„Niesłychane losy Ivana Kotowicza” miały wypełnić pewną lukę na polskim rynku komiksowym – przede wszystkim miały być rozrywką na dobrym poziomie, nieobrażającą inteligencji czytelników, mieszanką pasjonującej przygody, luźno wykorzystanej historii i elementów weird fiction. I muszę przyznać, że na początku to bardzo dobrze działało, że wszystkie niewiadome fabuły, wprowadzane nowe postaci i coraz to bardziej wymyślne wątki skutecznie rozbudzały czytelniczą wyobraźnię i podsycały rosnące stężenie tajemnicy. Na trzeci tom czekałem, bo raz, że liczyłem na duży przełom w historii i pewne jej uporządkowanie, a dwa – byłem ciekawy coraz lepszego warsztatu Ambrzykowskiego. Po lekturze najnowszej odsłony przygód Kotowicza jestem lekko skonsternowany, ponieważ szczególnie w warstwie językowej komiks zalicza zdecydowany krok w tył.
W pierwszym tomie scenarzysta wprawnie zarysował akcję i z wyczuciem przedstawił poszczególne postaci intrygi. W części kolejnej trochę wyhamował, opierając się na identycznym co poprzednio schemacie narracyjnym, jednak – co najważniejsze – pozostał wierny logice i przyczynowo-skutkowej relacji poszczególnych wątków. Z nieznanej mi przyczyny w tomie najnowszym to wszystko zostało zastąpione zbiorem dość chaotycznie powiązanych ze sobą scenek. „Trumna chłysta” cierpi właśnie przede wszystkim na pretekstowe rozwiązania wynikających z siebie epizodów, duże nagromadzenie zupełnie niepotrzebnych sekwencji i przypadkowych z punktu widzenia czytelnika scen oraz – co chyba najdziwniejsze – duży spadek jakości dialogów, które chcą aż za bardzo wyjaśniać otaczającą bohaterów rzeczywistość, a tym samym brzmią bardzo nieskładnie, nieprawdopodobnie i pozbawiają charakteru wypowiadających je postaci (np. zupełnie zbędny wykład o chłystach i bardzo sztuczne wprowadzenie do niego: „Co to za dziwne słowo?” / „Uznam to za odpowiedź przeczącą”). Myślę, że gdyby przepisać większość partii dialogowych na nowo, pozbawiając ich przy tym nienaturalności i wszystkich fałszywie brzmiących nut, historia zyskałaby zdecydowanie na energii. Dodając do tego ciekawe skoki czasowe i trochę klasycznej akcji z finału, mielibyśmy solidny rozrywkowy tytuł. Tym bardziej szkoda, że to wszystko, co zostaje i co wcześniej względnie wypracowali autorzy, tutaj najzwyczajniej w świecie nie działa, że po lekturze ma się wrażenie, że w zasadzie niewiele się zdarzyło. Potwierdza to starą zasadę: mniej znaczy więcej.
Graficznie komiks trzyma poziom tomu drugiego, jednak już samo opowiadanie obrazem trochę kuleje. Być może związane jest to z przegadanym i mało energicznym scenariuszem, który kierunkował dość jednostajne kadry. W poprzedniej części kompozycja poszczególnych plansz była o wiele bardziej dynamiczna, lżejsza, a na pewno nieograniczona statycznością dłuższych dialogów (choć wprawni i doświadczeni twórcy również takie sytuacje są w stanie ograć po mistrzowsku), więcej było także eksperymentowania z kształtem, z formą dostosowywaną do konwencji poszczególnych scen. Nawet gdy pojawiały się plansze zapełnione wieloma małymi i równo ułożonymi kadrami, twórcy rozgrywali je za pomocą szczegółu, zbliżenia, które dużo lepiej oddawały znaczenie niż jakiekolwiek słowa. Mimo kilku scenariuszowych wad tom drugi zdecydowanie wygrywał akcją i dobrze rozłożonymi kulturowymi cytatami. Co prawda są one obecne i w „Trumnie chłysta”, jednak bardzo szybko zostają przykryte nadmiarem dymkówi zawartych w nich wykładów, i nawet jeśli czasem wypływają na powierzchnię, nieangażują już czytelnika tak, jak powinny. Poza finałem tomu trzeciego brak jest tej bijącej niemal z każdej strony „Zamku rybiej dynastii” energii obrazów, tej naturalnej chęci podążania za nimi, za samą historią, co przecież w komiksie jest czymś kluczowym.
Inaczej rzecz ma się z głównym bohaterem, który niby dorósł, okrzepł, zmężniał, nabrał też wielu umiejętnościi nabawił się kilku nałogów, ale w żaden sposób nie jest to wyjaśnione czy pokazane choćby między kadrami. Gubi się przez to także wątek inicjacyjny, który szczególnie teraz by się przydał, a który wcześniej był mocno obecny i w zasadzie porządkował całą opowieść. Wszystko to skutecznie zmniejsza psychologiczne prawdopodobieństwo postaci, a ostatecznie oddala od niej samej i kreowanej dla niej rzeczywistości. W zasadzie dotyczy to większości bohaterów serii, których charaktery oraz intencje, jakimi się kierują, są dość powierzchownie i schematycznie zarysowane. Może zamiast pokazywać to, co im się przytrafiło i jak na to reagują, trzeba pozwolić im działać, dać trochę swobody i człowieczeństwa, kocieństwa itd. Inaczej będzie to jedynie mało zajmujący teatrzyk. Żeby jednak nie spalić całkowicie Ivanowi mostu, po którym musi przejść, aby dobrnąć z nami do końca swojej przygody, przyznam, że zainteresował mnie na tyle w dwóch poprzednich tomach, że chętnie potowarzyszę mu do samego końca. Wystarczy, że scenarzysta zacznie łączyć ze sobą wątki i zrezygnuje z niepotrzebnych rozpraszaczy, a rysownik na pewno z całą resztą sobie poradzi. Niech Kotowicz dorośnie w końcu do swojej legendy.
„Niesłychane losy Ivana Kotowicza: Trumna chłysta”
Scenariusz: Kajetan Kusina
Rysunek: Michał Ambrzykowski
Kultura Gniewu
2018
W imieniu redakcji dziękuję wydawnictwu KULTURA GNIEWU za egzemplarz recenzencki.