nieuleczalny listowstręt (…)”. Wydaje się pełnym kurtuazji takie tłumaczenie długotrwałego braku kontaktu przez Sterna (w innym miejscu nazwie się „epistolafobem”) „listowstrętem”, biorąc pod uwagę, że w jego spuściźnie powojennej pozostało około 20 woluminów z korespondencją! Jak zaznacza jednak Janusz Lachowski” „(…) Prawdziwym pretekstem do odnowienia kontaktu była wizyta w Londynie Aleksandra Rostockiego, dawnego przyjaciela obu pisarzy, o czym zresztą poeta pisał w dalszej części listu. Stern szukał możliwości opublikowania w Wielkiej Brytanii swojej powieści „Ludzie i syrena” (potem – wystawienia sztuki „Cudotwórca”), w związku z czym, próbując zainteresować utworem Themersona i licząc na jego wsparcie, przekazał mu egzemplarz polskiego wydania za pośrednictwem Rostockiego (…)”.

Ostatecznie nie udało się wydać w Londynie tych utworów, ale Themerson przetłumaczył i doprowadził w 1962 roku do ukazania się w Wielkiej Brytanii poematu Sterna „Europa” (Wydawnictwo Gaberbocchus). „(…) Pisarze nie tylko obdarowywali się komplementami, ale również, korzystając ze swoich kontaktów, wyświadczali sobie przysługi. Stern, dzięki pośrednictwu Themersona, opublikował artykuł w redagowanym przez Herberta Spencera brytyjskim czasopiśmie «Typographica» 47 (…) W 1966 roku Stern zaproponował Franciszce Themerson (1907-88) wykonanie ilustracji do przygotowywanego przez siebie tomiku poetyckiego «Z motyką na słońce». W wyniku tego książka, która ukazała się drukiem w następnym roku, zyskała nietuzinkową szatę graficzną. (…)” pisze dalej Lachowski.

Listy Sterna do Themersona są nie tylko interesującym dokumentem epoki i przyjaźni obu pisarzy, żyjących po przeciwnych stronach żelaznej kurtyny. Pozostaną dowodem emigracyjnego spojrzenia na ojczyznę i kontaktach Themersonów z innymi polskimi artystami oraz ich przyjazdami do Polski. Są także osobistym komentarzem Sterna, upokorzonego przez komunistyczny reżim w latach 1948-56, bądź, co bądź bardzo lewicującego poety, którego przecież był zwolennikiem! Korespondencja pisarzy pozostanie także przypisem do obsesyjnej walki o przywrócenie awangardzie i własnemu dorobkowi należytego miejsca w dziejach literatury i kultury polskiej. 

Koresponencja Anatola zawiera również wiele komentarzy osobistych: skarży się na złe samopoczucie (choruje na cukrzycę), na niemożność pracowania w takim tempie jak kiedyś, wreszcie o stanach zniechęcenia i depresji. W listach ujawnia również swoje personalne antypatie, m.in. wyraźnie manifestowaną niechęć do Jerzego Toepliza (1909-95), bardzo znaczącej postaci w ówczesnym środowisku filmowym. Stern musi jednak uważać: jesienią 1964 roku m.in. za przekazywanie w listach za granicę „materiałów godzących w Polskę” na trzy lata więzienia skazano słynnego reportażystę, Melchiora Wańkowicza (1892-1974)! Po wielu protestach wstrzymano wykonanie wyroku, ale mimo to sędziwy pisarz spędził w areszcie aż 5 tygodni.

Po śmierci Anatola kontakt z Themersonami w ciągu kolejnej dekady utrzymuje Alicja, która pozostaje z Franciszką w bardzo serdecznych, nie tylko listownych relacjach.

Akt dwudziesty dziewiąty. W latach 60.

W pierwszej połowie lat sześćdziesiątych, będących jeszcze okresem liberalnego socjalizmu Gomułki (nie trwa długo: w 1964 roku z Komitetu Centralnego znikają już wszyscy „naprawiacze komunizmu”), Anatol Stern bardzo intensywnie pracuje nad kolejnym tomem swych wierszy w zbiorze „Widzialne i niewidzialne”, w którym mocno odzywa się ponownie wspomnieniowy nurt. Pisze eseje „Poezja zbuntowana (szkice o poezji dwudziestolecia międzywojennego” (1964), przekłada tomiki Mykoły Bażana „Mickiewicz w Odessie: 1825 rok: cykl poezji” i Eugeniusza Winokurowa, „Światło i inne wiersze” oraz „Liryki” Włodzimierza Majakowskiego. Wspólnie z Alicją tłumaczą również wybór opowiadań Jurija Nagabina „Nocny gość”, a razem z Mieczysławem Bermanen opracowuje także monografię awangardowego artysty, Mieczysława Szczuki (1898-1927).

