Wyszukiwanie

:

Treść strony

Teatr

Teatr a (s)prawa kobiet

Autor tekstu: Andrea Guźlecka
Ilustracja: Andrea Guźlecka
24.02.2021

Wybór nie zakaz. W ostatnim czasie na polskiej scenie polityczno-społecznej to hasło odbija się szerokim echem. Jest to oczywiście jedno z głównych haseł jakie towarzyszy Ogólnopolskiemu Strajkowi Kobiet. Od kilku miesięcy w debacie publicznej toczy się poważny spór o wolność. W dyskusji tej nie mogło zabraknąć także teatru. Stanowi on bowiem od dawna przestrzeń wsparcia i dialogu.

 

Wiele Instytucji kultury poparło Ogólnopolski Strajk Kobiet i wyraziło swoją solidarność z protestującymi na ulicach obywatelami. Teatry w całym kraju okazały sprzeciw, radząc sobie w zupełnie odmienny sposób niż gdyby mogły odegrać spektakl na deskach swojej sceny. Tak więc w wielu miejscach, m.in. Zabrzu, Warszawie, Szczecinie czy Krakowie, organizowano debaty, spotkania, otwarte dyskusje. Instytucje teatralne na znak solidarności z protestującymi publikowały na zdjęciach w swoich social mediach symbol protestu – czerwony piorun – a także różnorakie wpisy czy oświadczenia, w których zajmują swoje stanowisko. Nas ciekawi jednak, co działo się na lokalnym podwórku czyli w Teatrze im. Wilama Horzycy w Toruniu.

Podobnie jak inne teatry, nasz rodzimy, postanowił zająć konkretne stanowisko. Dyrektorzy Andrzej Churski i Paweł Paszta wydali oświadczenie w Internecie, a na głównym budynku zawisł baner „Wspieramy protest #piekłokobiet”. Nie wszystkim przypadł on do gustu, co mogliśmy zaobserwować w komentarzach na faceboookowej stronie Instytucji. Pojawiły się tam m.in groźby zaprzestania odwiedzania Horzycy, czy wyraźny żal o to, że widzowie zostali podzieleni, a teatralna przestrzeń dialogu zaburzona. Instytucja oddała więc możliwość rozmowy, tworząc dwie debaty pod tym samym tytułem: „Teatr a (s)prawa kobiet”. Jedna z nich miała formę zamkniętą na platformie zoom, w której każdy mógł wziąć udział i przedstawić swoją opinię. Druga miała już charakter ekspercki i transmitowano ją na facebookowym fanpejdżu. W debacie, oprócz pracowników teatru i jego dyrekcji, uczestniczyli goście specjalni: teatrolożka i wykładowczyni UMK – dr Marzenna Wiśniewska, aktorka i reżyserka Lena Frankiewicz oraz wicekurator oświaty w woj. kujawsko-pomorskim Maria Mazurkiewicz. Podczas obu rozmów padało wiele pytań, zarówno od prowadzących, jak i widzów transmisji. Były to pytania dotyczące m.in. czym jest teatr i kto go tworzy, czy jako instytucja powinien zajmować własne stanowisko i wreszcie, jak teatr może zareagować w sprawie kobiet i czy w ogóle ma do tego prawo.

Oprócz merytorycznych działań i przestrzeni wypowiedzi w teatrze Horzycy powstał video-spektakl „Jak skończyć z piekłem kobiet?” w reżyserii Aleksandry Skorupy oparty na esejach Boya-Żeleńskiego. Cały spektakl (chociaż krótki, bo 17-minutowy), jest w swoim przekazie bardzo wyrazisty. Połączenie niemalże 100-letnich, a jednak bardzo aktualnych esejów z obecną sytuacją, daje nam nieco przerażający obraz społecznego i obyczajowego rozwoju ludzkości.

