Wiernym widzom wiadomo, iż ambicją Teatru „Baj Pomorski” w Toruniu stało się w ostatnich sezonach opowiadanie dziecięcej publiczności o tematach arcytrudnych, jak choćby o śmierci. W „Pod-Grzybku” Marty Guśniowskiej (2011) w reż. Jacka Malinowskiego – od strzału kłusownika ginie główny bohater, Stary Lis, a w „Pręciku” Maliny Prześlugi (reż. Zbigniew Lisowski, 2012) o sile miłości dzieci dowiadują się przez pryzmat straty najbliższych. I choć sama tendencja „oswajania” z tym tematem przez Teatr „Baj Pomorski” niektórym rodzicom i pedagogom może się wydawać drastyczna, choć każde z tych przedstawień opowiada o śmierci inaczej – to zasługiwać może na pełne uznanie, jeśli tylko nie będzie nadużywana.
Tymczasem, podobnie jak w „Pręciku”, duet Prześluga&Lisowski stworzył dla dzieci (od lat ośmiu) kolejne przedstawienie o nieuchronności przemijania: „A morze nie”, które swą premierę miało tuż przed wakacjami 2016 roku. Tutaj śmierć grozi w każdej chwili przemiłemu Bałwankowi ulepionemu przez dzieci, jego przyjaciel, Marchewka, może skończyć w wrzącej zupie, a Sałatka w ostatniej chwili ocaleje z lodówki. Brzmi przerażająco? Nie w bajkowym świecie, w którym (prawie) wszystko musi skończyć się szczęśliwie, pełnym barw i urokliwych bohaterów, w krainie, w której słowo „przyjaźń” znaczy dużo więcej niż w rzeczywistości. Tym bardziej gdy mowa o komitywie postaci z kompletnie innych „bajek”. Malina Prześluga z charakterystycznym dla jej twórczości poczuciem humoru łączy tutaj w szczerej sztamie rozsądnego Marchewkę (rewelacyjny Krzysztof Parda) z zagubionym gadułą Bałwankiem (równie znakomity Mariusz Wójtowicz). Marchewka zdecydowanie woli marznąć w roli nosa Bałwanka niż „polec” w jarzynowej zupie Kucharza (Andrzej Korkuz), a uratowana z lodówki i prowadząca bar Sałatka (zdecydowanie zbyt przerysowana, także kostiumem Edyta Łukaszewicz-Lisowska) zaczyna romansować (uwaga!) z człowiekiem, Fryzjerem Fredem (Krzysztof Grzęda). Tym zabiegom spokojnie przyglądają się Por/Seler (Jacek Pysiak) i Cytryna, ale kulinarnego losu niestety nie uniknie Cebulka (w obu rolach Edyta Soboczyńska). Tak to już jest nawet w najpiękniejszych bajkach, iż nie wszystkim udaje się przeżyć.
Reżyser przedstawienia Zbigniew Lisowski do, w większości „warzywnej” obsady, dodał także postać Śmierci niespersonifikowanej w sztuce Maliny Prześlugi, w którą wcieliła się znakomita Dominika Miękus. Jednak jej przeistoczenie się w uratowaną przez głównych bohaterów Gołębicę, mimo zastosowania popisowych środków aktorskich i animacyjnych, osadza jej Śmierć w gronie najsłabiej zarysowanych postaci. Za to Bałwanek to wyborny bohater! Roztargniony, kipiący poczuciem humoru i prawdziwie kochający życie – to on pokaże sceptycznemu Marchewce, co to znaczy żyć naprawdę, z pasją i zaangażowaniem. Obaj przyjaciele przeżyją wspólnie wiele przygód, zanim dotrą do bezpiecznego miejsca, w którym Bałwanek się nie roztopi. Warto zaznaczyć, iż Zbigniew Lisowski plastycznie nie idealizuje zbytnio ich przeżyć i w swej reżyserskiej wizji pozbywa się w spektaklu tak charakterystycznych dla jego pracy szeregu multimediów, oddając wiele w ręce scenografa, Dariusza Panansa. Oprawa plastyczna jest oparta na kontrastowych detalach i wraz z grafikami Zbigniewa Lisowskiego i Sylwestra Siejny, wyjątkowo barwnymi i surrealistycznymi kostiumami oraz niezwykle „mobilną” lalką Bałwanka w trzech wymiarach, nadaje temu spektaklowi optycznej urody i niezwykłego ciepła. Siłę pięknej przyjaźni Bałwanka i Marchewki podkreślają przy tym piosenki Maliny Prześlugi do muzyki Mateusza Jagielskiego wykonywanej przy „na żywo” przez Krzysztofa Zarembę i Witolda Pucińskiego.
Toruńska inscenizacja „A morze nie” pozwala na szerokie , a także ciekawe odczytanie wcale niełatwego w odbiorze filozoficznego tekstu Maliny Prześlugi i jest przykładem realizowania koronnego postulatu Teatru „Baj Pomorski” – czyli opowiadania najmłodszym o tematach niełatwych. Od dawna przecież wiadomo, że nie należy unikać tematu śmierci w rozmowach z dziećmi, szczególnie wtedy, gdy nie są w stanie pojąć kresu życia najbliższych czy wręcz pytają o własny. Małe dziecko myśli w sposób magiczny, nie odróżnia fikcji od rzeczywistości, jest egocentryczne – często może wręcz obwiniać się o śmierć bliskich, ot choćby z powodu swego złego zachowania. Stąd opowiadanie o „ostatniej godzinie” powinno być dostosowane do jego możliwości poznawczych i to dopiero wówczas, kiedy jest w stanie pojąć ją jak dorosły – czyli nieodwracalnie. Nie powinno w takiej opowieści zabraknąć także miejsca na szeroki korytarz wyobraźni, którym dzieci mogą kroczyć w stronę tryliardów gwiazd symbolizujących rzeczy niematerialne oraz przede wszystkim podziwiać ogrom najdziwniejszej przyjaźni na świecie – i to wszystko w „Baju Pomorskim” ma miejsce. Warto jednak pamiętać o tym, iż teatr dla najmłodszych, teatr myśli niepokojącej, choć stara się trafiać do najszerszej widowni, nie w każdym pozostawi ziarno takich refleksji. Może jest teraz czas na tematy lżejsze i bajki już nie tak „zimowe”?
Malina Prześluga, „A morze nie”
reż. Zbigniew Lisowski
Teatr „Baj Pomorski”
premiera: 20 czerwca 2016