O powieści graficznej „Berlin. Miasto kamieni” wiedziałam tyle, że jest dziełem monumentalnym, pisanym i rysowanym dziesięć lat przez Jasona Lutesa. Wiedziałam również, że opowiada historię Niemiec po zakończeniu I Wojny Światowej. Czarno-białe, realistyczne kadry, tematyka historyczna, trudna powojenna rzeczywistość, ogarniająca i obezwładniająca życie bohaterów. Czy to wiele? Z pewnością. Jednak wciąż za mało, aby powiedzieć, o czym właściwie jest komiks Lutesa.
Akcja rozgrywa się między rokiem 1928 a 1929 w tytułowym Berlinie. W tym czasie do głosu dochodzą dwie ścierające się ze sobą frakcje – komunistyczna i socjalistyczna. Rzeczywistość znana mieszkańcom Berlina wisi na cienkim włosku, który niebawem może się zerwać. Czy tak się dzieje? Tego dowiadujemy się już z samej historii. W wirze politycznych zawirowań i przemian spotykamy wiele postaci, z których najważniejszymi są: Marthe Müller – młoda, aspirująca studentka malarstwa, Kurt Severing – apolityczny dziennikarz, starający się obiektywnie przedstawić rzeczywistość, i Gudrun – porzucona matka, samotnie stawiająca czoła biedzie i nadchodzącej rewolucji. Przywołane postaci poznajemy w konkretnym momencie ich życia, towarzyszymy im w codzienności naznaczonej politycznymi napięciami wkraczającymi w ich życie bez zgody i wyboru. Ideologia nie pyta, ona wchodzi albo wywala drzwi kopniakiem. Tak też dzieje się z głównymi bohaterami komiksu, których losy wpisane są we wrzący powojenny Berlin – w końcu nie można żyć spokojnie, gdy tuż za oknem padają strzały. A oni – Marthe, Kurt, Gudrun i inni, niekiedy bezimienni bohaterowie, przypadkowi mieszkańcy Niemiec, urodzeni w czasie, który nie był czasem dla ludzi, a przeciw ludziom – muszą stawić czoła przemianom i sobie samym.
W „Berlinie” na tych samych kartach spotkamy postaci fikcyjne i historyczne. Zderzamy się z wątkami wymyślonymi i zapożyczonymi z przeszłości. Komuś, kto płynnie porusza się w dziejach Republiki Weimarskiej, posiadana wiedza na pewno ułatwi odbiór i interpretację komiksu. Jednak bez niej, bez jej bagażu dzieło Lutesa wciąż będzie dostępne przeciętnemu czytelnikowi, zachęcając go do przestudiowania kart komiksu.
„Berlin. Miasto kamieni” to komiks wielopoziomowy. Niekiedy można zagubić się w jego dwukolorowym świecie, zniknąć razem z bohaterami w plątaninie ludzi i ulic. Jednak pomimo tej zawiłości wątków, postaci i faktów każdy czytelnik jednoznacznie odczyta przesłanie proponowane przez autora. W warstwie interpretacyjnej jest to bowiem opowieść o jednostce, o everymanie, który wplątany w sieć relacji człowiek–społeczeństwo, państwo–polityka, władza–terror skazany jest na funkcjonowanie w świecie, którego sam nie wybrał, a który drastycznie domaga się ofiary, niewinnego mięsa zaspokajającego żądzę krwi. Kogo? To zależy od strony, po której się stoi.
„Berlin. Miasto kamieni”
Scenariusz i rysunek: Jason Lutes
Kultura Gniewu
2018 (wydanie drugie)
W imieniu redakcji dziękuję wydawnictwu KULTURA GNIEWU za egzemplarz recenzencki.