Ktoś się pomylił, ktoś może od pięknej brunetki dostał kosza, może komuś zależało na tym, by zniknęła z pamięci ogółu, a może po prostu był podłym człowiekiem? Komeraże – złośliwe plotki i intrygi – jakie to maluczkie, jakie polskie, ale czy tylko? Dziwią tym bardziej, że ich „autorzy” przeszli przez piekło, w którym wszyscy mieli spłonąć w piecach Treblinki i Auschwitz, a gdy niewielu tylko cudem przeżyło – to zamiast trzymać się razem po koszmarze Holocaustu, woleli „bawić się” w szeptanki… o Wierze Gran.
To one witają widzów zasiadających w niewielkiej, gotyckiej piwnicy Kujawsko-Pomorskiego Impresaryjnego Teatru Muzycznego w Toruniu, sączą się z głośników skrytych ponad głowami, patrzymy na czerwony dywan, stojące wkoło lampy o abażurach z babcinego mieszkania, na niewielki podest ze starym mikrofonem i cicho, jakby z zaświatów docierają do nas PLOTKI: „gestapówa”, „jak udało jej się przeżyć?”, „…, wiadomo, młoda ładna, artystka”… Kim była naprawdę? Przedwojenna kariera Wiery Gran trwała krótko: był debiut 20-letniej piękności w warszawskim klubie Paradiso w 1936 roku, późniejsze występy w teatrach, angaż do jednego filmu i wybuch wojny, który nie przerwał kariery, lecz musiał skierować ją na inne tory.
Spektakl rozpoczyna piosenka „To grzech” z tego właśnie, jeszcze radosnego okresu: z głośników płynie oryginalne nagranie Wiery i po chwili wręcz niezauważalnie, tym samym niskim tembrem głosu, dołącza się kreująca jej postać – Ola Lis. Zdaje się nie zauważać podłych szeptanek, uśmiechnięta, elegancka w czarnej sukni i takiż koronkowych rękawiczkach, zaprasza nas do swego przytulnego mieszkania. Jest radosna, zagaduje publiczność, z offu słychać głos z radia „…, iż rozbłysła na niebie rozrywkowym, nowa gwiazda, czarnowłosa dziewczyna o głosie niskim, ciepłym i sentymentalnym”. Znając jej późniejsze losy, może taką wesołością nieco drażnić: Wiera błaznuje, śpiewa trzymając lalkę Wieroczkę, o twarzy swojej – ale już wiekowej, (aż dreszcz przechodzi), ale zaraz nas uspokaja, mówiąc „że jest klun”, i rozśmiesza śpiewając piosenkę „Święty Antoni”. Aczkolwiek już za chwilę zostajemy wciągnięci w jej mroczną historię, znaną niektórym z książki Agaty Tuszyńskiej „Oskarżona: Wiera Gran” raptem od kilku lat, gdyż jej wrogowie dokładnie zadbali o to, by Gran zniknęła ze świadomości Polaków i Żydów – i niestety świetnie im się to udało. Monodram Wiesławy Sujkowskiej „Jutro będzie za późno” w reżyserii Agnieszki Płoszajskiej niejako ponownie ekshumuje jej sylwetkę – ale nie tylko w kontekście tragedii tej kobiety – ile losów bardzo oryginalnej szansonistki.
