Brian K. Vaughan nie zwalnia tempa, tym razem rzucając dziewczyny do Cleveland roku 2171 w desygnacie Anno Domini. Piąty, a zarazem przedostatni tom „Paper Girls” odsłania kilka kluczowych kart całej intrygi, ale jednocześnie nie obniża dramaturgii wydarzeń i temperatury koleżeńskich relacji Erin, Tiff, KJ i Mac. Choć pierwsza z nich dla pozostałych cały czas jest „świeża”, to między dziewczynami czuć coraz silniejszą więź. Każda z nich jest inna, każda ma swoje słabości, ale wszystkie razem tworzą zabójczy kwartet, sprawdzający się niemal w najbardziej ekstremalnej sytuacji. Grunt tylko trzymać się razem – bo wszyscy wiemy (szczególnie z filmów), jakie są skutki hasła „rozdzielamy się”. Nie kończy się to dobrze dla żadnej ze stron. I choć Vaughan ostatecznie ma w poważaniu tę zasadę, konsekwencje podróży w czasie i intencje złych klonów żądzą się swoimi prawami.
Zresztą tak jak w życiu, gdy większość naszych planów kruszy się w obliczu nieuchronności losu, a my możemy jedynie to zaakceptować i dalej robić swoje, walcząc tylko o tu i teraz. Do takich decyzji dojrzewa Mac, która słowami „więc niech tak będzie” przyjmuje swój los i z młodzieńczą fantazją rzuca się w nieznane, tym samym zyskując +10 do sympatii czytelników. Zresztą Vaughan tak rozpisuje swoje bohaterki, że trudno ich nie kochać jednakowo. Team Gazeciarek ze Stony Stream to w ogóle najjaśniejszy element serii, a naturalny i charakterny język dziewczyn, ich emocje oraz wspólne interakcje w działaniu są paliwem całej fabuły, na którym bezpiecznie i ze spokojem dojechałyby do finału swojej czasoprzestrzennej podróży. Jednak twórca „Runaways” jak zawsze celuje wyżej, dodając do tej genialnie skrojonej obyczajowej historii spod znaku coming of age elementy fantastyki naukowej, kina nowej przygody czy thrillera oraz dorzucając masę współczesnych komentarzy społeczno-politycznych i tej jedynej w swoim rodzaju kulturowej, hermetycznej nostalgii. „Paper Girls” to bowiem raj dla wszelkiego rodzaju geeków, którzy na niemal każdej stronie mogą doszukiwać się inspiracji (zespół Timbuk3), klasycznych cytatów („No co tam, doktorku”), trawestacji (Cherry model 2000) lub cieszyć się wyłożonymi wprost (ale potraktowanymi z przymrużeniem oka) odniesieniami do popkulturowych hitów z ostatnich dekad ubiegłego wieku („Wspaniała przygoda Billa i Teda” czy „Wojownicze Żółwie Ninja”). W dodatku są one tak naturalnie wprowadzone do fabuły i samych dialogów, że zamiast męczyć swoim przeładowaniem, z każdą przewróconą stroną sprawiają coraz większą frajdę.
Niektóre nawiązania są nawet powielane z poprzednich zeszytów, co jeszcze bardziej podbija intertekstualny charakter serii. Powraca również wyzyskiwany od początku symbol biblijnego jabłka oraz wiele innych wątków (na czele z Jahpo i Wari z tomu trzeciego), wcześniej tylko otwartych i pozostawionych samym sobie, teraz wiążących kilka warstw fabuły naraz. Warto przy tym uważnie słuchać niektórych bohaterów, bo często między rzucanymi lekko przez nich słowami kryją się ważne wskazówki i odpowiedzi na wiele tajemnic tej czasoprzestrzennej intrygi. Porządkuje to zapewne narrację i daje możliwość czytelnikom dodania dwa do dwóch, na szczęście wiele kwestii nie jest jeszcze wyjaśnionych na tyle, aby domyślić się w pełni finału całej historii. W tym właśnie widać scenopisarski kunszt Vaughana, tak samo zresztą jak w umiejętnym obejściu ograniczeń formuły serii – pojawianie się bowiem ciągle to nowych czasów i przestrzeni warunkuje tylko szczątkową ich prezentację, opartą jedynie na kilku wyimkach i elementach składowych. Budując oszczędną ekspozycję światów przedstawionych, Vaughan zadbał jednak o tak uniwersalne szczegóły każdego z nich, że ostatecznie tworzą one spójną i w miarę zamkniętą wizję rzeczywistości otaczających bohaterki, co więcej – wizję bardzo plastyczną. Tu należą się wielkie brawa dla Chianga i Wilsona, których oddająca w pełni futurystyczny charakter poszczególnych epizodów szata graficzna (lekka, nieprzeładowana detalem, miejscami oniryczna i nad wyraz barwna) sprawia, że wszystko tak dobrze tu pracuje. Nie wyobrażam sobie tej historii rysowanej i kolorowanej inaczej. To jeden z niewielu ostatnio przykładów (może poza trio Brubaker–Phillips–Breitweiser) tak kompatybilnej twórczej pracy kilku osób.
Reasumując, piąty tom „Paper Girls” przynosi więcej poważnych tematów, dorosłych decyzji bohaterek i coraz bardziej widocznej w nich życiowej melancholii. Nie jest to już ta fantastyczna młodzieńcza przygoda z pierwszych zeszytów, a bardziej opowieść o nieuchronności ludzkiego losu, odwadze, poświęceniu, ale i poczuciu bezsilności w chwilach, gdy uświadamiamy sobie, jak niewiele niekiedy od nas zależy i jak niewiele mamy ostatecznie czasu. Dodatkowo całą sytuację komplikuje jeszcze nowy układ sił, niebezpiecznie wzrastają też konsekwencje naruszenia linii czasowej, a wyzyskiwany od początku serii konflikt pokoleń między Starymi a Młodymi odchodzi na drugi plan, ustępując miejsca jak zawsze nośnemu dramaturgicznie motywowi końca świata. Aby tylko się nie rozdzielać i dotrwać do finału, który z obecnej perspektywy wydaje się jeszcze odleglejszy niż rok 2171.
„Paper Girls”, tom 5
Scenariusz: Brian K. Vaughan
Rysunki: Cliff Chiang
Non Stop Comics
2019