Wyszukiwanie

:

Treść strony

Esej recenzencki

Dokąd sięga czwarta władza

Autor tekstu: Dawid Śmigielski
04.06.2018

Pani detektyw i ekssuperbohaterka powraca w kontynuacji rewelacyjnej serii „Alias”. W „Pulsie” Brian Michael Bendis przedstawia kolejne oblicza Jessiki Jones, która przygotowuje się do ról matki, żony i etatowej pracownicy… „Daily Bugle”! Jej praca dla nowojorskiego tabloidu Jonaha Jamesona jest punktem wyjściowym tej historii. „Puls” to weekendowy dodatek Bugle’a poświęcony superbohaterom (na jego łamach herosi mają być ukazywani w korzystniejszym świetle), który ma uratować gazetę przed upadkiem. Jessica Jones ma dostarczyć tematy, a reporter Ben Urich zrobić z nich artykuły. Na papierze wszystko wygląda pięknie, ale rzeczywistość nie jest już taka różowa. Ponowne zderzenie dwóch silnych charakterów Jessiki i Jonaha niesie ze sobą możliwe do przewidzenia konsekwencje. Interesujący pomysł Bendisa ukazujący redakcję Bugle’a od podszewki w miarę rozwoju akcji dość mocno rozmywa się. Co prawda między kolejnymi stronami ciągle przewija się motyw poszukiwania superbohaterskiego tematu, ale sama Jessica rozczarowana redakcyjną działalnością, a konkretnie jej opieszałością, tchórzostwem i hipokryzją Jamesona, walcząca z hormonalną burzą, jest raczej gotowa urwać mu łeb niż dostarczyć sensacyjny temat.

Bendis ponownie kieruje swoje zainteresowanie ku przyziemnej stronie uniwersum Marvela. Ludzi i instytucje wplątuje w barwny świat superbohaterów. Naturalnie kontynuuje pewne poruszane problemy w „Alias”, czy to o zapomnianych samozwańczych stróżach prawa, którzy dni chwały mają już za sobą (fenomenalny wątek poświęcony D-Manowi, mieszkającemu w kanałach byłemu Avengerowi z zaburzeniami psychicznymi), czy zderzając swoje postaci z wielką polityką i spiskami międzynarodowymi (tutaj akurat przyda się czytelnikom znajomość innego komiksu Bendisa – „Tajnej Wojny” [Mucha Comics 2010, Hachette 2013] opowiadającej o nielegalnej samozwańczej misji Nicka Fury’ego, która wplątała wielu superbohaterów w poważne kłopoty, w tym Luke’a Cage’a – ojca dziecka Jessiki i jej przyszłego męża). Poza tym na łamach całego tomu przewija się multum postaci (m.in. Green Goblin, Vulture, Spider-Man, Owl, Iron Fist, Wolverine) i motywów (chociażby sprawa ujawnienia tożsamości Daredevila, która wraca jak bumerang w redakcji Bugle’a ). Jak widać, Bendis silnie osadził akcję „Pulsu” w marvelowskim wszechświecie, którego w owych czasach był jednym z głównych kreatorów. Nie można nie docenić jego umiejętności w tworzeniu spójnego uniwersum, wykorzystywania znanych i tych zapomnianych bohaterów jako tła opowieści, ale w całym tym marvelowskim uporządkowanym chaosie główna protagonistka traci na znaczeniu, a co gorsze, przez większość historii jest po prostu nijaka. I jej ciąża w żadnym wypadku nie usprawiedliwia tego stanu.

Sytuacja wraca do normy w zeszytach 11-14, które można uznać za pełnoprawny fragment opowieści snutej na łamach „Alias”. Dopiero tutaj Bendis popisuje się umiejętnością tworzenia nieprzeciętnych historii zgłębiających psychikę bohaterów. Stawia herosów w niecodziennych dla nich sytuacjach, obdzierając z mitu wszystkowiedzących i niepowstrzymanych bogów wyobraźni. Potrafi opowiadać o prozie życia codziennego w niebanalny sposób. Chociażby przez konfrontowanie świata supermocy i kolorowych kostiumów ze szpitalnym chaosem i absurdalnymi przepisami. Superbohaterowie są ludźmi - przypomina ponownie. W walce z kosmicznym zagrożeniem są niezastąpieni, zderzając się jednak z systemem służby zdrowia, stają się zupełnie bezradni. Przy tym Bendis w żadnym wypadku nie pozbawia ich zdrowej dawki patosu. Scena, w której Avengers pojawiają się w szpitalu, aby zabrać ze sobą rodzącą Jessicę, jest właśnie tą kwintesencją bohaterstwa, której chcemy doświadczać na własnej skórze. Pozwala nam wierzyć, że ludzka egzystencja nie jest skazana na zapomnienie choćby z powodu braku ubezpieczenia medycznego. Dopóki puls jest wyczuwalny, dopóty wszystko możliwe.

