Późną nocą piętnaście, a może dwanaście lat temu obejrzeliśmy w telewizji film, który swoją intensywnością, żarliwością, szaleństwem zatrzymał naszą uwagę. Patrzyliśmy na siebie bez słów, wiedząc, że chcemy obejrzeć go jeszcze raz. Nic nie wiedzieliśmy wtedy o reżyserze i historii tego filmu, te informacje przyszły później, jak i ta, że reżyser był pisarzem, a jego filmowy debiut to adaptacja napisanej parę lat wcześniej książki. Kilka lat minęło, nim udało się film obejrzeć po raz drugi. I mimo bagażu wiedzy o tragicznym losie reżysera, odbiór jego dzieła znów okazał się wstrząsem. Za następnych parę lat obraz uzupełniłam książką zdobytą na internetowej aukcji.
Obrazem, o którym piszę, są „Dzikie noce” Cyrila Collarda z 1992 roku, film nagrodzony czterema Cezarami, zrealizowany w oparciu o książkę o tym samym tytule, wydaną trzy lata wcześniej. Rzecz o miłości i śmierci, miłości zachłannej: do życia, którego niewiele zarażonemu wirusem HIV Jeanowi zostało, do kobiety, nastoletniej Laury, i Samy’ego, zazdrosnego kochanka, do filmu, który chce się jeszcze nakręcić, piosenek, które chce się jeszcze skomponować i zaśpiewać, do intensywności doświadczania, do spacerów po krawędzi, wypraw w niebezpieczne rejony. To historia negowania choroby, dzieje charyzmatycznego szaleńca, który wciąga w swój świat innych, manipuluje i kłamie, ale też kocha namiętnie i szczerze, któremu trudno rozstawać się z życiem i przyznać przed bliskimi do klęski. Narracja tego filmu ma wiele z poematu, nie tyle płynnie opowiada historię, co prowadzi do świata wewnętrznego bohatera, odsłaniając go po kawałku, pokazując, jak wpływa on na życie i los innych. To poemat o barwach nasyconych, czasem ciemnych, opowieść wędrowca eksplorującego światy zakazane i niebezpieczne. Jest w nim przemoc, egoizm, brud, ale także namiętność, nienasycenie, piękno i wrażliwość. Jeana gra charyzmatycznie sam Collard, któremu partneruje znakomicie Romane Bohringer w roli Laury.
Zarówno film, jak i powieść mają mocny rys autobiograficzny. Collard pisze i opowiada w dużej mierze o sobie, o tym, co jest treścią i traumą jego życia. W chwili pisania książki wie, że jest zarażony wirusem HIV, w dniach kręcenia filmu zmaga się z AIDS, nie dożywa premiery swojego debiutu, umiera krótko przed publicznym pokazem filmu. „Dzikie noce” (film) są więc dziełem totalnym, planem na pozostałą resztkę życia, wyciśnięciem jej do końca.
Książkę zaś dedykował Collard rodzicom „zamiast moich dzieci, których zapewne nigdy się nie doczekają”. W latach osiemdziesiątych, gdy publiczny dyskurs o AIDS miał inną postać niż obecnie, powieść Collarda musiała szokować, zarówno ze względu na temat, jak i postać bohatera, człowieka poszukującego mocnych wrażeń i doświadczeń krańcowych, przypadkowych kontaktów i wielkich namiętności, ukrywającego przed innymi to, że jest seropozytywny. Jeśli mówić o powinowactwach literackich, należałoby wymienić tu „Dziennik złodzieja” Geneta i twórczość Pasoliniego. Podobnie jak u tych twórców punktem wyjściowym czyni Collard doświadczenie, ale kierunek powstałej opowieści nadaje już samoświadomość autora. Film koresponduje z powieścią, choć skupia się głównie na relacjach bohaterów: Jeana, Laury i Samy’ego. Collardowi zależało na podkreśleniu autobiografizmu filmu, dlatego wcielił się w rolę Jeana. „Dzikie noce” próbowano często traktować jako demonstrację narcyzmu pokolenia AIDS, nie zauważając, że są próbą pokazania walki artysty o sens własnego życia i pokazaniem dorastania do miłości. Odbieram film ten jako duży akt odwagi i szczerości reżysera, jego całkowity akt życiopisania i uważam go za jeden z najważniejszych filmów, jakie obejrzałam. Zapamiętany na zawsze.
Zarówno książka Collarda, jak i jego film pozostawiają niezatarte wrażenie. Nie płowieją z upływem czasu, zostają, trwają, poruszają, co świadczyć tylko może o ich sile.
„Dzikie noce” (Les nuits fauves, 1992), reż. Cyril Collard
Cyril Collard, „Dzikie noce”, przeł. Regina Gręda, Warszawa 1995