Wyszukiwanie

:

Treść strony

Przejazd

Panie Kazimierzu, czy ma pan klucz od kina?

Autor tekstu: Ewa Gutmańska-Gralak
27.09.2014

O przyjaznym festiwalu w mieście nad Wisłą

Jeśli wahaliście się kiedyś, czy pojechać na festiwal filmowy, ale zniechęcał Was rozmach imprezy, wysokie ceny lub nadęta atmosfera (nie od dziś wiadomo, że najcięższym grzechem polskiego kina, w tym także kinowych wydarzeń, jest patos) – wybierzcie się latem do Kazimierza Dolnego.

Od ośmiu lat odbywają się tam Dwa Brzegi – niebanalny festiwal, zrzeszający miłośników kina i sztuk wizualnych, ze szczyptą przyjemności muzycznych na deser. Na mapie licznych letnich przeglądów i festiwali, kazimierska impreza wyróżnia się ujmującym i bezpretensjonalnym klimatem. Odwiedzam Dwa Brzegi od pięciu lat i za każdym razem wracam z nich uskrzydlona, z torbą pełną inspiracji i obcasami zdartymi od spacerów.

Co decyduje o niepowtarzalnej atmosferze festiwalu w Kazimierzu Dolnym?

1. Kino w japonkach

 

Dwa Brzegi to festiwal przytulny i pełen wdzięku, daleki od sztywnych, oficjalnych imprez, przytłoczonych przez billboardy sponsorskie czy bukiety dla włodarzy miast. Czerwony dywan zastępuje tu trawa, deski kawiarni lub kostka brukowa Kazimierza. Festiwal odwiedza się w letniej sukience i słomkowym kapeluszu, w japonkach lub kaloszach (najlepiej zabrać ze sobą jedne i drugie), z wymiętym programem festiwalu w kieszeni. Twórców Dwóch Brzegów nie zniechęca fakt, że w Kazimierzu Dolnym nie ma regularnego kina – raz do roku, na przełomie lipca i sierpnia, powołują do życia letnie miasteczko filmowe. Seanse odbywają się więc w namiotach, pod gwiazdami na Małym Rynku, w zamku na wzgórzu (tam przed kilkoma laty miałam okazję obejrzeć „The Wall” – do dziś wspominam ten pokaz z wypiekami na twarzy), wreszcie – w okolicznych domach kultury. Nie tylko w Kazimierzu Dolnym, ale i Janowcu, który wyznacza drugi brzeg letniego festiwalu.

Oczywiście formuła lotnego kina ma też gorsze strony – w upalne dni i na tłumnie odwiedzanych seansach sale kinowe pod namiotami bywają niemiłosiernie parne. Dlatego pakując się do Kazimierza, koniecznie zabierzcie ze sobą wachlarz. To jednak drobna niedogodność przy artystycznych atrakcjach – na Dwóch Brzegach nie brak odkryć europejskich festiwali, retrospekcji klasycznych reżyserów i kultowych realizacji Teatru Telewizji. Repertuar urzeka różnorodnością i zachęca, by zorganizować wokół niego letni dzień.

2. „Dialogi w filmie mnie nie interesują”

 

Szkoda byłoby jednak przesiedzieć Dwa Brzegi tylko przed ekranem – warto przeplatać projekcje spotkaniami z artystami. Siłą kazimierskiego festiwalu jest interdyscyplinarność – obok aktorów i reżyserów, goszczą tu scenarzyści, twórcy muzyki filmowej czy scenografowie. Widzowie tegorocznej edycji mogli porozmawiać m.in. z Janem Kanty Pawluśkiewiczem o jego rubasznej ścieżce dźwiękowej do „Wodzireja”, wysłuchać anegdot Allana Starskiego na temat scenografii do „Listy Schindlera” i „Pianisty”, prześledzić źródła wzruszeń Tadeusza Sobolewskiego czy poznać plany artystyczne Pawła Pawlikowskiego, reżysera „Idy”. Ten ostatni zresztą o scenariuszu swojego filmu mówił tak:

– Dialogi w filmie niespecjalnie mnie interesują. Zdecydowanie większą wagę przywiązuję do tego, co dzieje się w podtekście. (…) Jestem zresztą zaskoczony tak pozytywnym przyjęciem „Idy”. Ja bym sam na podstawie opisu nie poszedł na ten film, pomyślałbym: „Kurczę, znowu jakieś nudy”.

3. Krzywe Koło i prosta topografia

 

Czar Dwóch Brzegów płynie też z architektury nadwiślańskiego miasteczka – z uroku wdzięczących się do słońca kamienic, z pejzażu domów zatopionych w zieleni, z interesujących śladów kultury żydowskiej. Spacerując Nadwiślańską czy Krzywym Kołem, cieszymy oczy stylową zabudową, a w ramach oddechu od miasta, możemy przemaszerować jednym z wąwozów. Od kazimierskiego rynku dzieli go zaledwie kilkadziesiąt kroków.