Wypowiada się dla prasy, radia i telewizji, w 1965 roku dla Muzy Polskie Nagrania nagrywa winyl „Anatol Stern. Wiersze wybrane czyta autor”, jest także jurorem wielu konkursów poetyckich. Na zdjęciu zrobionym w poznańskim ratuszu z wręczenia nagrody za najciekawszy debiut poetycki w 1960 roku (za tom wierszy „Lumpenezje”) widzimy go razem z Julianem Przybosiem, nagrodzonym i mocno speszonym Marianem Grześczakiem, Mieczysławem Jastrunem i Adamem Ważykiem. W lutym 1962 roku przemawia na pogrzebie Władysława Broniewskiego, zmarłego w wieku 65 lat na raka krtani, towarzysza z czasów lwowskich, Kujbyszewa i szlaku do Palestyny. Choć tam właśnie Broniewski pisywał bardzo antysowieckie wiersze, ostatnie 9 lat mieszkał w willi z 1950 roku przy ulicy Jarosława Dąbrowskiego 51, podarowanej poecie przez państwo w rocznicę 25-lecia twórczości (do dziś mieści się w niej Muzeum Władysława Broniewskiego, oddział Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza w Warszawie).

W 1964 roku Anatol Stern nie podpisuje słynnego „Listu 34” adresowanego do władz PRL-u i zawierającego protest przeciwko polityce kulturalnej państwa i cenzurze, choć namawia go do tego Alicja. Pisarz i poeta ma prawie 65 lat, stany depresyjne i nie chce podpisywać także Kontrlistu 600 Oddziału Warszawskiego Związku Literatów Polskich przeciw „uprawianej na łamach prasy zachodniej oraz na falach dywersyjnej rozgłośni radiowej Wolna Europa zorganizowanej kampanii oczerniającej Polskę Ludową”. Zbyt dużo kosztowała go cenzura jego dzieł tuż po powrocie do Polski, tym bardziej, iż widzi jakie represje po „Liście 34” spotykają Wańkowicza czy Antoniego Słonimskiego (1895-1976, jego dzieła wpisano na listę cenzorską).

Władzę oszczędzają jednak Marię Dąbrowską (1888-1965), również sygnatariuszkę „Listu 34”. Rok później Sternowie pójdą pożegnać autorkę „Nocy i dni” w Sali Kolumnowej Pałacu Prymasowskiego, gdzie Anatol Stern wraz z innym pisarzami pełni wartę honorową przy jej trumnie. Poetę przygnębiają bardzo wiadomości o śmierci znajomych: w lutym 1965 roku z Madrytu przychodzi informacja o nagłej śmierci reżysera i księcia Michała Waszyńskiego (1904-65), jego przedwojennego przyjaciela oraz ich sąsiada, który, jak się okazuje, podobnie jak Stern chorował na cukrzycę. Na szczęście przed Alicją i Anatolem wyprawa na Krym, która podbuduje stan psychiczny autora na tyle, by po wakacjach mógł wrócić do pracy poetyckiej i pisarskiej. Na zdjęciach widzimy ich oboje w drodze do Jałty z grupą poetów ukraińskich oraz uśmiechniętego Anatola Sterna z nieodłącznym papierosem w dłoni obok tłumacza rosyjskiego Grigorija Pietnikowa i jego ledwo widocznego białego psa w Starym Krymie.

W 1966 roku Alicja i Anatol oglądają państwowe obchody milenijne w Warszawie na Placu Defilad zorganizowane przez władze w kontrze dla kościelnych obchodów tysiąclecia chrześcijaństwa w Polsce i znów uczestniczą w pogrzebie na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach, gdzie pochowano Jana Brzechwę (1898-1966). Stern czuje się coraz słabiej i nie chce już uczestniczyć w dużych zgromadzeniach, woli spokój swojego gabinetu oraz wieczorny relaks przy muzyce klasycznej z gramofonu (Alicji zaś zdecydowanie coraz bardziej przypada do gustu jazz propagowany w radio i telewizji).

