Wyszukiwanie

:

Treść strony

Esej recenzencki

Wzrastanie

Autor tekstu: Szymon Gumienik
18.11.2018

W pierwszym tomie wznowionej ostatnio przez Egmont serii „Saga o Potworze z Bagien” ze scenariuszami Alana Moore’a obserwowaliśmy, jak po sprawnym i szybkim zamknięciu wątków pozostawionych przez Lena Weina i Berniego Wrightsona twórca „Strażników” z właściwą sobie maestrią na nowo kreuje i definiuje niesamowity, odrażający, nad wyraz sugestywny i całkiem osobny świat luizjańskich bagien. W tej idealnie skrojonej dziwacznej rzeczywistości mogliśmy doznać najróżniejszych emocji – od strachu nienazwanego oraz tego przerażająco namacalnego, przez odrazę, ból i poczucie straty, aż do śmiechu i pożądania. I w każdej z tych niezależnych, odmiennych gatunkowo historii Moore korzystał z najbardziej dosadnych środków, ich kulminację odnajdując w narkotycznym, transowym połączeniu ograniczonej ludzkiej świadomości z globalną i wieczną świadomością natury. Trudno byłoby nie wziąć po takiej lekturze głębszego oddechu.

Równie angażujący, jeśli nawet nie bardziej, jest tom drugi serii, w którym wszystkie epizody (z założenia osobne i zamknięte, o różnym ładunku emocjonalnym) według określonego schematu zmierzają konsekwentnie do ostatecznego rozwiązania, łącząc się tym samym w jedną nadrzędną opowieść, która – jak było do przewidzenia – nie znajduje klasycznego finału. To też bardzo ciekawa wersja komiksu inicjacyjnego i drogi w jednym – Potwór bowiem, odhaczając kolejne zadania w kolejnych miejscach Stanów, coraz bardziej poznaje siebie, dojrzewa (!), ewoluuje i wzrasta do przeznaczonej mu roli. W tej swoistej wędrówce prowadzi go – niczym Wergiliusz po kolejnych kręgach piekielnych – John Constantine, przed występem w „Sadze” nikomu jeszcze nieznany jegomość o aparycji Stinga, występujący w charakterystycznym prochowcu i z nigdy niegasnącym papierosem w ustach oraz tekstami typu: „Mam bilety na koniec wszechświata, warto skorzystać, bo drugi raz tego nie zagrają”. Jego postać, poza tym że wprowadza trochę zdrowego czarnego humoru do opowieści, to spiritus movens całej historii, dająca głównemu bohaterowi możliwość przyczyny i przyjmująca konieczność powstałego z niej skutku, prowadzących nieuchronnie do zjawisk, o których nie śniło się zarówno ziemskim, jak i pozaziemskim bytom. Dzięki niemu Potwór z Bagien wkracza też na dużo wyższy poziom swojego współistnienia z naturą, testując siebie i jej granice w walce z rosnącymi w zawrotnym tempie anomaliami – wydawałoby się – oswojonego już i w miarę poukładanego świata.

A w tej kwestii wyobraźnia scenarzysta z Northampton nie ma sobie równych. To, że w historii z gatunku gotyckiej grozy pojawiają się takie tematy, jak: alkoholizm, ekologia, rasizm, seksizm, małżeńskie problemy, seryjne morderstwa, problem ogólnodostępnej broni czy energetyki jądrowej, to jedno, ale tak nieskrępowana i naturalna umiejętność łączenia np. wampiryzmu z punkopodobnymi mieszkańcami podwodnego miasta, wilkołactwa z PMS czy zombie z voodoo i planem filmowym odsyła nas już w zupełnie inne rejony tworzenia autorskich narracji. Dorzućmy do tego jeszcze zapadającą w pamięć metamorfozę kobiety w ptaka, epizod zapowiadający jeden z kluczowych momentów w uniwersum DC (Kryzys na Nieskończonych Ziemiach) oraz pradawny kult, który był na długo przed nami i będzie jeszcze długo po nas (chyba że przydarzy im się Potwór z Bagien), a który jest iskrą całego tego manichejskiego syfu spadającego w finale na głowy naszych bohaterów, i mamy modelowy, wręcz wzorcowy scenariusz Moore’a. Oddzielną sprawą, choć równie wartą uwagi, jest tu sposób prowadzenia narracji – w pierwszej osobie i z różnych perspektyw (co pogłębia nie tylko charakter poszczególnych postaci, ale i świat przedstawiony), które przenikając się, wynikając jedna z drugiej, łączą się w jedną, samonakręcającą i powtarzającą się historię. Zabieg ten jeszcze bardziej widoczny jest w konstrukcji głównego bohatera – wzrastająca, samoodnawialna i nieograniczona przestrzennie forma Potwora implikuje jego ciągłe powroty, powtarzalność życia i cykliczność natury, a przez to i ciągłe uczenie się siebie przez doświadczenie. Do przemyślenia!

Biorąc pod uwagę czas powstania serii, jak również gatunek, z którego ona wyrasta, można by sądzić, że „Saga o Potworze z Bagien” to zbiór ciekawych i może trochę dziwacznych, ale jednak dość archaicznych opowiastek spod znaku „strefy mroku”. Nic bardziej mylnego – nieograniczona wyobraźnia Moore’a (balansująca na granicy geniuszu i pretensjonalności) i jego mistrzowski warsztat łączenia nawet najmniej pasujących do siebie elementów w jedną spójną całość, a także pracująca dla niej na każdym poziomie warstwa graficzna (szczególnie w wykonaniu Stephena E. Bisette’a), gdzie kadrowanie nierzadko ociera się o osobną sztukę, sprawiają, że jest to komiks nie tylko ponadczasowy – to fenomen i zupełnie oddzielna karta w historii obrazkowych opowieści grozy. I pomyśleć, że nawet bagienny potwór może być inspirujący. Dzięki, Panie Moore.

 

„Saga o Potworze z Bagien”, tom 2

Scenariusz: Alan Moore

Rysunki: Stephen Bissette, John Totleben, Stan Woch

Egmont

2018

W imieniu redakcji dziękuję Wydawnictwu EGMONT za egzemplarz recenzencki.

Galeria

  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura

Informacja o finansowaniu strony internetowej

Portal współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego

Dolne menu strony

Stopka strony

(c) menazeria.eu - wszelkie prawa zastrzeżone
do góry