Wszystko zaczyna się na ulicy. Trąbiące zawzięcie klaksony i przebitki na tłumy w czarnych maseczkach, skandujące hasła strajku kobiet. Na poszczególne sceny nałożona została czerwona kalka, jako symbol ,,krwi kobiet”. Tej krwi, która była swobodnie upuszczana przez wieki, a która może znów zacząć płynąć szerokim strumieniem. Ujęcie na jedną z bezimiennych bohaterek (Joannę Rozkosz), trzymającą baner ze znamiennymi słowami Antygony: ,,Współkochać przyszłam, nie współnienawidzić”, wrócimy do nich później. Już od pierwszych chwil doskonale widoczny jest częściowo dokumentalny charakter widowiska. Zupełnie nowa dla świata pandemiczna rzeczywistość, wymusza użycie przez teatr niestandardowych form ,,mówienia”, w tym przypadku spektakl staje się elementem teraźniejszego bytu, wycinkiem społecznej rewolty, tkwiąc w jej wnętrzu chce skomentować sam siebie. Tekst, jaki wybrano aby opowiedzieć o dzisiejszej polskiej kobiecie, do tej pory zakurzony, odłożony na literacką półkę, razem z innymi dziełami dawno minionych współczesności, wraca. Pojawia się na banerach, ludzkich ustach, jako hasło i symbol na tablicach mediów społecznościowych. Jest też elementem video-spektaklu, występując czasem zupełnie nago jako cytat lub w płaszczu i kapeluszu jako zręczna modyfikacja reżyserki. Pytanie ,,Jak walczyć z piekłem kobiet?” działa podwójnie. Z jednej strony to głos Boya-Żeleńskiego, wydarty z odległej przeszłości, z drugiej odpowiedź wędrująca ulicami. Najpierw jednak pytanie zadane przez mężczyznę (Tomasza Mycana), skierowane prosto do kamery: ,,Mogłabyś mi wytłumaczyć, jak walczyć z piekłem kobiet?”. Stanowi  ono symboliczne oddanie głosu kobiecie, która doświadcza ciąży i ma prawo mówić, choć polskie władztwo zdaje się tego nie widzieć. Wymowna tutaj staje się scena, rozpoczęta od najazdu na chodnik z wymalowanymi kredą błyskawicami, a kończąca się na budynku sejmu, podczas gdy w tle słyszymy, że piekło istnieje (tylko) na ziemi.

Dalej dwa cytaty z Boya. Pierwszy z nich włożony w usta wszechwiedzącego narratora i jednocześnie kronikarza życia (Julia Sobiesiak) opowiada o sytuacji niezamożnych kobiet II RP, które w biedzie i niedostatku stawały się raz po raz brzemienne, nie mając możliwości, by zadbać o własne ciało i rodzinę. Chłopaki, rzemieślniczki, pracownice fabryk, nie wiedzące jak zapanować nad kolejnymi niechcianymi ciążami, które często na skutek powikłań doprowadzały do ich śmierci. Tak z pewnością mogłoby wyglądać piekło. Z drugiej strony natomiast monolog przeciwstawny do pierwszego (Mirosława Sobik), mówiący o zdrowej kobiecie, mogącej wybrać dogodny okres na posiadanie oraz wychowanie potomstwa i zadbać o siebie samą, ale także o rodzinę, nie narażoną na problemy materialne. Znamienne jest tutaj, że obraz podzielony jest na pół. Z jednej strony twarz aktorki, a z drugiej przygotowywanie plakatu na marsz, bo to jest droga ku takiej właśnie rzeczywistości. Ta droga z pozoru wydaje się kompletnie nieprzystająca do współczesności, gdy zamożność obywateli jest znacznie wyższa i kalka sytuacji kobiety opisanej przez postać graną przez Julię Sobiesiak nie może się wydarzyć. Jednak, czy rzeczywiście jest to prawda? Zmuszanie do donoszenia niechcianej ciąży i mierzenie się z jej konsekwencjami na różnych płaszczyznach wydaje się tutaj niebezpiecznie znajome.

