Drugi tom przygód pięknych Rat Queens jest dokładnie tym, czego można oczekiwać od sprawnie napisanego i narysowanego komiksu. Wiebe i Upchurch, wspomagani przez Stjepana Šejicia, zdecydowanie zwiększają intensywność rozgrywających się wydarzeń – jest brutalniej, dramatyczniej i o wiele bardziej niestosowniej. Pierwszy tom pełnił funkcję zapoznawczą z bohaterkami oraz światem, w którym się obracają. I o ile był utrzymany mocno w tonie pop, to „dwójka” rozgrywa się w rytmie prawdziwego rock and rolla. Tym razem dziewczyny muszą stanąć na głowie, by powstrzymać zagrażające Palisadzie niebezpieczeństwo. Jednak to nie silnie naładowane akcją fragmenty „Dalekosiężnych macek N’Rygotha” skupiają na sobie największą uwagę. Wiebe zaczyna obnażać bohaterki. Tak, wiem, o czym myślicie… To też się zdarza, ale ważniejsza od sfery cielesnej jest sfera umysłowa. Bowiem z Hannah, Dee, Violet i Betty zrzucona zostaje zasłona zatwardziałych heroin niestroniących od przemocy. Powoli poznajemy wydarzenia z przeszłości, które ukształtowały dziewczyny takimi, jakie je teraz widzimy. Tym samym wizerunek beztroskich seksownych wojowniczek ustępuje miejsca zagubionym w świecie istotom, które pragną spełniać swoje marzenia i żyć według swoich zasad, nie bojąc się przy tym wykluczenia społecznego.
Zbliżająca się zagłada Palisady z macek stworów „wezwanych z otchłani” jest doskonałym polem do zaprezentowania lęków bohaterek i scementowania i tak już silnych relacji między nimi. Mimo że autorzy nie tworzą klasycznego fantasy, to świadomie czerpią pełnymi garściami ze znanych motywów. Bawią się i kreują. Potrafią zatrzymać akcję w najdramatyczniejszym momencie, by zakochani bohaterowie mogli pocałować się namiętnie przed (być może) zbliżającą się śmiercią, a zaraz potem skontrować romantyczne uniesienie niewybrednym żartem. Właśnie z powodu miłości zrodziło się całe to zamieszanie. Miłości dotkniętej tragedią straty. Uczucie, które zamieniło się w obsesyjną chęć zemsty, słuszną czy nie, prowadzącą do spaczenia pewnych osądów. Demolującą wszystko, co spotka na swojej drodze, nie zważającą na niewinne istoty, a raczej na te niemające z nią nic wspólnego. W końcu wszyscy jesteśmy winni, i nawet jeżeli ludzie się zmieniają, to – jak słusznie zauważył główny adwersarz tej historii – „gdy przyjdzie co do czego, człowiek musi zapłacić za swoje zbrodnie”. Co ciekawe, zemsta przyjmuje tu przewrotną formę. Nie jest celem sama w sobie, a jedynie środkiem do celu. I w tym przypadku nie można odmówić jej świętego prawa do realizacji.
Wiebe daje każdej z bohaterek swoje pięć minut. Przy tym świetnie balansuje między ich zróżnicowanymi charakterami, budując kolejne humorystyczne fragmenty opowieści – w dużej mierze oparte na nieprzyzwoitości, bezwstydności i pikantności. Na szczęście są to kobiety, które wiedzą, jak być wulgarne, aby zdobyć zainteresowanie czytelnika (co wcale nie jest takie łatwe – nie każda przedstawicielka płci pięknej potrafi inteligentnie przeklinać i pić z urokiem, prawda?). Dialogi są ostre jak brzytwa, a riposty cięte i bolesne. Strona wizualna również nie należy do landrynkowej. Krwawa rozgrywka utrzymana jest w szaleńczym tempie. Z jednej strony efekciarska, z drugiej obrzydliwa. Wyrafinowana, zimna i szaleńcza, doprawiona nutką kanibalistycznego komizmu. Dzięki podobieństwu kreski Upchurcha i Šejicia szata graficzna utrzymana jest w jednakowej stylistyce. Przyjemna dla oka, dynamiczna, czytelna, z ciekawymi planami i ze znakomicie zaprezentowaną paletą emocji malujących się na twarzach postaci biorących czynny udział w tym radosnym komiksowym przedsięwzięciu. Radosnym, bo to rozrywka najprzyjemniejszego sortu.
Drogie panie, miałyście moją ciekawość, teraz macie moją uwagę.
„Rat Queens: Dalekosiężne macki N’Rygotha”
Scenariusz: Kurtis J. Wiebe
Rysunek: Roc Upchurch, Stjepan Šejić
Non Stop Comics
2018