Do milenijnego roku Anatol pisze wiersze od swojego kolejnego i, jak się okaże – ostatniego już wydanego za jego życia tomiku poetyckiego „Z motyką na słońce”, z obwolutą i niezwykłymi ilustracjami Franciszki Themerson. Na drugiej stronie obwoluty znajduje się nota autora oraz jego zdjęcie i faksymilie podpisu (patrz foto).

Tomik ukazuje się w maju 1967 roku w serii „Biblioteka Stańczyka” publikującej utwory satyryczne i humorystyczne. Stern żartuje przy okazji, że tytuł ten wywodzi się od nazwiska ministra Kultury i Sztuki w latach 1964-71 – Lucjana Motyki. W tomiku tym, znajdującym się na pograniczu zbioru retrospektywnego i nowych żartobliwych utworów, znajdujemy m.in. wiersz „Do niektórych krytyków”:

Zadarł nosek pod strop

                                   firmamentu –

I triumfuje: ofiary swe pożarł.

Biedaku! Chcesz kroplą atramentu

Ugasić szalejący w nas pożar?!

W zachowanym przez Sterna maszynopisie tego utworu (kopia) Andrzej K. Waśkiewicz odnajduje w latach 80-tych odmienny tytuł: „Do TZW. KRYTYKÓW żyjących ze szkalowania trudnej pracy pisarza” oraz dedykację: „poświęcam pp. G.L. T.B., E.B. i paru innym”, przy dedykacji dopisek czerwonym długopisem: „którzy z uporem się mnie czepiają”. W tym czasie Stern pracuje także nad esejem „Legendy naszych dni” oraz 
wspólnie z Anną Kamieńską nad zbiorem: „Ziemia gorąca: antologia współczesnej poezji bułgarskiej.” Pisze również swą ostatnią sztukę „Rzeźnia”, która ma swoją prapremierę w Teatrze Rozmaitości we Wrocławiu w maju 1967 roku (reżyseria Elisz Kuziemski (1922-2000). Stern jest wówczas mocno przeziębiony, stąd nie są obecni z Alicją na prapremierze w stolicy Dolnego Śląska, ale planują już wyjazd do Teatru Słowackiego w Krakowie, gdzie „Rzeźnię” planuje wyreżyserować Andrzej Szafiański (1931-73).

Stern mimo utraty sił pracuje bardzo intensywnie, jakby chciał zdążyć zamknąć wszystkie pootwierane wcześniej rozdziały swej twórczości. Szkicami o poezji dwudziestolecia międzywojennego „Poezja zbuntowany: szkice i wspomnienia” (1970) i esejem „Bruno Jasieński” (1969) domyka futuryzje, wspomnienia i fantazje pojawiają się w książkach „Legendy naszych dni” (1967) oraz „Historie z nieco innych wymiarów” (1970), a „Głód jednoznaczności i inne szkice” (1972) i „Dom Apollinaire'a: rzecz o polskości i rodzinie poety” (1973) do druku przygotuje już Alicja Sternowa. W tej ostatniej pozycji Stern występuje z głośną hipotezą na temat polskiego pochodzenia francuskiego pisarza, niepotwierdzoną jednak przez późniejsze badania. Do ostatnich chwil Anatol pracuje nad zbiorem „Alarm nocny”, wydanym pośmiertnie w 1970 roku z ostatnich wierszy poety oraz kilkunastu publikowanych wcześniej w prasie.

24 października kończy 68 lat.

„(…) Jeśli wczesna poezja Sterna owładnięta była ekstatyczną radością życia, zdobywczą, tryumfalną biologią, to utwory ostatnie są przeżyciem śmierci. Niewiele mamy w naszej poezji wierszy, które już nie przeczucie śmierci biologicznej wyrażają, ale zdają relację z procesu umierania, a taką relację stanowi przecież, jeśli go przeczytamy uważnie, «Opuszczony pokój», efektem podobnego doświadczenia wydaje się «Vita nuova». Tylko jedna śmierć jest prawdziwa: nasza własna. Wszelkie inne są tylko wydarzeniem zewnętrznym. Thanatos jawnie w tę poezję wstąpił (…)”  – notuje Kazimierz Wyka.

odwracasz się na drugi bok

                                               nic więcej

i prawe się zmieniło w lewe –

i ruchy stały się dziecięce

a głos twój kwili lepkim śpiewem

 

I to już wszystko –

                                   wszystko?

                                                    Dziwne:

nawet nie zmienił dat kalendarz

czy jest ci smutno?