Kreująca jej postać Ola Lis jest wręcz stworzona do roli: bardzo przypomina Gran nie tylko fizycznie, lecz również wokalnie potrafi przekazać emocje tak jak Wiera: niskim, zmysłowym i nader sentymentalnym głosem. Wielu nieznanych piosenek Gran słucha się tym bardziej mile, iż wielce oryginalnie zaaranżował je Jędrzej Roch Rochecki, tak iż nie pławią się w nieznośnej melancholii, nawet gdy opowiadają o momentach tragicznych. A było ich w życiu Gran wiele: dobrowolne wejście do Getta (!), prowadzenie ochronki dla umierających dzieci, ukrywanie się po wyjściu na aryjską stronę, powojenna walka z podłymi humbugami, wreszcie wyjazd z Polski do Izraela, potem Francji… To wręcz historia na film, dobry serial – ale czy ci, którym do dziś Wiera uwiera nawet z zaświatów, by na to pozwolili? Na razie możemy zobaczyć monodram w toruńskim Teatrze Muzycznym: jemu w głębokiej piwnicy nikt nie zagraża. Tylko gdy Ola Lis śpiewa „Isrulika” – song o dzieciaku z Getta, to łzy napływają do oczu, jakże przy tym klaustrofobicznie, przecież z tak maleńkiego wnętrza podziemi Teatru Muzycznego nie sposób uciec mentalnie, tak jak z Getta otoczonego podobnym ceglanym murem nie mogli fizycznie zbiec uwięzieni tam na zawsze…
Reżyserka monodramu – Agnieszka Płoszajska prowadzi aktorkę z wielką precyzją, ale także kobiecą delikatnością, wyczuciem i zarazem siłą: Ola Lis nie znajduje się na jednej scenie, jak to ma miejsce w wielu monodramach – a ma je zwielokrotnione. Swe piosenki śpiewa, a to na podeście z mikrofonem, a to na czerwonym dywanie, gdzie jak na wybiegu dla modelek zaczepia publiczność, czy wreszcie w kawałku domu przy drewnianej ścianie, w którym może znaleźć moment wyciszenia, gdy jest już stara. W każdym z tych miejsc obserwujemy momenty magiczne: jak choćby ten z dyktafonem i skargą (oryginalnym głosem Gran) na samotność oraz „gnicie w brudzie i ciemności”. To bardzo boli, przecież tak nie znosiła piosenki „Темная ночь” („Ciemna noc”), którą w dzieciństwie nuciła jej matka (w spektaklu śpiewa ją z offu Paulina Grochowska), a potem przyszły zaciemnienia za okupacji i to ostatnie, u schyłku życia w Paryżu.
Na koniec trudno jest pominąć scenografię do monodramu, dzieło Eweliny Miąsik – twórczyni wnętrza łatwo przystosowalnego do wymogów akcji, które jest majstersztykiem celowości, umiaru i prostoty, (równie jak kostiumy i wszystkie rekwizyty). Wszystkie elementy podkreślane w różnych sekwencjach światłem (Aleksander Trafas) wzmacniają perspektywę, a cały efekt przeniesienia w czasie intensyfikują ukryte mikrofony i głośniki, z których sączą się szeptanki złośliwe, plotki plugawe i oficjalne komunikaty o jej niewinności. Dla jej prześladowców te ostatnie nie miały znaczenia, dla nich pozostała na zawsze „gestapówą” z Getta. Cóż robić, Wiera donośnie śpiewa ratując jeszcze resztki życia „Fernando” i „Non, rien de rien” Piaf oraz tytułową piosenkę „Jutro będzie za późno” i po prostu zniknie, a my zostaniemy z pytaniem: dlaczego tak się stało? Czy nie łatwiej było zapaść na amnezję moralną, nie pamiętać i wybaczyć zło, by spokojnie żyć dalej? Czy może jak w przypadku Wiery Gran, „oblepionej oskarżeniami” po grób – wybaczyć, ale PAMIĘTAĆ?
Być może ten monodram powinien nosić identyczny tytuł jak ostatni film Eugeniusza Bodo „Za winy niepopełnione”? Może być o nim jeszcze głośno, z różnych powodów – być może sukcesów na festiwalach albo rozlicznych kontestacji, a zapewne przede wszystkim z tego, że jest tak przejmująco LUDZKI.
Ola Lis w monodramie
Wiesławy Sujkowskiej, „Jutro będzie za późno”
reż. Agnieszka Płoszajska
premiera: 20 maja 2016
Kujawsko-Pomorski Impresaryjny Teatr Muzyczny w Toruniu