Wyszukiwanie

:

Treść strony

Esej recenzencki

Czy pan jest moim pasterzem, panie Jepperd?

Autor tekstu: Dawid Śmigielski
28.08.2018

Nie dziwię się, że „Łasuch” został porównany na łamach „USA Today” do „Mad Maxa”. Pewne wspólne punkty świata przedstawionego oraz rozwiązania fabularne, a także genialne w swojej prostocie wykonanie obu dzieł w pełni uzasadniają tę opinię. Jednak takie porównanie z góry narzuca, w mniejszym lub większym stopniu, ewentualny kierunek, w jakim komiks Jeffa Lemire’a może być odbierany i za jaki może być uważany, co niesie ryzyko jego odtrącenia przez potencjalnego czytelnika, no bo jeśli ktoś nie lubi filmu George’a Millera, to i po „Łasucha” nie sięgnie. A więc, drogi odbiorco – „Łasuch” to nie „Mad Max” z rogami!

Lemire odrzucił w swojej konstrukcji apokalipsy wszelkie wizualne i fabularne rozbuchanie na rzecz naprawdę skromnych dekoracji, prostej narracji i ascetycznych w swojej nieprzenikliwości bohaterów. Pustosząca świat nieznana choroba, być może kolejny zmutowany wirus grypy, w ciągu siedmiu lat wybiła większą część ludzkości. Choroba, na którą nie istnieje lekarstwo, w swojej czystej postaci przemawia do wyobraźni dużo bardziej od metaforycznych zombie, nuklearnej zagłady czy magicznego wyginięcia prawie całej ziemskiej populacji samców. Taka zguba rodzaju ludzkiego wydaje się na tę chwilę wyjątkowo prawdopodobna. I Lemire wyciska z takiego obrotu spraw całą możliwą grozę sytuacji. Nieznany wróg przeraża przecież najbardziej. Każdy niedobitek zdaje sobie sprawę, że w końcu przyjdzie kolej na niego, to tylko kwestia czasu. Chyba że… naukowcom uda się rozwiązać zagadkę tajemniczych dzieci-zwierząt, hybryd odpornych na chorobę, urodzonych już w czasie trwania epidemii. A jak powszechnie wiadomo, nauka nie może obyć się bez ofiar, dlatego polowanie na hybrydy jest zjawiskiem powszechnym i tolerowanym.

Skutki „Przypadłości” obserwujemy oczami dwóch głównych bohaterów, Gusa – dziecka z porożem i Toma Jepperda – byłego hokeisty. Ich losy splatają się nierozerwalnie, a przynajmniej tak się wydaje, bo choć Lemire śmiało korzysta z fabularnych klisz, to scenariusz prowadzi tak, aby jak najdłużej grać na naszych oczekiwaniach, do tego stopnia, że zakończenie pierwszego tomu zostawia nas z wielkim niedosytem, dołującą pustką zamiast z powszechną satysfakcją z ukarania ludzkiego występku. I można podejrzewać, że gniewnie rzucone przez Jepperda zdanie – „Zabić ich wszystkich” – niekoniecznie odniesie przewidywany i upragniony przez nas skutek, co jest niezaprzeczalnym atutem tej opowieści. Zresztą losy osiłka-zabijaki Jepperda i wychowanego w biblijnym duchu, niewinnego, ale bystrego Gusa pełne są momentów zaskakujących, odwrócenia ról i starć diametralnie różnych charakterów. I tak panowie podróżują przez wyniszczoną Amerykę, pośród stert zwłok, prymitywnych burdeli i ostatnich ufortyfikowanych twierdz - oaz handlowych, narażając na niebezpieczeństwo z pozoru nic niewarte życie, łamiąc przy tym wszystkie wpajane im zasady, tak jakby byli ostatnimi wolnymi ludźmi na zbrukanej śmiercią Ziemi.

„Łasuch” przenosi nas w świat konsekwentnie brutalny, krwawy i odrażający. Zdeformowany przez „Przypadłość”, ludzkie ekstrema i kreskę Lemire’a, która wydobywa na światło dzienne całą szkaradność padołu ziemskiego. Nie znajdziecie tu ani jednego kadru ukazującego jakiekolwiek piękno. Nie ma nad czym się zatrzymać i pochylić, czego żałować i za czym tęsknić, tak jakby przeszłość sprzed kataklizmu nie istniała. Nawet retrospekcje Jepperda przynoszą tylko cierpienie, strach i ból. Hipnoza Gusa przenosząca go we wczesne dzieciństwo to zaś wielkie bezczelne kłamstwo przeprowadzone przez czującego nóż na gardle, szukającego przyczyny „Przypadłości” doktora Singha, naczelnego rzeźnika samozwańczej milicji niosącej przerażenie wśród ocalałych. Między bohaterami, w większości wyzbytymi emocji i resztek godności, brzydkimi fizycznie i psychicznie, nie istnieją żadne niedopowiedzenia. Wszyscy tu pięknie kłamią albo mówią przerażającą prawdę – co w tej sytuacji jest gorsze?

Nie wiem, jak dużo słodyczy należałoby zjeść, aby pozbyć się tego wszechogarniającego uczucia miażdżącego smutku, który z taką perfekcją wykreował Lemire. Żeby tego dokonać, pewnie musielibyście przeobrazić się w ekstremalnych łasuchów, obawiam się jednak, że to zupełnie niemożliwe. Zatem „porzućcie wszelką nadzieję, wy, którzy tu wchodzicie”…

 

„Łasuch”, tom 1

Scenariusz i rysunek: Jeff Lemire

Egmont

2018

W imieniu redakcji dziękuję wydawnictwu EGMONT za egzemplarz recenzencki.

Galeria

  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura

Informacja o finansowaniu strony internetowej

Portal współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego

Dolne menu strony

Stopka strony

(c) menazeria.eu - wszelkie prawa zastrzeżone
do góry