Dla topograficznych analfabetów, jak niżej podpisana, atutem jest też rozmiar Kazimierza, który stanowi przestrzeń przyjazną i łatwą do oswojenia. Nie da się zgubić drogi ze spotkania z Mają Ostaszewską do sali kinowej!

Macie ochotę na Dwa Brzegi? Zaplanujcie już dziś

 

Festiwal w Kazimierzu i Janowcu odbywa się zwykle na przełomie lipca i sierpnia – jego oficjalny termin ogłaszany jest w styczniu. Już wtedy warto zarezerwować sobie miejsce noclegowe, bo wierni fani festiwalu szybko przechwytują najatrakcyjniejsze kwatery. Trasa samochodowa z Torunia, w dużej części pokonywana już autostradą, jest całkiem przyjemna – przygotujcie się na drogę trwającą około cztery godziny.

I tyle, jeśli chodzi o wskazówki praktyczne – znacznie więcej Waszej uwagi przykuje twórczy i odprężający klimat festiwalu. Zachęcam, by spędzić kilka sierpniowych dni w lubelskiem, w kręgu wizualnych i fabularnych inspiracji. Powrócicie do domu ze wspomnieniami dobrych filmów i rozbestwioną wyobraźnią.

Oczaruje vs. rozczaruje

Dwa filmy festiwalowe z Dwóch Brzegów 2014

Oczaruje: „Przyjaciele na 33 obroty – Rosław Szaybo i Stanisław Zagórski”, reż. G. Brzozowicz, Polska 2013.

 

Opowieść o Polakach, którzy mieli talent, szczęście, zdrową porcję przedsiębiorczości i ciekawość świata. A czego nie mieli – przynajmniej do tego stopnia, by ich paraliżowało? Kompleksów.

Dokument wyreżyserowany przez krytyka muzycznego, Grzegorza Brzozowicza, opowiada o znajomości i współpracy Rosława Szaybo i Stanisława Zagórskiego – znakomitych warszawskich grafików, którzy stworzyli kultowe okładki płyt winylowych dla Janis Joplin, Milesa Davisa, The Clash czy The Rolling Stones. Rozpisana na pięć dekad historia przyjaźni artystów, wychowanków Henryka Tomaszewskiego, stanowi jednocześnie barwny wykład z projektowania graficznego, album najciekawszych światowych winyli i serię anegdot z życia artystycznego Warszawy lat ‘60 („Prawdziwie elegancka młodzież bawi się w Hybrydach!”). W pamięć zapada choćby historia powstania okładki dla „20 lat cyrku w Polsce Ludowej”, którą Wolna Europa komentowała z uznaniem jako… przykład autoironii władz.

Jak mówił na spotkaniu autorskim twórca filmu, Grzegorz Brzozowicz, fenomen sukcesu Szaybo i Zagórskiego, zjednuje „Przyjaciołom” sympatię na zagranicznych festiwalach: „Ludzie najczęściej mówią – w  końcu jakiś film, który pokazuje Polskę nie z punktu widzenia upadku, powstania czy wojny, ale z punktu widzenia międzynarodowego sukcesu!”. Warto zobaczyć – przyjemny i bezpretensjonalny seans z nutką nostalgii, a przy tym duża przyjemność wizualna.

Rozczaruje: „W jego oczach” / „The way he looks”, reż. Daniel Ribeiro, Brazylia 2014.

 

Film-landrynka. Przyjemny w odbiorze, estetycznie skadrowany, okraszony popularną muzyką, i budujący, bo oparty na jasnym przekazie prorównościowym. Dlaczego więc rozczarowuje? Bo sprowadza się do lekkostrawnej i moralizatorskiej opowieści o akceptacji inności. Oczywiście, w tej kategorii cieszy – każdy elementarz tolerancji witam z radością – ale pozostawia niedosyt w zestawieniu z przykładami pełnowartościowego kina.

Główny bohater, Leonardo (Ghilherme Lobo), to niewidomy nastolatek i klasowy outsider, który czas wolny spędza z przyjaciółką, Giovanną (Tess Amorim). Wspólnie z dziewczyną wypoczywa na basenie, przygotowuje się do lekcji czy codziennie pokonuje trasę ze szkoły do domu. Wychowywany przez bardzo opiekuńczych rodziców, Leo powoli jednak dojrzewa do zdobycia niezależności… Z jego pragnieniami zbiega się pojawienie w klasie nowego ucznia – Gabriela (Fabio Audi).

Reżyser, Daniel Ribeiro, z wdziękiem przywołuje subtelne odcienie pierwszych miłości. Niestety, dialogi i zachowania bohaterów wydają się infantylne, a ich niewinność – przerysowana, przez co film traci na wiarygodności. Nagrodzony na Berlinale „W jego oczach” zapewnia przyjemne spędzenie 90 minut, ale pozostawia apetyt na więcej.

Galeria

  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura

Informacja o finansowaniu strony internetowej

Portal współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego

Dolne menu strony

Stopka strony

(c) menazeria.eu - wszelkie prawa zastrzeżone
do góry