Zastanawiając się nad płytą, którą chciałbym Państwu przedstawić, nawet przez sekundę nie przeczuwałem, że w moje ręce dostanie się cyfrowy „brylant”. Dużym podstępem, we współpracy z płatnymi najemnikami z organizacji o dumnej nazwie „Poczta Polska”, mój sprzęt audio odwiedził zespół Maja Olenderek Ensemble. Krążek, który zagnieździł się w moim domu, nosi nazwę „Bubble Town” i jest pierwszą długogrającą płytą w dorobku muzycznej szajki. Została ona nagrana w studiu „RecPublica”. Nośnik zawiera 9 utworów, co troszkę mnie rozczarowało. Zauważyłem dziwną tendencję, zespoły polskie, jak i zagraniczne, wydają płyty z coraz to skromniejszą liczbą utworów. Może wynika to z kosztów ponoszonych w czasie nagrywania płyty bądź artyści wychodzą z założenia, że lepiej zaprezentować coś treściwego niż rozwodnionego? Niestety jestem jeszcze małym dzieckiem i jak coś mi smakuje, a za szybko się kończy, to się obrażam i tupię nóżkami.
Pierwsze odsłuchanie płyty nie rozerwało mnie na kawałki. Umiliło mi czas i wypełniło przestrzeń, ale nie wdarło się do mojego umysłu. Mając za sobą przesłuchane setki płyt wiem jedno, nad płytą trzeba się zatrzymać i dać jej czas, by cierpliwie opowiedziała nam o swojej duszy. Niestety coraz mniej ludzi tak robi. Każdy teraz żyje w pośpiechu, muzyka ma szybko wejść do serca i w razie potrzeby szybko wyjść. Trochę jak jabłka popite mlekiem…
Płyta „Bubble Town” nie jest czymś „oklepanym”, bo czy niebanalni ludzie mogą tworzyć banały? Mógłbym opisać całą barwną historię zespołu, ale zajęłoby to kilka stron. Powiem krótko i na temat. Kocham ludzi, którzy mają pasję w oczach, robią swoje, nie zważając na nic i starają się swoje emocje przedstawić w sposób szczery i perfekcyjny. Tacy właśnie są bohaterowie mojej recenzji.
Płyta, jak już wspomniałem, zawiera 9 utworów, a każdy z nich na pozór różni się od siebie w pewnym stopniu. Powinienem napisać, że jest to krążek z elementami folku, ballad w starym stylu, okraszony ogromną ilością cebulki o smaku flamenco. Prawdopodobnie byłoby to trafne podsumowanie. Płyta jednak zabrała mnie do różnych miejsc i czasów na świecie, a nie do gatunków muzycznych.
Początkowo, słuchając utworu „Free”, myślałem, że może jest to jakieś wymieszanie paru utworów zgrabnie połączonych w całość. Po kilku sekundach znalazłem się w zamglonej Szkocji, pełnej gotyckich wierzeń i epickiej nostalgii. Kolejne sekundy utworu nagle przenosiły mnie w cieplejsze miejsca, takie jak Włochy, Hiszpania. Uczucia, jakie towarzyszyły mi podczas słuchania tego utworu, miały zapach wina i słonawy smak kobiecych ust, przyprawionych śródziemnomorską bryzą. Nastrój zmieniał się szybko i niepostrzeżenie, dając ciekawą mieszankę tajemniczości i frywolności. Utwór trzeci „Seaside” jest moim ulubionym utworem. Nie napiszę, że jest to utwór najlepszy, bo nie byłbym obiektywny, kierując się swoją wrażliwością muzyczną. W świecie syntezatorów, ciągłego podkręcania instrumentów przez komputery zapominamy o prostocie, która jest kwintesencją muzyki. Dzięki takim piosenkom moja dusza odżywa, stęskniona za szmerem „nieskomputeryzowanych” dźwięków. Utwór jest łagodny, otulający, gdzie instrumenty klawiszowe, gitara i trzepot smyczków koją umysł. Piękna ballada, wzruszająca i tak bezbronnie piękna, jak miłość młodych kochanków, jeszcze nieskażonych szarą codziennością. Piosenki „Bubble Town” po prostu się boję (ale tylko trochę). Pani Maja wraz ze swoją trupą pokazała szorstkość i pazur. Głos w tym utworze stał się bardziej rozzłoszczony. Czuć temperament Andaluzyjskich Cyganów, jak i kwintesencję kultury flamenco. Po nostalgicznym uśpieniu ciekawe przebudzenie. Utwór bardzo teatralny i rytmiczny jak marsz europejskich wojsk w XIX wieku. Ktoś, kto jest miłośnikiem audycji „Siesta” prowadzonej przez Marcina Kydryńskiego w radiowej „Trójce” zapewne szybko zwróci uwagę na ten utwór. Kompozycja ukryta pod nazwą „Alice” ukazała mi Irlandię w całej okazałości. Łagodny głos wokalistki imitujący wiatr muskający połacie irlandzkich łąk. Muzyka, która wycisza, niosąc jednak za sobą nutę tajemniczości jak celtyckie legendy. Narastające łagodnie tępo imituje fale, które zmierzają w stronę wysokich irlandzkich klifów, które przed samym roztrzaskaniem nagle się uspokajają. Utwór zamykający płytę „On My Way” wycisza wszelkie emocje towarzyszące nam przez wszystkie utwory. Lekko pląsająca perkusja, subtelny fortepian akompaniujący anielskiemu głosowi wokalistki, smyczki, które schowane gdzieś w drugim planie, starają się wybić przed inne instrumenty.
Uprzedzam szczerze, że płyta nie jest dla każdego. Ktoś, kto słucha elektronicznej muzyki, pełnej komputerowych fajerwerków może nie znaleźć tu czegoś dla siebie. Tak samo fani elektrycznych gitar czy wrzasków i chaosu muzycznego mogą czuć się osamotnieni pośród kompozycji oferowanych przez grupę. Jest to płyta naszpikowana mocnym kobiecym temperamentem. A jak wiemy kobiety w sekundę potrafią zmieniać oblicze, jednak zawsze w sercu mając troskę i łagodność (chyba że wszystkie kobiety, które znam mnie oszukiwały). Tak jest i tu. Utwory szybsze, bardziej kąśliwe mimo wszystko mają pierwiastek spokoju i łagodności. Za to utwory spokojne nie są mdlące i nużące dzięki mnogości poukrywanych dźwięków i instrumentów, które w odpowiednim momencie dają o sobie znać. Ta płyta, moim zdaniem, została „wykuwana” z wielkim poświęceniem i miłością do muzyki, czego efektem jest artystyczna szczerość i niebanalność. Dawno nie spotkałem się z tak dobrze napisaną muzyka opartą na „żywych” instrumentach. Niestety bardzo mi przykro, że płyta nie zawiera żadnego polskiego utworu. Taki głos, otoczony tak wybitnymi muzykami, powinien pokazać , jak piękny jest język polski. Album powstał dzięki finansowemu wsparciu ludzi na portalu „Polak potrafi” (https://polakpotrafi.pl/projekt/ensemble). Moim zdaniem jest to najlepsza rekomendacja dla zespołu. Słuchacze sam zdecydowali, że twórczość tej grupy jest na tyle pociągająca, by wesprzeć ich w wydaniu płyty. Mówiąc krótko i na temat: jeśli Państwo chcą przeżyć najlepsze „last minute” w swoim życiu, polecam udanie się w podróż z zespołem Maja Olenderek Ensemble.
Maja Olenderek Ensemble
premiera: 20 lutego 2015