Rozmowa z Jerzym Michałem Murawskim
Zadajemy sobie często pytanie, w jaki sposób walczyć z różnymi niepożądanymi zjawiskami w polskim życiu publicznym. Czy patologie, które występują w relacjach między pracownikiem a pracodawcą lub zleceniodawcą a zleceniobiorcą, są do przezwyciężenia, czy też musimy się pogodzić z ponurą rzeczywistością, bo taki, a nie inny mamy klimat?
Jerzy Michał Murawski, scenograf i kostiumograf, opowiada nam, w jaki sposób walczył z nieuczciwością w jednym z toruńskich teatrów. Potraktujmy tę opowieść jako wyśmienity przykład właściwej reakcji na choroby polskiego życia publicznego, które wydają się nieuleczalne, a w rzeczywistości dają się łatwo uleczyć – wystarczy tylko chcieć i odważyć się odpowiednio reagować.
Jak wyglądała Twoja współpraca z Bajem Pomorskim podczas prac nad spektaklem „Baron Münchhausen. Odsłona druga”?
Po omówieniu koncepcji z Wojtkiem Szelachowskim, reżyserem spektaklu "Baron Münchhausen. Odsłona druga", przystąpiłem do projektowania scenografii i kostiumów. Precyzyjnie dobrane materiały przywiozłem z Amsterdamu. Zbierałem je kilka miesięcy, ponieważ chciałem, aby tkaniny odpowiadały dokładnie moim wizjom plastycznym. Po przyjeździe do Torunia, wraz z pracowniami teatralnymi, głównie krawiecką, przystąpiłem do działania. Spędziłem tam ponad dwa miesiące, biorąc udział w powstawaniu kostiumów. Tylko w ten sposób mogłem mieć pewność, że kostiumy będą dokładnie takie, jakie zobaczyłem w swojej wyobraźni. Jestem nietypowym scenografem i zawsze biorę czynny udział w realizacji moich projektów. Kostiumy do Barona wymagały wyjątkowo dużo pracy ze względu na ich monumentalną formę, skomplikowane aplikacje i trudne materiały. Moja współpraca z pracownikami układała się bardzo dobrze i sympatycznie wspominam ten czas.
Kiedy i w jaki sposób zorientowałeś się, że zaprojektowane przez Ciebie kostiumy są wykorzystywane przez teatr bez uzgodnienia z Tobą i kiedy podjąłeś decyzję o skierowaniu sprawy do sądu?
Kiedy zobaczyłem w gazecie "Nowości" zdjęcia aktorów (i nie tylko) Baja Pomorskiego z Dubaju w roku 2012 w kostiumach mojego projektu, napisałem bardzo grzecznego e-maila do ówczesnego menadżera teatru z prośbą o niewykorzystywanie kostiumów poza spektaklem, ponieważ jest to naruszenie moich praw autorskich oraz że kostiumy mogą się łatwo zniszczyć, a materiały do ich stworzenia są nie do podmienienia. Dołączyłem również właściwy fragment z ustawy o prawach autorskich. W odpowiedzi otrzymałem potwierdzenie przekazania e-maila dyrektorowi Teatru Baj Pomorski. Dyrektor nie przejął się chyba moim protestem i kostiumy, jako atrakcyjny towar, nadal nagminnie wykorzystywano poza spektaklem "Baron Munchhausen. Odsłona druga". Dyrektor Lisowski zdawał sobie doskonale sprawę z tego, że narusza moje prawa, ponieważ został o tym poinformowany. Widocznie uznał, że nie musi się ani tłumaczyć, ani pytać autora o pozwolenie, nie mówiąc już o jakichkolwiek propozycjach i uzgodnieniach wynagrodzenia za ich bezprawne użycie.
Po kolejnym wykorzystaniu kostiumów poza spektaklem, czara goryczy się przelała i postanowiłem skierować sprawę do sądu. Nie ukrywam, że nie chciałem robić tego wcześniej, tj. dopóki nie było związku zawodowego, ze względu na ochronę mojej żony, która jest pracownikiem teatru. Kancelaria adwokacka w Warszawie przesłała przedsądowe wezwanie do zaprzestania naruszania moich praw majątkowych i osobistych, jak również wezwanie do zapłaty jako zadośćuczynienie finansowe. Jednocześnie powiadomiono prezydenta Torunia o zaistniałej sytuacji. Następnie kancelaria wystosowała pozew przeciwko Teatrowi Baj Pomorski, kierując ją do sądu w Toruniu. Pragnę w tym miejscu nadmienić, że dyrektor teatru nigdy, na żadnym etapie procesu, nie wyraził jakiejkolwiek ochoty na ugodę, pomimo propozycji ze strony reprezentującej mnie kancelarii adwokackiej. Sędzina na dwudziestu stronach szczegółowego uzasadniania uznała, że Teatr Baj Pomorski, reprezentowany przez Zbigniewa Lisowskiego, naruszał moje prawa osobiste i majątkowe i nakazał zaprzestania naruszeń, opublikowania przeprosin w gazecie, i zasądził zadośćuczynienie finansowe.
