Frank Miller stworzył Daredevila na nowo. Z bezbarwnej podróbki Spider-Mana przeistoczył go w prawdziwego bohatera z krwi i kości, pogrążonego w mroku własnego jestestwa. Stojącego na krawędzi dobra i zła. Ułomnego nie tylko fizycznie (to bardzo ciekawe, że ani wersja filmowa, ani serialowa nie potrafiła oddać ślepoty Matta w taki sposób, aby rzeczywiście można było uznać ją za prawdziwą niepełnosprawność), ale i psychicznie. O ile tę pierwszą ułomność rekompensują mu pozostałe zmysły, czyniąc go niepokonanym wojownikiem dla ulicznych zbirów, to egzystencjonalne rozterki, niespełnione miłości i wszystkie problemy życia codziennego, jakie może mieć ślepy człowiek/prawnik/superbohater, zahartowały go do tego stopnia, że nawet Hulk nie jest w stanie zatrzymać Człowieka Nieznającego Strachu. I to jest najpiękniejsze w tej postaci. Zdolność bezwarunkowego poświęcania się dla idei, ludzi mu bliskich i setek tych anonimowych twarzy, które ratuje dzięki swoim zdolnościom. Istota superbohaterstwa.
Za pierwszy tom „Daredevila” (a właściwie „Daredevil. Visionaries: Frank Miller”) odpowiada trzech scenarzystów. Roger McKenzie jest autorem ośmiu z dziewięciu zeszytów składających się na to wydanie. Jeden z rozdziałów napisał David Micheline (którego twórczość dobrze pamiętać powinni czytelnicy wychowani na przygodach Spider-Mana publikowanych przez wydawnictwo TM-Semic w latach 90. ubiegłego wieku). Sam Miller współtworzy tu z McKenziem dwa zeszyty, ale nad całością czuć właśnie jego ducha i szykujące się zmiany, po których nic już nie będzie takie samo dla Diabła z Hell’s Kitchen. Wkraczający na marvelowską scenę Miller szybko przejął rolę scenarzysty serii poświęconej Śmiałkowi (od numeru 168) i to za jej sprawą wyrobił sobie nazwisko otwierające mu wrota do późniejszej wielkiej kariery.
Zanim to nastąpiło, warto przyjrzeć się wspólnej pracy autorów, którym już wtedy udało się stworzyć niepokojącą i często niejednoznaczną opowieść o bohaterze walczącym z niesprawiedliwością zarówno na płaszczyźnie zawodowej, jak i superbohaterskiej. Obie są ze sobą nierozerwalnie splecione, spychając życie prywatne Matta Murdocka w najciemniejszy kąt. Patrząc na niego, nie sposób nie dostrzec zagubienia i zatracenia w niekończącej się krucjacie będącej ponad siły nawet kogoś tak uzdolnionego. A mimo to gna w swoim czerwonym kostiumie, stając nieustraszenie na drodze przestępców każdej kategorii wagowej. Jakby szukał odkupienia za życie w wiecznym kłamstwie…
Miller narysował prawdziwego diabła przebijającego się przez ulice Nowego Jorku w poszukiwaniu sprawiedliwości, wymierzając mu przy okazji potężnego kopniaka, obnażając czarną duszę miasta gotowego pochłonąć każdą niegotową do walki istotę. Nie ma tu piękna i romantyzmu. Jest ciemność i mrok pochłaniający kolejne strony, ale czy może być inaczej, kiedy czytamy historię ślepca noszącego diabelską maskę? Poruszającego się po obskurnych barach, opuszczonych dokach, zdradzieckich zakamarkach bez chwili zwątpienia, wybijającego zęby każdemu, kto stanie na jego drodze. Niemającego litości dla żadnego oprawcy. To królestwo Murdocka i więzienie jednocześnie, które regularnie będzie dostarczać mu dawki cierpienia. Ból jest tu wszechobecny.
Twórca „Sin City” razem z inkerem Klausem Jansonem jak nikt inny potrafią oddać siłę i agresję wymierzanych ciosów w swoich surowych i brutalnych rysunkach. To duet idealny. Trudno doszukiwać się finezji czy efekciarstwa w kolejnych stoczonych pojedynkach. Tutaj liczy się przede wszystkim skuteczność i pomysłowość. Panowie uwielbiają wykorzystywać detale do budowania atmosfery, z klasycznym uderzeniem grzmotu przeszywającym ludzkie serca, czy wplatając elementy dekoracji odnoszące się do piekielnej tematyki, będące komentarzem dla rozgrywanych wydarzeń. Kilka scen pokazuje niezwykłą wyobraźnię Millera, na czele z sekwencją walki Daredevila z oprychami wynajętymi przez Bullseye’a stoczonej na górskiej kolejce, której towarzyszy nieustający stukot zbliżających się wagoników mających zadać okrutną śmierć. Prawdziwe mistrzostwo w budowaniu napięcia i operowaniu dynamizmem.
Warto cofnąć się w przeszłość, aby zobaczyć, w jaki sposób budowano przyszłość. Prace Millera nie starzeją się i choć na łamach „Daredevila” dopiero zaczynał swój triumfalny pochód przez historię komiksu, to obcowanie z jego początkami nadal jest czymś fascynującym. To klasyka, którą przyjemnie znać.
„Daredevil”, tom 1
Scenariusz: Roger McKenzie, Frank Miller, David Micheline
Rysunki: Frank Miller
Egmont
2019
W imieniu redakcji dziękuję wydawnictwu EGMONT za egzemplarz recenzencki.