Wyszukiwanie

:

Treść strony

Teatr

Achilles podbija KONTAKT

Autor tekstu: Aram Stern
22.06.2016

We are going to die

We are going to die

Today or tomorrow

The life is what we borrow

We are going to die

 

Końcowa piosenka brzmi jeszcze w uszach przez długi czas po wyjściu ze spektaklu, drąży mózg tak niezwykle silnie, że trudno myśleć o czymkolwiek innym. Niemcy nazywają takie nieustępliwe dźwięki dosadnie: Ohrwurm (dosł. skorek, tu: melodia niechcąca wypaść z ucha) – nie wiem, czy w języku słoweńskim istnieje podobne określenie, jednak na pewno tamtejszym widzom trafiają się podobne UNIESIENIA jak publiczności 23. edycji Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego KONTAKT. Zgromadzeni w wielkiej sali CKK Jordanki, już w kilka sekund po zakończeniu spektaklu, przeczuwaliśmy, że będzie to zwycięskie przedstawienie, choć do finału festiwalu pozostało jeszcze kilka dni…

„Iliada” Homera – bo o niej mowa, zdobyła w Toruniu aż trzy nagrody: główną, dziennikarzy i krytyków oraz za najlepszą oprawę muzyczną – to nie zaskakuje tych, którzy spektakl widzieli, a mocno irytuje, tych, którzy tylko słyszeli (choć byli na sali) lub też nie przepadają za „teatrem sentymentalnym”. Jak to się stało – wyjaśnię później, jako że bardziej nurtuje mnie pytanie, w jaki sposób słoweńscy aktorzy byli w stanie aż tak zachwycić publiczność, skoro przez większą część przestawienia siedzieli w półokręgu na krzesłach, by kolejno podchodzić do mikrofonu i wiernie, trzymając się rytmicznego heksametru, recytować oryginalny tekst Homera? Albowiem w pierwszej części słoweńskiej realizacji jego epopei rzeczywiście nie dzieje się wiele: można pokusić się wręcz o stwierdzenie, że jest ona zupełnie asceniczna! To swoista zabawa Homerem, gra małogrecka i do tego wielce bałkańska: poważna, momentami groźna, ale także komicznie groteskowa – jak z najlepszych filmowych obrazów Kusturicy.

Patrzymy na nią jak na prowincjonalne variétés: zbudowany niby grecki bóg Achilles (Jure Henigman) obserwuje akcję sprzed teatralnego lustra, jego matka Tetyda (Nina Ivanišin) jest piękna i zdecydowanie za młoda, dostojny Agamemnon (Jernej Šugman) popija piwo oraz zajada kanapki, siedząc na wielkiej zamrażarce, a wiecznie pijana Hera (Jette Ostan Vejrup) śpiewa swą piosenkę jakby od niechcenia. Te małe wydawałoby się arcydziełka finezyjnego dowcipu w kontrze boskiej powagi wcale nie pozostają niezauważalnymi – a wręcz nadają spektaklowi wyjątkowy klimat poprzez mimikę aktorów (nie dostrzegą jej niestety siedzący dalej od sceny), ich nikłe gesty i przeczucie nadchodzącej grozy. Taka reżyserska koncepcja genialnie pokazuje siłę drobnych aluzji i aluzyjek, maleńkich chwytów satyrycznych – ale gdyby oceniać je w oderwaniu od całości, przesłoniłyby i zatarły problem główny. Okazuje się jednak szybko, iż nie jest to tylko chłodna relacja bohaterów z przymrużeniem oka – oni wiedzą już, że Troję czeka zagłada, więc opowiedzą o niej tak jak potrafią – jako bogowie i Grecy. Prezentując ich, reżyser chwycił się stylizacji arcymodnej, bo antyheroicznej; czyż to nie u Ignacego Karpowicza w „Balladynach i romansach” mieliśmy już do czynienia z zagubionymi na osi czasu bogami? Tylko Priam, król Troi (Janez Škof) stoi mocno na ziemi: to jego postać jest najczęściej obecna przy głównym mikrofonie. Priam do końca pozostanie narratorem tej wielkiej epopei, by śpiewem oraz grą na jednostrunowej, bałkańskiej odmianie suki biłgorajskiej opowiedzieć swą tragiczną historię.

Reżyser słoweńskiej „Iliady” – Jernej Lorenci, do antraktu tylko raz przecina sceniczną statykę podniesieniem kurtyny, za którą na ogromnej połaci rozrzuconego siana jak mgnienie ukazała się śpiewaczka zapowiadająca obraz tego, co zaraz nadejdzie. Po przerwie, zanim Trojanie i Grecy zetrą się w walce, zanim wszystkie ich bitwy będą się przenikać i łączyć w jedną wielką krwawą łaźnię – Achilles wyciągnie swą zbroję, ale z… muzealnej gablotki! Tym prostym (i jakże genialnym!) zabiegiem reżyser przypomina, iż wojny nie istnieją tylko na kartach podręczników do historii, że przecież były Bałkany, jest Syria, czy wschodnia Ukraina… W jego rzezi nie zabraknie śmierci Patroklosa (wspaniały Blaž Setnikar),wielkiej rozpaczy Achillesa po śmierci przyjaciela prowadzącej do jego zemsty na Hektorze (równie fenomenalny Marko Mandić) czy płaczu Priama po stracie syna. Wszystko w swoistym transie wyjątkowego śpiewu, bo nieziemska muzyka (Branko Rožman) w przedstawieniu zwielokrotnia słowa Homera i stanowi podstawę dla tańca (w arcymistrzowskiej choreografii Gregora Luštka), który jawi się w tym spektaklu jako demoniczny i śmiercionośny.

Krótko mówiąc z „Iliady” wracałem ukołysany nie tylko dźwiękami, ale i potokiem słów, lawiną obrazów oraz urzeczony tym, iż w tak werbalnie mozolnej sztuce powstała niezwykła aura, zachęcająca publiczność do… przetrwania. Jako że gdyby nie słoweńskie przedstawienie na KONTAKCIE moglibyśmy znowu na dłuższy czas uwierzyć, że „Iliada” nadaje się wyłącznie do historyczno-filologicznych medytacji w sali uniwersyteckiej. Tymczasem doszczętnie nami wstrząsa w teatrze, choć szkoda, że widzom siedzącym w dalszych rzędach wielkiej widowni CKK Jordanki nie było dane tego przeżyć. Pozostała im tylko piosenka.

 

 

Homer, „Iliada”
reż. Jernej Lorenci
Słoweński Teatr Narodowy Drama/
Teatr Miejski/Centrum „Cankarjev Dom”, Lublana
23. MFT KONTAKT
26 maja 2016

 

(fot. Peter Uhan – materiały organizatorów 23. MFT KONTAKT)

Galeria

  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura

Informacja o finansowaniu strony internetowej

Portal współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego

Dolne menu strony

Stopka strony

(c) menazeria.eu - wszelkie prawa zastrzeżone
do góry