Chciałbym w tym miejscu zacytować fragment z uzasadnienia wyroku przez Sąd Okręgowy w Toruniu, ponieważ on najlepiej oddaje przebieg procesu sądowego: "Kostiumy Jerzego Murawskiego były wykorzystywane przez Teatr Baj Pomorski z uwagi na ich atrakcyjną formę. O wykorzystywaniu decydował dyrektor Teatru. Aktorzy zwracali uwagę Dyrektorowi, że Jerzy Murawski nie wyraża zgody na wykorzystanie kostiumów poza spektaklem Baron Munchhausen odsłona druga. Dyrektor stał na stanowisku, że zgoda nie jest potrzebna bo właścicielem kostiumów jest Teatr". Dyrektor Lisowski nie kierował się kompletnie literą prawa zawartą w prawach autorskich, wprost przeciwnie, świadomie łamał je wielokrotnie, powołując się na panujące w teatrze zwyczaje (sic!), podczas gdy swoje prawa autorskie skrupulatnie egzekwował w ZAIKS-ie.
W dalszym uzasadnieniu sędzina napisała: "(...) w realiach stanu faktycznego niniejszej sprawy pozwany wprost przyznawał, że autorstwo powoda nie było podawane do wiadomości (nota bene pozwany powoływał się na brak takiego zwyczaju, tymczasem obowiązek taki wynika z przepisów ustawy, co czyni próby tłumaczenia pozwanego - profesjonalnego Teatru, co najmniej zastanawiającymi)". I dalej: "(…) nie ulegało również wątpliwości, że pozwany nie zachował obowiązku poszanowania integralności utworów, kostiumy były wykorzystywane przy zmienionej scenografii, oświetleniu, kostiumy męskie były wykorzystywane przez kobiety". Natomiast rozważając sprawę zamieszczenia przeprosin w gazecie: "sąd nakazał jednokrotną publikację oświadczenia o treści określonej w petitum pozwu. Sąd Okręgowy miał na względzie fakt, że pozwany jest profesjonalnym podmiotem obrotu prawami autorskimi, instytucją kultury, która „na porządku” dziennym zajmuje się prawami twórców. W stosunku takiej jednostki należy wymagać więcej, jeżeli chodzi o poszanowanie praw autorskich twórców" [podreślenia J. M. Murawskiego]. Nic dodać nic ująć. Teatr Baj Pomorski odwołał się od wyroku Sądu Okręgowego, Sąd Apelacyjny w Gdańsku, z bardzo niewielkimi zmianami, wyrok podtrzymał.
Chciałbym też wyjaśnić, że w artykule zamieszczonym w "Nowościach" z dnia 13 lutego br. redakcja mija się z prawdą stwierdzając, że sprawy by nie było, gdyby dyrekcja informowała, kto jest autorem kostiumów, jakby ten fakt, a nie wykorzystywanie kostiumów poza spektaklem "Baron Munchhausen. Odsłona druga" decydował o bezkarnym, jak się wydawało, naruszaniu moich praw autorskich.
Czy jesteś zadowolony z tego, co udało się osiągnąć?
Tak, jestem zadowolony z tego co udało mi się osiągnąć, bo z bezprawiem oraz z poczuciem bezkarności trzeba walczyć wszelkimi silami i zawsze będę to robił. Proceder naruszania i łamania praw autorskich scenografów, jak również ograbiania ich z należących się honorariów, stał się plagą. Plagą, z którą jak dotychczas trudno było walczyć. Zawód scenografa nie jest objęty żadną ochroną i nie posiada prawa do tzw. tantiem. Scenografowie są wynagradzani za swoją pracę jednorazowo. Moja wygrana z Teatrem "Baj Pomorski" jest bardzo ważnym precedensem dla całego środowiska scenografów. Dlatego też jest i będzie nagłaśniana na wszystkich dostępnych mediach.
Spędziłeś wiele lat poza Polską, w Holandii – czy myślisz, że podobne sytuacje mogą mieć miejsce w holenderskich teatrach?
Z tego co się orientuję, taka sytuacja opisana wyżej jest nie do pomyślenia. W Holandii nie ma zwyczaju naruszania praw autorskich czy kierowania się wymyślonymi zwyczajami – choćby z tego powodu, że istnieją silne związki zawodowe, które bronią prawa. Zresztą w Holandii, jak zauważyłem, ludzie związani z teatrem są profesjonalistami i każdy zna swoje miejsce, i wszystko jest, jak to się mówi, transparentne.
Wiem, że walcząc o sprawiedliwość w swojej sprawie, chciałeś czegoś więcej, czegoś istotnego dla jakości życia publicznego w naszym kraju – jaki to jest przekaz?
Prawo zwyciężyło. Nareszcie – ten wygrany proces w obronie naruszania praw autorskich scenografów, mam nadzieję, będzie kamieniem w budowie tamy, która położy temu kres. Sekcja scenografii ZASP, której jestem członkiem, stara się zapobiegać sytuacjom opisanym powyżej. Stańmy murem po stronie prawa, bo, jak się okazuje, warto i trzeba walczyć o sprawiedliwość i nie jest to zawsze walka z wiatrakami. Korzystając z okazji, chciałbym podziękować tym wszystkim, którzy mnie wspierali w tej prawie trzyletniej walce w obronie prawa. Na szczęście są jeszcze ludzie przyzwoici, a jak wiemy, przyzwoitość nie ma ceny.