Wyszukiwanie

:

Treść strony

Esej recenzencki

Piekło to my

Autor tekstu: Szymon Gumienik
04.06.2018

Kiedy Wydawnictwo Komiksowe zapowiedziało nowy album Gosi Kulik o tytule jednoznacznie odsyłającym do piosenki The Pixies i okładce przywodzącej na myśl surrealistów, spodziewałem się przede wszystkim mocno absurdalnej, totalnie wykrzywionej i zahaczającej o purnonsens historii. Tymczasem, choć z absurdu rzeczywiście wyrasta i trzyma się go kurczowo do samego końca, jest przede wszystkim do bólu okrutna, trafnie szydercza, ciężka i dołująca, wyciskająca do granic cały ten materialny i mentalny polski syf. To oglądany z naszego okna mikroświat, słyszane zza ściany życie sąsiadów, na wskroś smutne i przesiąknięte dobrze nam znanym narodowym, swojskim fatalizmem. Ukazująca się pod szyldem Nowego Komiksu Polskiego „Ta małpa poszła do nieba” nie tylko przedstawia ważny wyimek naszej, mającej jeszcze dużo do przepracowania rzeczywistości, ale i potwierdza coraz lepszą kondycję rodzimego rynku komiksowego.

Komiks Gosi Kulik to z jednej strony społeczna satyra, a z drugiej bardzo kameralny dramat rodzinny – Janek i Krysia tracą w wypadku ukochaną córeczkę, a zaraz potem kontrolę nad małżeństwem oraz całym swoim życiem. Co więcej, są z tym zupełnie sami. Ludzie im nie współczują, bardziej za to szkalują i wyzywają od bezbożników. Dlaczego? Z prostej przyczyny – Małpgosia była małpką ocaloną z ZOO, dla której miejsca w osiedlowym społeczeństwie być nie mogło. To jednak tylko początek, pretekst, punkt wyjścia do opowieści bardziej uniwersalnej, opowiedzenia szerzej – o nietolerancji, ludzkiej zawiści, pielęgnowanych przez wieki stereotypach, dotkliwej i patroszącej człowieka stracie, zdeptanej (jak zebrane wcześniej przez Janka grzyby) miłości oraz najokrutniejszej z nich – zdradzie. U Kulik ta ostatnia występuje nawet w dwu, a nawet trzech wymiarach. On na początku próbuje jeszcze to wszystko jakoś poukładać, ona popada w depresję, tracąc przy tym zupełny kontakt z otoczeniem i swoim mężem. On zaczyna więc powoli szukać życia gdzie indziej, ona z kolei na chwilę się budzi, ale jeszcze bardziej nie może darować sobie niedawnej tragedii. Kulik na kilkudziesięciu stronach pokazuje wzorcowy wręcz przykład rozpadu rodziny, trochę schematycznie zagrany i przy wykorzystaniu łatwych do przewidzenia trików, ale i tak wyciskający zarówno z bohaterów, jak i czytelników całe – wydawałoby się skrywane dotychczas – pokłady emocji. I robi to tylko po to, by na koniec pozostawić wszystkich w wielkiej pustce i przyznać, że „piekło to my”.

To, co odczuwamy podczas lektury, co wyciągamy niechętnie z treści, objawia się jeszcze mocniej w warstwie graficznej, która poprzez przeładowanie groteską, turpizmem i tą trudną do zdefiniowania „polskością” zupełnie dominuje odbiór historii. Brzydota wylewa się wręcz litrami z fizjonomii bohaterów, ich fizjologii (nawet scena cielesnej bliskości jest naturalistyczna), ale też mijanego lub uczestniczącego w ich życiu otoczenia. Kulik nie dba też o proporcje i perspektywę, jednak biorąc pod uwagę jej niedbałą, chaotyczną, choć bardzo sugestywną i hipnotyzującą kreskę, błędy te jedynie podbijają i syntetyzują odrealniony, odczłowieczony, a w rzeczywistości tak bardzo realny, wręcz namacalny świat. Jest w nim tyle samo niepokoju, co zachwytu, ale i zaskoczenia, że tak naturalnie można było je zespolić. Dużą rolę odgrywają w tym barwy – w większości pastelowe, stonowane i neutralne, miejscami jednak bardzo mocno podrasowane i idealnie oddające nastrój danej sceny czy emocje postaci (np. przez zamazanie ich twarzy czerwoną plamą symbolizującą wzburzenie czy gniew). Świetnie sprawdza się tu także kontrastowy podział zazwyczaj czterech kadrów na stronie, co daje wrażenie bardziej zbioru autorskich pocztówek niż tradycyjnego komiksu. W tym kontekście wyróżniają się przede wszystkim pojedyncze graficzne symbole odnoszące się do tak typowych zjawisk i odczuć, jak: przemoc, złość, smutek czy bezradność. Przez ten prosty zabieg autorka jeszcze bardziej podbija emocjonalność przekazu, a jej świadomość kadru i umiejętność wybicia konkretnego obrazu wyciąga dodatkowo z nas podwójne, antagonistyczne i bardzo gwałtowne przeżywanie.

Ten album to przede wszystkim forma – widowiskowa, zbudowana na wizualnym dualizmie, sprawiającym, że jest przerażający i piękny zarazem, że tak naturalnie splata bezlitosny realizm dnia codziennego z absurdem, sennymi anomaliami i raz poetycką, raz naturalistyczną metaforą. W zasadzie sama grafika, czy raczej opowiadanie obrazami, w tym wypadku by wystarczyło, jednak oddać trzeba, że „Ta małpa poszła do nieba” to także temat, bez którego byłby to zupełnie inny komiks, nie wspominając o jego uniwersalnych treściach czy bardziej lub mniej dosłownych cytatach i odniesieniach (np. przywołany już The Pixies, unoszący się nad całością duch Papcia Chmiela czy biblijna retoryka w jednej z sekwencji), które w jakimś stopniu tworzą ogólniejszy kontekst dla tej, bądź co bądź, osobliwej historii. Podobnie jak znajome nam obrazy dnia codziennego i najróżniejszego ciężaru bon moty, wyłuskane przez autorkę ze społecznej tkanki Polski i z wyczuciem włożone między kadry opowieści właściwej. Wyśmienity, uwierający i w pewnym sensie oczyszczający komiks, pozostawiający czytelnika w pomieszaniu między dogłębnym smutkiem a estetycznym zachwytem. Kto spróbuje?

 

„Ta małpa poszła do nieba”

Scenariusz i rysunek: Gosia Kulik

Wydawnictwo Komiksowe

2018

W imieniu redakcji dziękuję WYDAWNICTWU KOMIKSOWEMU za egzemplarz recenzencki.

Informacja o finansowaniu strony internetowej

Portal współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego

Dolne menu strony

Stopka strony

(c) menazeria.eu - wszelkie prawa zastrzeżone
do góry