Wszyscy chyba pamiętają wizję świata rządzonego przez roboty w „Terminatorze” czy ludzi śniących swoje życie i uprawianych przez maszyny w „Matriksie”. W obu tych obrazach niedobitki rodzaju ludzkiego działają w podziemiu i walczą o dawny „węglowy” świat. Lemire w „Descender” wychodzi z podobnej tradycji, ale bardzo szybko zatrzymuje się w połowie drogi, odwracając przy tym niektóre schematy. Po wielkiej galaktycznej czystce zaserwowanej przez przybyłe znikąd gigantyczne roboty, nazwane później Żniwiarzami, ludzkość nie staje przed ostatecznym rozwiązaniem, ale ma czas na reorganizację, a przede wszystkim na przemyślenie swojego miejsca we wszechświecie. Oczywiście wybiera najbardziej przewidywalne rozwiązanie, czyli eksterminację wszelkiego sztucznego „życia”, tracąc w tym całym zaślepieniu i niczym nieumotywowanej agresji nie tylko swoje człowieczeństwo, ale i zdolność rozróżniania dobra i zła.
Bo dobry nie jest tu chyba nikt, nie ma tu także wspólnych stron – skonfliktowane są ze sobą praktycznie wszystkie rasy dziewięciu Planet Rdzenia, które może tylko trochę mniej gardzą sobą nawzajem niż pozostałościami robotycznego społeczeństwa, nie wspominając już o cyborgach, czyli tych, co pomiędzy człowiekiem a maszyną. Lemire nie wybiera także tak prostego rozwiązania/złamania schematu, jak oddanie kaganka prawdy i słuszności androidom. Wśród przedstawicieli sztucznej formy próżno bowiem szukać pozytywnych cech czy mesjanistycznego działania typowego dla grup powstańczych. Wyjątkami są tu Wiertacz, który ma swój kodeks i zawsze broni „swoich” (nawet znienawidzonych ludzi), oraz główny bohater serii, który jest równie empatyczny i uczuciowy, co naiwny. Jednak bez tak indywidualnego rysu w tej różnorodnej i niezbyt przyjemnej mieszaninie ludzkich i nieludzkich typów nie byłoby wcale tej opowieści. Nie będzie też nadużyciem z mojej strony, jeśli napiszę, że Tim-21 na tym etapie historii jawi się jako mały mesjasz (kolejny znany trop), który ma wszelkie predyspozycje, żeby swoją dobrocią i cierpieniem zjednoczyć cały wszechświat. Potwierdzają to jego wizyjne sny, kluczowe odpowiedzi, które zawarte są w jego robocim DNA, zainteresowanie, jakie powszechnie wzbudza swoją osobą, czy też umiejętność zjednywania sobie innych. To z jednej strony wspierająca go i pomagająca mu grupa złożona z Doktora Quona, Telsy, Tullisa, Wiertacza i Zbója, z drugiej zaś król Gnish, bojówka androidów czy podążający jego śladem samotny złomiarz z tomu drugiego.
W „Descender” dzieje się naprawdę dużo, a scenarzysta z każdą nową sekwencją poszerza świat przedstawiony i zagęszcza fabułę, wprowadzając coraz to nowe postaci, ale i przy każdej sposobności rozwijając charakterologicznie pozostałe. Tom pierwszy kończy się spotkaniem głównego bohatera z jego nowszą wersją Timem-22, który szybko okazuje się zupełnym przeciwieństwem dobrego bota. W kolejnych scenach te różnice są pogłębiane – przede wszystkim w ich wypowiedziach, nadwyżce emocji z jednej strony i ich braku z drugiej, różnych zainteresowaniach i poglądach, aż do finałowej sceny tomu drugiego, poprzedzonej wcześniej zmianą koloru włosów Tima-22 na czerwony (co jest dosyć znamienne, biorąc pod uwagę jego charakter). Równie ciekawa i jeszcze bardziej złożona jest wspomniana wyżej postać rudowłosego złomiarza, który szuka głównego bohatera, jednak przed nikim nie odkrywa zamiarów, jakie ma wobec sztucznego chłopca. Duży potencjał ma także społeczność cyborgów zamieszkująca planetę Sampson – miejsce, w którym znajduje się największe z ludzkich miast i dom pierwszych kolonistów ze Starej Ziemi. Różnorodność i interesowność bohaterów, ich mało schematyczne działania i reakcje w sytuacjach bardziej lub mniej skrajnych powodują, że – mimo iż to cały czas gra na wytartych przez popkulturę rozwiązaniach – nie wiemy tak do końca, w którą stronę podąży opowieść i gdzie ostatecznie nas zostawi. Dzięki temu właśnie świat Lemire’a jest tak osobliwy.
Wyjątkowość tę można zauważyć także przy pobieżnym przejrzeniu komiksu – bowiem jak inaczej może być odbierana szkicowa, rozmyta, miejscami malarska i bardzo oniryczna kreska Nguyena w typowej historii science fiction o robotach, czyli kojarzącej się ze sterylnymi pomieszczeniami, szczegółowymi i precyzyjnymi projektami postaci czy wyrazistymi planami ogólnymi. Nguyen wygrywa jednak tym, że potrafi bardzo plastycznie oddać opisywany świat – nie tylko dosłownie. W jednej stylistyce naturalnie przechodzi od brzydoty do przeestetyzowanego obrazu, od brudu i bałaganu jednego miejsca do sterylności kolejnego. Wystarczy zestawić ze sobą choćby Doktora Quona i Telsę czy planetę Gnish i świat cyborgów z asteroidą, w której swoje centrum dowodzenia urządziły pozostałe „przy życiu” androidy. Porządek, chłód, pustka i funkcjonalność tego ostatniego jest prawie że namacalna. Bardzo dobrze wypadają w wykonaniu amerykańskiego rysownika również dopracowane detale sprzętu, ubioru czy konkretnego otoczenia. Warto przyjrzeć się i porównać, jak w różnorodnych sekwencjach (np. tych z nawiedzonej planety Phages) artysta kreatywnie korzysta ze swojego specyficznego stylu, tworząc w jednej spójnej koncepcji całkiem nowe jakości.
Lektura drugiego tomu „Descendera”, choć nie chwyta za gardło i nie drętwieją przy niej ręce, to i tak dostarcza wiele przyjemności. W spokojnym poznawaniu tego na pół bajkowego, na pół przerażającego świata, w towarzyszeniu jego niedoskonałym mieszkańcom, w niespodziankach rozwijających się starych i powstających nowych wątków, a także w pięknych i miejscami wizjonerskich ilustracjach Nguyena można się rzeczywiście rozsmakować. Tak docenione przeze mnie w „Blaszanych gwiazdach” emocjonalność pierwszego kontaktu i nowatorskość świata przedstawionego w „Mechanicznym księżycu” ustępują większej ekspozycji, rozwadze narracyjnej, ale i pomysłowości, z jaką Lemire prowadzi nas przez zarówno globalne, jak i znane tylko z jego twórczości schematy opowiadania, poszerzając przy tym znacznie perspektywę tej konkretnej historii.
„Descender: Mechaniczny księżyc”
Scenariusz: Jeff Lemire
Rysunek: Dustin Nguyen
Mucha Comics
2018
W imieniu redakcji dziękuję Wydawnictwu MUCHA COMICS za egzemplarz recenzencki.