W oczekiwaniu na nową płytę ukochanej artystki, Meli Koteluk, moje serce rozpierała nieustająca duma. Często czekam na kolejną dawkę muzycznych uniesień ulubionych wykonawców, ale jakim sposobem wdarła się do mojego serca duma? Tym bardziej, że byłem dumny zawczasu, nie znając jeszcze żadnego nowego utworu. Po długich nocnych rozmyślaniach, wypitej beczce alkoholu, w końcu znalazłem odpowiedź. Mela Koteluk była, jest i na pewno będzie jednym z najwybitniejszych polskich muzyków. Powinienem jeszcze pompatycznie dodać: „ muzyków młodego pokolenia!!!”. Nie oszukujmy się, młodzi już nie jesteśmy. Osoba, którą powinniśmy zaliczać do młodego pokolenia to, np. moja siostrzenica, Julcia, trzyletnia koneserka muzyki alternatywnej i tańca.
Melę Koteluk od zawsze porównuję do Kasi Nosowskiej. Podczas tego zestawienia nachodzi mnie pewna refleksja. Czy kocham wszystkie utwory Kasi? Czy po latach bytowania z jej twórczością zastanawiam się, jakie będą jej nowe utwory? Czy mnie zadziwi? Odpowiedź brzmi: „nie, nie i jeszcze raz nie!”. Ja o tym nie myślę. Wiem, że jest to artystka „skończona”, ulepiona w ostateczny twór, wypluwający z duszy swoje malutkie elementy. Nie krzyczy do świata: „Stworzyłam coś! Długo to dopracowywałam, ale w końcu jest! Słuchajcie i doceńcie mój karkołomny trud wymyślenia czegoś przyzwoitego!”. Ona jest jak krzak malin. Rodzi pewnego rodzaju owoce i albo je lubisz, albo nie. Tak samo sprawa wygląda z Melą Koteluk. Jest po prostu krzakiem jagód. Nie musisz być ich fanem. Zapewniam Cię jednak, że nie przejdziesz obok nich obojętnie, idąc leśną ścieżką. Nawet jeśli ich smak nie wprowadzi Cię w narkotyczny trans, zapewne zachwycisz się przez chwilę ich barwą, zapachem czy jędrnym kształtem.
Zostawiając za sobą botaniczną „przypowieść”, chciałbym Państwa wprowadzić w świat najnowszej płyty Meli Koteluk „Migracja”.
Płyta miała swoją premierę 17 listopada ubiegłego roku. Wydana została przez wytwórnię „Pomaton”(Warner Music Poland). Posiadam edycję specjalną, która zawiera dodatkowy nośnik wzbogacony o dwa dodatkowe utwory oraz dwa akustyczne nagrania utworów znajdujących się na macierzystej płycie. Wydana jest w miły pod względem wizualnym sposób, tak byśmy cieszyli się również pięknym przedmiotem, a nie tylko samymi dźwiękami. Zawartość mini-pudełka cieszy oko. Ciekawa faktura opakowania, jak i rozbudowana książeczka w pełni oddają ducha płyty. Część z Państwa spotkała się z twórczością artystki już wcześniej. Jedni ją pokochali, inni zaś nie. Spotkałem się też z komentarzami, że komercyjny sukces jest tylko chwilowy i z czasem artystka przeminie jak komercyjne chomiki o krótkim życiu.
Pierwsze odsłuchanie płyty, niestety, nie porwało mnie do szaleńczego tańca, pełnego euforii. Czekałem z utęsknieniem, aż usłyszę utwory promujące płytę, które znałem z radia. Do tego małego grona zalicza się utwór piąty „Fastrygi”, który obił się o uszy większości z Państwa. Kompozycja przemyślana, łącząca dynamikę z nostalgią, przepełniona romantyczną aurą. Słychać Melę, jaką znam z jej poprzedniej płyty. Kolejną pewną przystanią był utwór „Migracja”. Piosenka zabawna, pełna radości i leciutko opakowana w folkowe brzmienia. Cały utwór napędza tu perkusja, niczym bitewne bębny. Ciekawa to kompozycja, wpadająca w ucho. Ostatni „pewniak”, będący też singlem, to utwór czwarty „Na wróble”. Czysta ballada, nasączona miłością, pragnieniem bycia szczęśliwym człowiekiem. Tekst jest hymnem dla ludzi, którzy chcą być sobą pomimo otaczającego ich świata, pełnego absurdów i głupoty. Kompozycja urzekła mnie swoją aktualnością i ponadczasowością. Chyba każdy z nas w głębi serca marzy o sile, która pozwoliłaby mu „nie iść z prądem rzeki”.