Od społecznej diagnozy oraz opisu sytuacji kobiety, ujednoliconej z wielu głosów, pojawia się kolejny temat poruszany przez bohaterki odgrywane przez Annę Magalską oraz Marię Kierzkowską. Mianowicie prawo do wyrażenia opinii, do przedstawienia własnej niesprawiedliwości. Postać kreowana przez Magalską mówi, że chciałaby przeklinać, ale nie wie jak, w końcu kobiecie to przecież nie przystoi. Strajk oferuje taką możliwość, by otwarcie wykrzyczeć swoje racje. Jednak gdy to faktycznie się dzieje, strajkujących dotyka też fala krytyki. Przygany za język, za chęć, za działanie, za walkę o wybór. Około 100 lat wcześniej kobietom również odmawiano tego prawa, widać jak niewiele się od tego czasu zmieniło.

Kolejne sceny są czymś na kształt kulturowej dekonstrukcji archetypu kobiety w Polsce, która jest częścią większego mitu narodowego. Matka, jak ironicznie mówi jeden z bezimiennych postaci (Tomasz Mycan), jest niczym ,,mistyczna kura nioska”, nieustannie produkująca dzieci. Tak różna od krnąbrnych kaczek, które rodzić nie chcą. Święta, oderwana od kobiecości matka-Polka, mogąca dostarczyć kolejne bataliony żołnierzy politycznie słabej i kruchej II RP. W tle następnych przebitek ze strajku ,,głos narratoki-bohaterki” (Joanna Rozkosz) niejako podsumowuje wszystkie najgorsze, przemilczane skutki ciąży. Reżyserka budując ten fragment pragnie zwrócić uwagę na aspekt, który nie przebija się na pierwszy plan w obecnym dyskursie. W naturalistyczny sposób mówi o wypadających narządach rodnych, zapaleniach, wysiękach oraz bliznach, pamiątkach po pobycie w stanie ,,błogosławionym”. Pejzaże ludzi z transparentami, a szczególnie ujęcie na kobietę z początku spektaklu z banerem: ,,Współkochać przyszłam, nie współnienawidzić” stają się w tym kontekście uzasadnieniem i wołaniem o empatię oraz zrozumienie dla wszystkich tych dziewczyn, kobiet, matek z przerażeniem próbujących nie dopuścić, by koszmar wymuszonych ciąż się ziścił.

Końcówka wideo-spektaklu, w świetle dobrze wyważonej faktograficzno-komentatorskiej części, może być odbierana najbardziej kontrowersyjnie z kilku powodów. Pierwszym z nich jest krytyka Polskiego Kościoła, który w pewnej mierze potępia cele strajków, uznając je za niezgodne z bożymi wskazaniami, chroniącymi wszelkie ludzkie życie. Pojawia się też słynny fragment o Onanie z Księgi Rodzaju. Wielu hierarchów kościelnych oraz prawicowych polityków bardzo negatywnie i agresywnie odpowiedziało na strajki, łącząc w tym zakresie swoje siły i budując ,,sojusz tronu z ołtarzem”. Taka sytuacja zdecydowanie warta jest poddania krytyce, zwłaszcza, że sprawy czysto społeczne czy zdrowotne mieszają się niebezpiecznie ściśle z religią, co współcześnie prowadzić może do bardzo szkodliwych skutków. Jednakże spektakl dąży raczej do zrewidowania stanowiska Kościoła katolickiego jako takiego, a nie jego reakcji na niedawne wydarzenia czy angażowanie w politykę państwa. Padają porównania do podejścia kościoła anglikańskiego i odwołania do św. Augustyna, co z lekka buduje klimat debaty teologicznej.

Kolejna rzecz to otwarta krytyka ,,dziwnej neutralności”, w szczególności kobiet, które nie angażują się w protesty i działania aktywistek. Niczym w rozprawce z perfekcyjnie dobranymi argumentami, kontrargumenty i inne opinie stają się z założenia tymi błędnymi. Przecież „musimy walczyć o świadome macierzyństwo”. Niewątpliwie szlachetny cel, wobec tego czemu milczysz? Ta krytyka nie jest niemerytoryczna, nachalna ani wulgarna, lecz zdecydowanie jest jednym z istotniejszych segmentów widowiska.

