Okładka wydania zbiorczego „Kenii” nie pozostawia złudzeń co do treści komiksu. Dinozaury i inne, dawno już wymarłe, gatunki zwierząt pojawiły się na terenie afrykańskiego państwa. Jakby tego było mało, w pobliżu widziano niezidentyfikowane obiekty latające. Co łączy oba wydarzenia? Sprawa interesuje wszystkie mocarstwa grające pierwsze skrzypce na arenie międzynarodowej pod koniec lat 40., rozpoczyna się wyścig wywiadów, w którym prym wiodą służby brytyjskie i radzieckie. Punktem wyjściowym historii jest zagadkowe zaginięcie uczestników safari, wśród których znajdował się sławny amerykański pisarz John Remington. Równolegle śledzimy dochodzenie w sprawie tajemniczych wydarzeń rozgrywających się w cieniu Kilimandżaro, podszywającej się pod nauczycielkę, a w rzeczywistości pracującej dla MI5, Katherine „Kathy” Austin, stawiającej czoła nie tylko dziwnym zjawiskom, ale także otaczającym ją wrogim agentom. I choć cała polityczna otoczka, w tym wątki szpiegowskie, mają duże znaczenie dla fabuły komiksu Leo i Rodolphe’a, to przede wszystkim jest to znakomicie poprowadzona opowieść przygodowa z dużą dawką elementów fantastyczno-naukowych i szczyptą nieocenionego melodramatu. Dzieje się w „Kenii” dużo, ale zamiast efekciarskich zagrań i tanich rozwiązań fabularnych autorzy stawiają na powolne kreowanie atmosfery, stopniowe odkrywanie tajemnicy i prawdziwych zamiarów odpowiedzialnych za całe zamieszanie sprawców. Sukcesywnie budują napięcie szczególnie nasilające się w scenach, co naturalne, zagrożenia dla życia bohaterów. Na czele z rewelacyjną sekwencją ataku na obóz członków safari, wykorzystującą cały sztafaż horroru. Ciarki na plecach gwarantowane.
Nie tylko atmosfera, ale i bohaterowie są mocną stroną „Kenii”. Oczywiście jest to konglomerat dobrze znanych nam archetypów (jak choćby: przystojny, przenikliwy pilot Hanh Grabble, ekscentryczny hrabia Valentino Di Brogile, piękna, naiwna i bezradna dama w opałach – Judith Foster czy sięgający wzrokiem dalej niż sowiecka doktryna Vladimir Irmanius) dobrany tak, aby prezentował całe spektrum postaw i zachowań typowych dla ludzkiego gatunku, co niezaprzeczalnie wpływa na koloryt opowieści. Targani namiętnościami, słabościami, małostkami… Wiele negatywnego znajdziemy w bohaterach „Kenii”, ale to właśnie czyni ich ludzkimi, prawdziwymi i zajmującymi. Na czele z Johnem Remingtonem, alkoholikiem, kobieciarzem, furiatem goniącym za sławą, nieliczącym z nikim i niczym. W zderzeniu z silnym charakterem Austin, inteligentnej, zaradnej, pięknej i odpornej na męskie wdzięki, jeszcze bardziej uwydatniają się jego paskudne cechy, a zarazem pod wpływem jej nieprzeciętnej, mocnej osobowości jest w stanie przejść pewien rodzaj wewnętrznej przemiany… Wzajemna niechęć i fascynacja przeradzają się w zalążek uczucia, umiejętnie podsycany przez autorów poprzez szereg niedopowiedzeń, półuśmiechów, niewypowiedzianych słów, dwuznacznych spojrzeń…
Negatywny obraz ludzkości niezważającej na konsekwencje swoich działań (bezrefleksyjne wybijanie kolejnych gatunków zwierząt, straceńcza chęć poznania), dążącej za wszelką cenę do celu, kontrastuje ze wspaniałymi, jeszcze, dziewiczymi krajobrazami Kenii, tak spokojnymi i kojącymi duszę. Leo za sprawą swojej „czystej kreski” oddaje całe piękno afrykańskiego kraju. Obowiązkowo z widokiem na Kilimandżaro czy wcale nie takim oczywistym spojrzeniem na dno Jeziora Wiktorii. Naturalnie najwięcej miejsca poświęca sawannie, na której rozgrywają się najdramatyczniejsze wydarzenia, często prezentowanej z lotu ptaka, czy za pomocą panoramicznych ujęć, uwypuklając tym samym jej atrakcyjność, a także potęgując dynamikę samej opowieści. Ważny jest tu każdy szczegół i nie ma znaczenia, czy akcja rozgrywa się w plenerze, czy w zamkniętych przestrzeniach. Architektura miast (Mombasa, Londyn, Waszyngton) zachwyca dbałością o szczegóły. Wnętrza oddane są z niebywałą drobiazgowością i z fantastyczną różnorodnością wystroju. Na twarzach zmęczonych upałem bohaterów ociekających potem pojawia się szereg łatwo dających się odczytać emocji. Równie mocną stroną są kolory Scarlett Smulkowski, doskonale oddające atmosferę poszczególnych partii historii. Wydobywające na wierzch niepowtarzalną malarskość Kenii i jej nastrojowość. Wizualna strona tego przedsięwzięcia sprawia ogromne wrażenie.
Można czytać „Kenię” na dwa sposoby – zatracić się w samej historii, pochłaniając ją strona po stronie, albo pokonując kolejne jej warstwy w celu poszukiwania wskazówek i tropów prowadzących do szeregu dzieł, z których inspiracje czerpali autorzy. I nie ma znaczenia, jaką metodę wybierzecie najpierw, bo na pewno wrócicie do lektury ponownie. Pełna już nieco zapomnianego romantyzmu opowieść o niezmiennej naturze ludzkiej, z mocnym humanitarnym wydźwiękiem, czerpiąca garściami z literatury, komiksu i kina, oddająca hołd kulturze minionego wieku pasjonującej się zjawiskami nadprzyrodzonymi i odkrywaniem jeszcze nieodkrytego, pochłonie was bez reszty.
„Kenia”
Scenariusz: Rodolphe, Leo
Rysunek: Leo
Egmont
2018
W imieniu redakcji dziękuję wydawnictwu EGMONT za egzemplarz recenzencki.