                                   nie

                                               przeciwnie

czy nie pamiętasz nic?

                                   Pamiętam (…)

 

(fragment wiersza „Vita nuova” z tomu „Alarm nocny” 1970.)

Akt trzydziesty. Ostatni

1968 jest rokiem przestępnym.  

W styczniu Sternowie w Teatrze Narodowym oglądają słynne „Dziady” w reżyserii Kazimierza Dejmka, zdjęte z afisza 1 lutego przez Ministra Kultury, Motykę (Dejmek w 1993 roku sam zostanie ministrem). W ciągu dwóch tygodni w Warszawie studenci zbierają ponad 3 tys. podpisów pod petycją do Sejmu wyrażającą protest przeciwko decyzji zakazującej wystawiania przedstawienia. 29 lutego na Nadzwyczajnym Walnym Zebraniu Warszawski Oddział Związku Literatów Polskich uchwala rezolucję potępiającą politykę kulturalną prowadzoną przez Gomułkę. W dyskusji bardzo ostro wypowiadają się m.in. Jerzy Andrzejewski, Paweł Jasienica, Leszek Kołakowski, Antoni Słonimski i Stefan Kisielewski, który mówi o „skandalicznej dyktaturze ciemniaków w polskim życiu kulturalnym”. Alicji i Anatola Sternów nie ma wtedy w Warszawie, są już u znajomych w Krakowie, gdzie 2 marca w Teatrze im. Juliusza Słowackiego obejrzą premierę sztuki Sterna – „Rzeźnia”.

20 marca telewizja przez cały dzień emituje fragmenty przemówienia Władysław Gomułki z Sali Kongresowej PKiN w Warszawie, w których I sekretarz potępia antyradzieckie prowokacje w trakcie przedstawień „Dziadów” w Teatrze Narodowym i ostro krytykuje przebieg zebrania ZLP z 29 lutego. Podkreśla w nim także żydowskie pochodzenie „inspiratorów” zajść na Uniwersytecie Warszawskim, „znanych z rewizjonistycznych wystąpień i poglądów” i paradoksalnie zapewnia, że walka z „syjonizmem” nie ma nic wspólnego z antysemityzmem. I sekretarz mówi o sprawach żydowskich, sala skanduje „Śmielej! Śmielej!”, by przy zdaniu Gomułki o prawdopodobnym opuszczeniu Polski przez „syjonistów"” wznosić okrzyki „Prędzej! Prędzej!”…

25 marca władze za obronę studentów biorących udział w wydarzeniach marcowych, każą zwolnić z uczelni m.in. Zygmunta Baumana i Leszka Kołakowskiego.

27 marca w wypadku lotniczym ginie Jurij Gagarin, radziecki kosmonauta i pierwszy człowiek w kosmosie.

11 kwietnia przewodniczącym Rady Państwa zostaje Marian Spychalski.

23 kwietnia w Warszawie termometry wskazują 30 stopni Celsjusza. W tamtych latach dni z tak wysoką temperaturą zdarza się raptem kilka w roku… Anatol dostaje duszności, w związku z tym Alicja wzywa pogotowie, ale ten „Alarm nocny” jest przedwczesny.

3 maja wybuchają protesty studenckie w Paryżu. Chętnie donosi o tym reżimowa telewizja.

W lipcu z Dworca Gdańskiego wyruszy na przymusową emigrację kilkoro jego przyjaciół pochodzenia żydowskiego.

1 sierpnia Anatol Stern poprawia swój ostatni wiersz „Śmierć Cezara”.

W nocy z 20 na 21 sierpnia wojska Układu Warszawskiego wkraczają do Czechosłowacji.

6 września Sternowie są na premierze filmu „Hrabina Cosel” w reżyserii Jerzego Antczaka, wyprodukowanego przez Studio Filmowe „Iluzjon”.

8 września, Ryszard Siwiec na Stadionie Dziesięciolecia dokonuje samospalenia w proteście przeciw agresji na Czechosłowację; umiera po 4 dniach w wyniku odniesionych oparzeń.

10 października Alicja i Anatol oglądają w telewizji pierwszy odcinek serialu „Stawka większa niż życie”.

12 października rozpoczynają się Letnie Igrzyska Olimpijskie w Meksyku.

15 października Anatol Stern trafia do szpitala z podejrzeniem zapalenia płuc.

