Maszerując za Guy Delislem po Pjongjangu, mimowolnie stajemy się świadkami czegoś niepojętego. Absurdalnego do tego stopnia, że już po kilku stronach przechodzimy nad tym do porządku dziennego. Nie mamy innego wyjścia. W końcu Delisle to wytrawny dokumentalista i wspaniały gawędziarz (w swojej komiksowej odsłonie). Niepowtarzalne poczucie humoru Kanadyjczyka komponuje się idealnie z panoramą stolicy Korei Północnej. Mamy wrażenie obcowania z największym cyrkiem świata, wokół którego rozgrywa się niekończący nuklearny kabaret, czyli nic śmiesznego… Tylko trudno nie śmiać się z tej wiecznie zdziwionej, zaskoczonej czy zrezygnowanej miny Delisle’a mierzącego się z trudnościami dnia powszedniego w Pjongjangu, począwszy od pracy, a na odpoczynku skończywszy. Oczywiście i ten wycinek z jego życia został odtworzony za pomocą kartonowego stylu, gdzie wszystko jest umowne i nad wyraz czytelne – jedna kreska na twarzy bohatera mówi nam wszystko. Stylu, za pomocą którego w zadziwiająco udany sposób można przedstawić całą grozę sterylnego miasta zombie ze wszystkimi dziwacznymi/groteskowymi budowlami i „ochotnikami” zamiatającymi miotłami autostradę prowadzącą do „wspaniałego” Pałacu Przyjaźni.
Komunistyczna Korea Delisle’a nie odbiega od ogólnego znanego nam medialnego przekazu (Kim-propaganda-bieda-propaganda-Kim), ale ma ona w sobie ten osobisty, niepowtarzalny pierwiastek. Punkt widzenia animatora, twórcy komiksów i człowieka z Zachodu zderzającego się z zamkniętym na cztery spusty innym światem rządzącym się prostym prawem: Kim to Korea Północna, Korea Północna to Kim. I ta konfrontacja nadal jest szokująca. Z góry wiadomo, co jest dozwolone, a co nie. Dlaczego w hotelowej restauracji pojawiają się melony na śniadanie i z jakiego powodu włączono prąd. No i, co najważniejsze dla tej nieśmiertelnej dyktatury, jak rozpoznać zdrajcę narodu. Można by napisać, że Delisle bawi, ucząc, uczy, bawiąc, ale byłoby to chyba zbyt okrutne. Z drugiej jednak strony skupiony przede wszystkim na życiu codziennym w Pjongjangu, a nie tylko na medialnej polityce, przekazuje nam szczegóły, anegdoty, sytuacje tyleż zabawne, co bolesne. Jego niekończąca się ciekawość wrzuca go w sam środek najdziwniejszych dla obcokrajowca, a najnormalniejszych dla Koreańczyka z Północy zdarzeń. Dzięki bystrej obserwacji z pozoru nic nieznaczących zachowań społecznych uchwycił więcej, niż byśmy mogli oczekiwać od jakiegokolwiek innego dzieła.
Zainteresowanie wszystkim wokół staje się dużym problemem dla niespuszczających go z oczu tłumacza i przewodnika. Zwykły spacer, choćby na dworzec kolejowy, okazuje się nie lada wyzwaniem logistycznym. Ale możliwość obcowania ze swoimi koreańskimi opiekunami daje mu niepowtarzalną sposobność wejrzenia w duszę narodu. Ujrzeć ich pijących, palących czy odpoczywających z dala od oczu wielkiego brata – to widok jedyny w swoim rodzaju. Oczywiście musi też walczyć sam ze sobą, aby nie wplątać się w bezcelowe dyskusje o ładzie i porządku świata – każdą przegrałby z kretesem (Kim jest ponad wszystkimi argumentami). Zamiast tego obraca wszystko w żart. I to taki, który potrafi dokuczyć Koreańczykom. Na ile jest to rzeczywiste obrażenie uczuć zwolenników systemu, a na ile wpojone zachowanie? Tego pewnie nie dowiemy się nigdy.
Mimo, wydawałoby się, wdzięcznego, nośnego i silnie medialnego tematu Delisle miał nie lada wyzwanie przed sobą. Łatwo było popaść w banał, opowiadając o jednym z najstraszniejszych reżimów świata. Nic z tych rzeczy. Delisle po mistrzowsku poradził sobie z Kimem, tworząc dzieło błyskotliwe, zapadające w pamięć i piekielnie zabawne – nawet jeżeli jest to śmiech przez łzy. „Pjongjang” to kanon komiksu, opowieść, która się nie starzeje i jeżeli jeszcze tego nie zrobiła, to na pewno z czasem wryje się w świadomość czytelników niczym napisy w zboczach gór Korei Północnej sławiące jej wielkiego wodza ojca założyciela.
„Pjongjang”
Scenariusz i rysunek: Guy Delisle
Kultura Gniewu
2018 (wydanie III poprawione)
W imieniu redakcji dziękuję wydawnictwu KULTURA GNIEWU za egzemplarz recenzencki.