Opowiem o książce, która jest mi szczególnie bliska, choćby z tego powodu, że znałam jej bohaterkę, a i piszącą o niej autorkę miałam okazję poznać. Małgorzata Starowieyska, Mao Star, polska malarka, tancerka i performerka, działająca w Paryżu (gdzie studiowała sztuki piękne), Berlinie (gdzie opętał ją performans i gdzie udzielała się w filmie, teatrze, malarstwie i włóczęgach po Kreuzbergu) i Warszawie (gdzie usiłowała posklejać swoje rozbite życie), choć to postać wybitna, nie jest znana szerokim kręgom odbiorców sztuki, toteż o przywrócenie jej znaczenia w kulturze, o pamięć o niej, walczyła przez wiele lat Kapsyda Kobro-Okołowicz, autorka monografii „Mao Star. Instynktowne zanikanie w przestrzeni. Listy i materiały do biografii Małgorzaty Starowieyskiej (1953-2006)”.
Publikacja ta to dzieło pasji, determinacji i wielkiej pracy podjętej przez badaczkę. Na książkę składają się obszerne bloki listów Starowieyskiej, głównie do matki ułożone w zgodzie z rytmem biografii malarki, opatrzone rzetelnymi przypisami, komentarzami i fotografiami, reprodukcjami prac, a także fragmentami wypowiedzi osób, które znały malarkę, a ponadto wierszami i próbami poetyckimi artystki.
Życie Mao Star było intensywne, a samo postrzeganie przez nią sztuki przekraczało granice i możliwości realizacji. Z listów wyłania się postać żarliwa, zaangażowana, pewna swego w obszarach sztuki i tragicznie po ludzku zagubiona w życiu codziennym, starająca się i nie mogąca połączyć wszystkich obszarów swojej egzystencji. Tę dobrze zapowiadającą się biografię twórczą ostatecznie zniszczyła choroba alkoholowa, przynosząc artystce przedwczesną i nagłą śmierć.
Przez kilka lat, po powrocie z Berlina, Starowieyska mieszkała na Kujawach, w wiejskim domu otoczonym zielenią. To tutaj, w Skudzawach Starych, zamieniła stodołę na salę prób, stąd wyjeżdżała na lokalne festiwale ze spektaklem wywiedzionym z fascynacji kulturą starożytnego Egiptu. Ten spektakl, łączący świetne malarstwo (niesamowity cykl „Sarkofagi”), taniec i muzykę miałam szczęście widzieć. Odstawał od tego, co pokazywali inni. Nie mogąc znaleźć do niego klucza, odczytywano go opacznie jako „kobiecy”, co artystka odbierała ze słusznym gniewem i irytacją. Listy, które pisała w tamtym okresie, adresowane do mnie, stanowią ostatni rozdział opublikowanej korespondencji. Widać w nich, jak myśl, pragnienie działania, rozbija się o zbyt trudną codzienność.
Wśród ocalonych i udostępnionych przez Kobro-Okołowicz prac są fotografie berlińskich działań przedstawiające Starowieyską zastygłą w różnych fazach ruchu. To projekt wstępny do szerszych działań i analiz, który robi duże wrażenie, daje pewne pojęcie o jej sposobie pracy, zwłaszcza że podobne motywy spotykamy w jej rysunkach i prezentacjach scenicznych.
Jeden z rozmówców cytowanych przez autorkę monografii, Piotr Lachmann, określa Starowieyską następująco: „Sprawiała wrażenie osoby, która żyje w innym czasie, kiedy sztuka miała jeszcze status sakralny. Była jej kapłanką, w poszukiwaniu świątyni lub choćby kapliczki.” (s.147). Trudno się z tym zdaniem nie zgodzić, dodać jednak należy otwartość na nowe media, odwagę w łączeniu w jednym dziele różnych dziedzin sztuki, śmiałą wyprawę w świat performansu.
Kobro-Okołowicz dowiedziała się o bohaterce swojej pracy z poematów „Mao Star” zamieszczonego w „Pieśniach solarnych” Kamila Sipowicza, później przypadła jej rola polegająca na „ocaleniu artystki nie tyle od zapomnienia, ile, w pierwszej kolejności, od zniszczenia”. Ratowała więc obrazy i szkice, wynosząc je z piwnic i zakamarków, odkupując lub dostając od ich właścicieli. Listy zaś odbierała jako mapę, z której pomocą docierała do przyjaciół, znajomych czy współpracowników Mao Star na całym świecie. Przeprowadziła z nimi dziesiątki rozmów, zdobywając obszerny materiał. Świadomie jednak, dysponując nim, nie zdecydowała się na napisanie biografii artystki, a postanowiła dać szansę przemówić własnym głosem Starowieyskiej – artystce zapomnianej.
Książka ukazała się w 2015 roku, a ja odnoszę wrażenie, że nie została dostatecznie zauważona, materiał w niej zawarty jawi mi się jako kapitalny przyczynek do historii polskiej sztuki współczesnej ostatnich dziesięcioleci XX w. Starowieyska wchłaniała sztukę zachodnią, czerpała z niej obficie, wplatając w nią albo wyprowadzając z niej własne dążenia i pomysły. Szczególnie interesujące wydaje się w tych obszarach podejście Mao Star do performansu.
Materiał zawarty w monografii Kobro-Okołowicz to także cenna inspiracja do scenariusza, dajmy na to, monodramu dla aktorki - tancerki. Bohaterka książki jawi się jako postać nietuzinkowa, pełną pasji i determinacji, obdarzona zarówno mocą kreowania, jak i destrukcji, która najczęściej uderzała w nią samą. Piękna (co znakomicie oddały zdjęcia Eustachego Kossakowskiego), charyzmatyczna (co znalazło potwierdzenie w poemacie Kamila Sipowicza i świadectwach przyjaciół), pełna inwencji, nigdy do końca nie zrealizowana – jej życie i dzieła mogłyby inspirować.
Pisząc te słowa mam, być może naiwną, nadzieję, że ktoś jeszcze zechce odkryć jej postać, sięgnąć po książkę Kobro-Okołowicz. Mao Star, Małgorzata Starowieyska zasługuje na to, by o niej pamiętać.
Zazwyczaj, gdy myślę lub piszę o niej, słucham Nicka Cave’a, o którego berlińskich koncertach opowiadała w sposób niezrównany. I tak też jest w tej chwili.
Kapsyda Kobro-Okołowicz, Mao Star. Instynktowne znikanie w przestrzeni.
Listy i materiały do biografii Małgorzaty Starowieyskiej (1953-2006),
słowo/obraz terytoria,
Gdańsk, 2015