Najbardziej szokuje sam finał, kiedy to bohaterka kreowana przez Joannę Rozkosz, stanowiąca jednocześnie klamrę dla całości, stojąc na ul. Wiejskiej opowiada historię Józefy Furdynówny, skazanej na powieszenie za zabójstwo pięciomiesięcznego dziecka. Dobór wydarzenia poraża swoją ciężkością i w pierwszej chwili wywołuje u widza szok, bo ostatnie słowa: ,,Dziecko uduszone, matka uduszona. Niech żyje polityka populacyjna!” zdają się zrównywać oba wydarzenia, jakby były wynikiem jednej decyzji. Pierwsze wrażenie wzbudza natychmiastowy sprzeciw, bo nic nie może uzasadnić intencjonalnej krzywdy na istocie ludzkiej, ostateczny wybór należy do jednostki, nawet jeśli skłaniają ku temu pewne uwarunkowania. Moje kolejne skojarzenie powędrowało jednak do fenomenu filmowego z 2019 roku, czyli ,,Jokera” w reżyserii Todda Philipsa. Złoczyńca, będący produktem systemu, w którym się znalazł. Pomyślałam, że twórcy ,,Jak skończyć z piekłem kobiet?” również korzystają z podobnej hiperbolizacji, używając przykładu Furdynówny. Sama jej osoba oraz wina nie są w obliczu treści spektaklu bardzo istotne, są raczej dobitnym podsumowaniem oraz brutalnym oskarżeniem rzuconym w stronę rządzących. Skumulowanym do jednego punktu skutkiem błędnej polityki rządowej. Należałoby jednak zadać pytanie, czy jest to odpowiedni przykład i czy skojarzenia z nim związane, nie odsyłają raczej do wspomnień głośnych przypadków dzieciobójstw dokonanych przez matki w Polsce, pojawiających się od czasu do czasu. Czy tak poważny czyn można uczynić drastycznym przykładem w przypadku tak niejednoznacznego kontekstu?

Na koniec, po raz ostatni wróćmy do słów pojawiających się prawie na początku spektaklu i na jego końcu:,,Współkochać przyszłam, nie współnienawidzić”. Te słowa sugerują, że kluczem do rozwiązania powstałego konfliktu będzie wzajemne wsparcie, współpraca i pragnienie zrozumienia odarte z bezrozumnej nienawiści. To motto i ideał widowiska, opisującego i wyrażającego poparcie dla sprawy kobiet w Polsce wobec orzeczenia Trybunału. Przez większą część spektaklu owo dialogowe podejście, oparte na licznych przykładach i obrazowe zarówno pod względem tekstowym, jak i montażu w wykonaniu Tomasza Schaefera, obrazujące jednocześnie aktorów oraz uczestników marszów, zostaje zrealizowane. Konkretne sytuacje kobiet z tekstów Boya-Żeleńskiego są również dobitne, a ich modyfikacja nadaje koniecznej dramaturgii. Tym, co zdaje się wykraczać poza refleksyjny przykład, są tezy postawione w drugiej części wideo-spektaklu, próbujące odpowiedzieć dlaczego kryzys prawodawstwa aborcyjnego wydarzył się w Polsce. Wskazuje on wyraźnie na podejście kościoła katolickiego i hipokrytyczną bierność wielu ludzi, szczególnie kobiet, co nadaje moralistycznego wydźwięku całości oraz nieco odbiega od zakładanej ścieżki dialogu. Bardzo wyraźny oraz dramatyczny finał również może nieco odbierać całości oraz nieco bulwersować, choć pobudza również do refleksji. ,,Jak walczyć z piekłem kobiet?” to unikalna kronika naszych czasów, osadzona w rzeczywistości Polski i światowej pandemii, balansująca na granicy performansu oraz spektaklu. Razem z organizowanymi dyskusjami oraz wywieszonym banerem wpisuje się w wyraźny głos Teatru im. Wilama Horzycy, który popiera strajk kobiet i barwnie dołącza do grupy teatrów społecznie zaangażowanych.

 

 

 

    

 

 

 

 

 

 

 

Informacja o finansowaniu strony internetowej

Portal współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego

Dolne menu strony

Stopka strony

(c) menazeria.eu - wszelkie prawa zastrzeżone
do góry