Nie bez przypadku za rysunki najlepszego fragmentu tego wydania zbiorczego odpowiedzialny jest Michael Gaydos, współtworzący z Bendisem „Alias”. W dużej mierze dzięki niemu Jessica odzyskuje zadziorny charakter i zblazowany wyraz twarzy, a historia przybiera intymniejszy wydźwięk. Tym jednak razem Gaydos stawia na klasyczne kadrowanie. Tak jakby chciał przeprowadzić bohaterkę przez poród w możliwie najspokojniejszy sposób. Przy tym serwuje pełen wachlarz niewypowiedzianych emocji, by w kulminacyjnym momencie obdarzyć Jessicę tym ledwo zauważalnym uśmiechem i radością. W jego wykonaniu Jessica to kobieta z krwi i kości, prawdziwa, szczera i piękna. W przeciwieństwie do wizerunku, jaki zaserwował jej Mark Bagley odpowiedzialny za zeszyty 1-5. Już na pierwszym kadrze, w którym się pojawia, wygląda, jakby była martwa (nie mam pojęcia, jaki stan ducha chciał oddać rysownik). Niestety zwiastuje to sporą dawkę tandety w jego wykonaniu. Rysunki są koszmarne w porównaniu do tego, co prezentował swoimi pracami w latach 90. na łamach „The Amazing Spider-Man”, czy nieco później w serii „Ultimate Spider-Man”. Problemy z anatomią. Twarze jak po nieudanych operacjach plastycznych. Czasem zastanawiałem się, czy na dwóch różnych kadrach mam do czynienia z tą samą postacią. Przy tym trzeba zaznaczyć, że w żaden sposób nie pomaga mu inker Scott Hanna. Tylko za sprawą scen przedstawiających pojedynki niesamowitego Spider-Mana widać, że Bagley nie do końca wyszedł z formy. Łącznikiem między stylami obu rysowników są Brent Anderson (6-7) i Michael Lark (8-9), którzy prezentują się znacznie lepiej od Bagleya, a wizualnie bliżej im do prac Gaydosa, szczególnie temu drugiemu.

Brakuje konsekwencji w prowadzeniu narracji i wizualnej spójności „Pulsowi”. Bendis rozpędza się z zeszytu na zeszyt, ale jego dialogi nie mają już takiej siły. Powtarzane jak mantra pytanie – „Jessico, co z dzieckiem?” irytuje. Wątki nie są też tak misternie poprowadzone jak w „Alias”. Śledztwo w sprawie Green Goblina rozwiązuje się praktycznie samo. Za to rozterki i praktyki dziennikarskie Jamesona wypadają przekonywująco i pogłębiają jego zgrany portret psychologiczny. Gdzieś na pierwszy plan przebija się poważne rozważanie na temat siły mediów i ich odpowiedzialności za bezpieczeństwo obywateli skonfrontowane ze zwykłą pogonią za sensacją. Szkoda, że „Puls” nie był w całości utrzymany w tym tonie. Do pewnego momentu to sprawnie zrealizowane czytadło, któremu po prostu brakuje pazura. Od zeszytu 11. wszystko się zmienia. Bendis i Gaydos znakomicie przeplatają wątki dziennikarskiego śledztwa Uricha w sprawie D-Mana i pełnego problemów natury formalnej porodu Jessiki, który rozpala nowojorskie media, udowadniając swoje znakomite czucie postaci. I właśnie dla tej dawki geniuszu koniecznie trzeba przeczytać „Puls”. To tutaj rodzi się życie.

 

„Jessica Jones: Puls”

Scenariusz: Brian Michael Bendis

Rysunek: Mark Bagley, Brent Anderson, Michael Lark, Michael Gaydos, Olivier Coipel

Mucha Comics

2018

W imieniu redakcji dziękuję wydawnictwu MUCHA COMICS za egzemplarz recenzencki.

Informacja o finansowaniu strony internetowej

Portal współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego

Dolne menu strony

Stopka strony

(c) menazeria.eu - wszelkie prawa zastrzeżone
do góry