Po odhaczeniu tych piosenek pomyślałem, że to już koniec radości z płyty. Czy pierwszy raz w życiu przeczucie tak mocno by mnie oszukało? Oczywiście, od razu dało się zauważyć perfekcyjne skomponowanie utworów, do których nie sposób dodać choćby malutkiej nutki. Piękny wyczyn, tylko czy wart mojego czasu i pieniędzy? Przesłuchałem kolejny raz i kolejny, i kolejny, i następny. Nagle wszystko wybuchło! Każdy utwór, przy częstszym odsłuchiwaniu nagrań, pokazał swoje oblicze. Inteligentne teksty oraz piękny głos Meli Koteluk napawają radością i wiarą w polską branżę fonograficzną. Spoza grona „pewniaków” pierwszą piosenką, która mnie urzekła była „Tragikomedia”. Pierwszy utwór na płycie opowiadający o kłótni kochanków. Nie lubię się kłócić, więc nie wiem dlaczego ten utwór tak od razu przypadł mi do gustu. Zabawny i trafny tekst przypomina nam o naszych miłosnych potyczkach, często niemających sensu. Perfekcyjne wykorzystanie instrumentów idzie tu w parze z tekstami Meli Koteluk, które nie zawsze są łatwe do zaśpiewania. Za przykład tego mogą uchodzić piosenki: „Tango Katana” czy „To nic”. Nie zawsze teksty są dźwięczne i łatwe do połączenia z muzyką. Meli sztuka ta się udaje, co zresztą było słychać na poprzedniej płycie „Spadochron”. Często widzę pewną manierę u młodych zespołów. Mają tekst niosący przesłanie „tak ważne”, że nie zmienią nawet frazy, by cały utwór dopracować i wygładzić. Później słychać nie głupi tekst, którego nie są w stanie zaśpiewać w sposób melodyjny i znośny. Odnoszę wrażenie, że jakby dać Meli Koteluk do wyśpiewania skład proszku, to i tak by sobie poradziła. Dzięki temu od samego początku jej twórczości, widać było, jak wyróżnia się na tle innych młodych artystów. Jeśli ktoś ma ochotę na lekkie podskoki z obrotami, to zapraszam do zapoznania się z utworem „Pobite gary”. Wyraźny dźwięk mandoliny nadaje folkowe brzmienie utworowi, a gitary i perkusja pięknie ją okalają, jakby w tańcu. Ja wydałbym ten utwór jako kolejny singel, bo jest bardzo chwytliwy. Cała płyta stanowi mieszankę uczuć, krystalicznie dopracowanych dźwięków i nietypowych tekstów.
Po strawieniu albumu nasuwają mi się pewne wnioski. Kto jest fanem Meli Koteluk, powinien mieć tę płytę. Jeśli jednak ktoś ma wątpliwości bądź nie zna artystki, radzę jak najszybciej pochylić się nad jej twórczością. Prawdopodobnie za 10 lat osoba, która przyzna się, że nie zna pierwszych płyt Meli Koteluk, popełni kulturowe faux pas. Zostanie niezwłocznie odsunięta od wszystkich muzycznych wydarzeń w Polsce i na świecie. Jeśli chcesz tego uniknąć, umów się z Melą na krótkie spotkanie koło Twoich głośników.
Mela Koteluk, „Migracja”
premiera: 17 listopada 2014
Wytwórnia: Pomaton(Warner Music Poland)