Guy Delisle to jednym słowem bystrzacha. Podróżuje po świecie, bacznie go obserwuje, a następnie tworzy komiksowe historie, za które w dodatku zdobywa prestiżowe nominacje i nagrody. Był sobie raz na trzy miesiące w Chinach i tak powstał travelogue „Shenzhen”, później razem z żoną wyjechał do stolicy Korei Północnej, po czym narysował „Pyongyang” (Kultura Gniewu, 2013), kolejny wyjazd z rodziną do Myanmar zakończył się graficzną powieścią „Kroniki Birmańskie” (Kultura Gniewu, 2008), podobnie pobyt w Jerusalem zaowocował komiksem pod tytułem „Kroniki Jerozolimskie” (Kultura Gniewu, 2014). Zapiski z podróży, będące często efektem szoku kulturowego czy nieznajomości historii i sytuacji społeczno-politycznej danych krajów, spowite są charakterystycznymi dla Kanadyjczyka (pochodzi on z Quebec) spostrzegawczością, dystansem do samego siebie i poczuciem humoru. Ta ostatnia cecha, jak stwierdził w jednym z telewizyjnych wywiadów, jest najistotniejsza: jeżeli coś go śmieszy, jest warte opisania. Inną sprawą jest, że zazwyczaj to, co Delisle’a śmieszy, wynika z absurdów rzeczywistości zastanych w krajach różnych reżimów i dyktatur.
Pierwszą prób przedstawienia absurdów tego świata przez Delisle’a była niema, slapstickowa powieść graficzna „Alina i Albert”, a właściwie wydany w 1999 roku komiks „Aline et les autres” („Alina i inni”) i jej kontynuacja z 2006 „Albert et les autres” („Albert i inni”). Tytułowi bohater i bohaterka oraz pięćdziesiąt innych osób nie są powiązani ze sobą wspólną intrygą, romansem czy przygodą, chociaż tychże w komiksie nie zabraknie. Rysownik zdecydował się na ukazanie historii każdej postaci z osobna, które w połączeniu tworzą swoiste studium przypadku, a raczej przypadków. Tuż za uporządkowanym alfabetycznie spisem wszystkich imion wraz z portretem ich właścicieli oraz właścicielek na kolejnych kartach znajdują się przykłady ich kompleksów, zaburzeń, fantazji i żądz. I to zazwyczaj w niekontrolowanej formie. Realni ludzie (przynajmniej tak mogłoby się wydawać), stykając się z różnymi, zwyczajnymi (znowu mogłoby się wydawać) sytuacjami, ulegają metamorfozom niczym Dr. Jekyll i Mr. Hyde.
Wyjście do pracy czy wspólny obiad mogą okazać się tak samo katastrofalne w skutkach jak klęska żywiołowa. Ludzie w łatwy sposób ulegają rozczłonkowaniu lub – wręcz przeciwnie – zespoleniu dwu i więcej ciał, przeobrażają się (ale nie reinkarnują) w inną postać, a czasem zjadają. Seks i brutalność (osobno lub w połączeniu) też nie są nikomu obce. I choć to ten opis może brzmieć jak opis amerykańskiego horroru klasy B, to komiks Delisle’a nie jest ani sztampowy, ani kiczowaty i całkiem niestraszny. Rysownik postawił sobie za zadanie rozprawienie się z frapującymi tematami, jakimi są relacje międzyludzkie i uwikłanie człowieka w – często zbyt ciasne – normy społeczne. Do tego celu użył on ciekawego, a później w pewnym stopniu powtórzonego w komiksie „Louis na plaży” (Kultura Gniewu, 2009), zabiegu: zatarł granice między wyobraźnią a rzeczywistością. To, co metaforyczne, staje się dosłowne, to, co podświadome, realne, a mity i stereotypy zamieniają się w prawdę. Wszystko razem pokrętnie doprowadzone w kilku prostych kadrach do absurdu. A może to jednak jest horror, tyle że ze sporą dawką humoru?
Uciekając od kwestii treści i interpretacji, „Albert i Alina” w swojej rysunkowej formie nie przypomina jeszcze późniejszych chronologicznie travelogue’ów, ale kreska Delisle’a jest już rozpoznawalna. Porównując ją, chociażby do „Kronik Jerozolimskich” czy „Pyongpyang”, to postacie i sceneria wydają się bardziej ociosane, kanciaste, a czasem tylko delikatnie zarysowane. Wszystkie historie zostały „włożone” zarówno w jednakową liczbę kadrów na stronę (15), jak i jednakową liczbę wierszy (5), a w nich jednakową liczbę klatek (3). Kolorystyka zdecydowanie „wyblakła”, czyli dominuje szarość i sepia. Wszystko razem przynosi uzasadnione skojarzenia ze scenorysami obrazkowymi do filmów i animacji. W końcu zarówno z wykształcenia, jak i zawodowo Guy Delisle to animator i rysownik kreskówek. A skoro już o autorze, to w ramach ciekawostki mogę dodać, że w komiksie można odnaleźć wizerunek autora podobny do tego, który został przedstawiony w jego biograficznych dziełach. Niezależnie od tego, czy jest się fanem/fanką tworów Kanadyjczyka, czy nie, Alina i Albert powinien stać się pozycją obowiązkową w kategorii komediodramat. Tak, polecam.
„Albert i Alina”
Scenariusz i rysunki: Guy Delisle
Kultura Gniewu
2014
W imieniu redakcji dziękuję wydawnictwu KULTURA GNIEWU za egzemplarz recenzencki.