W nocy z 18 na 19 października, Kazimierz Wyka pisze przedmowę do swej książki:

„(…) Od paru miesięcy wiadomo było, że Anatol Stern nieodwołanie został wciągnięty na listę mających rychło odejść. Przyspieszyłem robotę owej nocy w nadziei, że pisanie moje dotrze jeszcze do rąk i oczu dobrego i rozumnego przyjaciela (…)”.

19 października 1968 roku przypada w sobotę: imieniny obchodzą m.in. Akwilin, Zkarbimir i Ziemowit, paczka papierosów „Giewont” w kiosku kosztuje 11 zł, w ogłoszeniach drobnych w „Wieczorze Warszawy” z piątku, ktoś za 50 średnich pensji chce sprzedać nowiutkiego Fiata 125p, ktoś inny za 300 zł winyl Czesława Niemena „Dziwny jest ten świat”.

Nad ranem termometry wskazują 5 stopni, Anatol Stern tego poranka nie zje już szpitalnego śniadania.

(…) czy to ty?

Czy to ja jestem?!

 

schował się za ławką

prócz swego strachu

nie widzi nic

nie słyszy nic

rozgląda się

poszedł – –

oniemiała gwizdawka

w której piersi

skacze nieprzytomnie

groszek.

 

(fragment tytułowego wiersza z tomu „Alarm nocny” 1970.)

„(…) W parę dni później, pod ulewnym deszczem jesiennym, staliśmy u mogiły Anatola na cmentarzu Powązkowskim (…)” – Kazimierz Wyka. Poeta spoczął na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach w Warszawie, w kwaterze A/38 (8/22). Po śmierci męża Alicja przez ponad ćwierć wieku opiekuje się pozostawioną przez niego spuścizną rękopiśmienną, przygotowując do druku niewydane za jego życia teksty oraz udostępniając zasoby domowego archiwum badaczom literatury zainteresowanym twórczością Sterna. Spocznie obok niego pod grubą marmurową płytą, odchodząc 19 grudnia 1993 roku.

Hasło „Anatol Stern” posiada 1 opis do krzyżówki w słowniku. Definicja do hasła: futurysta.

 

Przy tworzeniu tekstu wykorzystano publikacje:

Arno Anna, „Niebezpieczny poeta. Konstanty Ildefons Gałczyński”, Warszawa 2013.

Biblioteka „Więzi”, „Rachunek sumienia”, Warszawa 2013.

Bikont Anna i Szczęsna Joanna, „Lawina i kamienie. Pisarze wobec komunizmu”, Warszawa 2006.

Gliński Mikołaj, „Ostatnie dni Juliana Tuwima”, Culture.pl, 2013.

Iwaszkiewicz Maria „Portrety”, Zeszyty Literackie”, Numer 131.

Jeziorański Jan Nowak, „Wojna w eterze”, Warszawa 2000.

Korczak Jerzy, „Żona futurysty”, „Przekrój”, nr specjalny 2803/1999.

Kot Wiesław, „Polskie dekady. Lata 1960.”, Warszawa 1995.

Lachowski Janusz, „Anatol Stern i Stefan Themerson. O «Europie», a także przyjaźni dwóch awangardzistów na podstawie ich korespondencji wzajemnej z lat 1959–1968”, Roczniki Biblioteki Narodowej, tom XLVI, s. 269–288, Warszawa 2015.

Stern Anatol, „Wiersze zebrane”, t. 1-2, opracował Andrzej K. Waśkiewicz, Warszawa 1985.

Stern Anatol, „Historie z nieco innych wymiarów”, Warszawa 1970.

Waśkiewicz Andrzej Krzysztof, „«Irrealna gwiazda»: o poezji Anatola Sterna”, „Pamiętnik literacki”, Warszawa 1977

Wyka Kazimierz, „Rzecz wyobraźni/Dwa skrzydła poezji Anatola Sterna”, Warszawa 1977.

Zawistowska Ewa, „Kto wysłał Broniewskiego na leczenie”?,  „Polityka” 2011.

Ziemichód Przemysław, „Kultowe lokale dawnej Warszawy, czyli meduza z lornetą w Ścieku, kawior w Adrii”, [w:] „Historia Warszawy. Warszawa naszemiasto. pl., 2016.

Galeria

  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura

Informacja o finansowaniu strony internetowej

Portal współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego

Dolne menu strony

Stopka strony

(c) menazeria.eu - wszelkie prawa zastrzeżone
do góry