Wyszukiwanie

:

Treść strony

Esej recenzencki

Konteksty bohaterstwa

Autor tekstu: Szymon Gumienik
20.01.2018

Jak widać, nie tylko Alan Moore potrafi z powodzeniem dekonstruować superbohaterskie światy. Mark Millar już we wcześniejszym „Kick-Ass” postawił wysoko poprzeczkę, proponując bezkompromisową i brutalną opowieść o bohaterach bez przedrostka „super-”, którzy nie tylko negatywnie i czynnie odpowiadają na pytanie: „czy brak mocy jest równoznaczny z brakiem odpowiedzialności”, ale z niebywałą wręcz niezłomnością przyjmują na klatę wszystkie konsekwencje z tym związane. „Jupiter’s Legacy” jest jakby jego rewersem, zupełnym przeciwieństwem idei zawartej w opowieści o chłopaku w zielonym stroju płetwonurka – nie tyle bowiem pełno w nim superludzi i superdokonań, ile odmalowana jest tu cała paleta niejednoznacznych moralnie wątków, gdzie dobro i zło stopniowane są w zależności od kontekstu, w jakim akurat występują, gdzie superbohaterowie przechodzą na ciemną stronę mocy, gdzie rodzinne waśnie mają wpływ na losy całej ludzkości i gdzie kompulsywny altruizm nie jest zaletą, ale słabym punktem.

Millar rozpoczyna swoją opowieść jak typowe kino nowej przygody – jest rok 1932, Stany Zjednoczone Ameryki pochłania kryzys i widmo nadchodzącego upadku. Grupa bohaterów próbuje dostać się na wyspę, która nie widnieje na żadnej mapie i która ujawnia się jedynie w snach ludzi na to zasługujących, obiecując przy tym remedium na wszelkie zło świata. Sheldon Samson, którego nachodzą wizje tajemniczej wyspy, postanawia zebrać zespół zaufanych osób i powziąć wszelkie środki, stawiając na szali nawet życie, aby dotrzeć do swojej „ziemi obiecanej” i powstrzymać świat przed upadkiem. Gdy na horyzoncie pojawiają się widziane w snach wzgórza, autor zawiesza wątek i szybko zmienia ekspozycję, by piękne ideały ludzi z początku XX wieku skonfrontować z konsumpcyjnym i niezbyt altruistycznym pokoleniem dorastającym już w nowym milenium. Jednak to nie wszystko, bo dzięki kolejnemu szybkiemu przejściu i dość specyficznie przedstawionej sekwencji walki superbohaterów z superłotrem dostajemy kolejny konflikt, tym razem natury ideologicznej i politycznej, który przez długo tłumioną frustrację jednej ze stron zapowiada niezbyt miły obrót nadchodzących zmian. Scena ta dodatkowo przywodzi na myśl różnice światopoglądowe Kapitana Ameryki i Iron Mana, które są podstawą narracji w „Civil War”, jednak tę praktycznie przyjacielską sprzeczkę Millar rozwija na kartach swojego komiksu w brutalną i krwawą antyczną tragedię. To ścisłe centrum fabuły „Jupiter’s Legacy”, ale też jedynie wierzchołek składającej się na nią góry wątków i tematów.

Niesamowite w tym kontekście jest to, jak na kilkudziesięciu tylko stronach scenarzyście w mało skomplikowany sposób udaje się je wszystkie zarysować, jak udaje się mu wskrzesić tyle inspiracji (na czele z odniesieniami do superbohaterskiej Złotej Ery), a także – co jeszcze bardziej zadziwiające – jak szybkimi przejściami, krótkimi scenami i dialogami udaje się mu scharakteryzować zasady obowiązujące w kolejnych przedstawianych światach (występuje tu kilka przestrzenno-czasowych porządków) oraz zaprezentować najważniejsze postaci i ich motywacje prowadzące do mającego się dopiero rozegrać dramatu. Nie wszyscy potrafią tak umiejętnie selekcjonować treść, wyciskać z niej jedynie esencję. Podobna skrótowość widoczna jest także w warstwie graficznej albumu, tu jednak nie wychodzi to całości tak do końca na dobre – w niektórych sekwencjach można bowiem ponarzekać trochę na brak dynamizmu, tak pożądanego przecież w komiksie, w którym akcja jest jednym z głównych elementów narracji, jednak rysunki Franka Quitely’ego są na tyle szczegółowe, sugestywne oraz wyraziście pokolorowane przez Petera Doherty’ego, że bardzo szybko zapadają w pamięć i niosą opowieść na równi ze scenariuszem. A Millar – trzeba przyznać – ani na chwilę nie rezygnuje z uwagi czytelnika, cały czas wchodząc głębiej w narrację, malując coraz to inne odcienie dobra i zła (ich kontekstów), nieustannie przy tym zmieniając miejsca, dekoracje, konwencje i sposób opowiadania (niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, czy raczej berła mocy Hutcha – jednego z głównych bohaterów komiksu). Czego my tu nie mamy? Konflikt pokoleń, rodzinne dramaty, rywalizacja rodzeństwa i antyczna tragedia z jednej strony, z drugiej zaś celebrytyzm, problem uzależnienia, supermezalianse, inicjacja i młodzieńczy bunt oraz dylemat wyboru między poczuciem odpowiedzialności za ludzkość a niszczycielskim pragnieniem władzy. A nad tym wszystkim jak miecz Damoklesa wiszą motywy nieuchronności losu oraz nieodwołalności niektórych naszych decyzji.

„Jupiter’s Legacy” to bardzo osobny komiks, który łączy ciekawą historię, jeszcze efektowniejszy pomysł, plejadę wykorzystanych z premedytacją gatunków oraz dobrą warsztatowo rozrywkę z czymś, co może umknąć niektórym czytelnikom, skupionym wyłącznie na skonstruowanej ze wspomnianej wyżej dekonstrukcji fabule, bazującej przede wszystkim na motywie zamiany ról – tym razem to ci źli będą ratować świat przed tymi dobrymi. I choć jest to naprawdę intrygująca wizja, to w komiksie autora „Kick-Ass” jest jeszcze cała masa trudnych i ważnych pytań do przerobienia: o człowieczeństwo w ogóle, o kryteria podziału między tych dobrych i tych złych czy lepszych i gorszych, ale też o to, kiedy podniesienie pięści oznaczać będzie siłę, a kiedy słabość… I jeszcze to dojmujące uczucie, że za wszystkimi tragediami – zarówno tymi osobistymi, jak i dotyczącymi całej ludzkości – od zawsze stoi nieumiejętność komunikacji, strach przed wypowiedzeniem kilku prostych słów. Jeżeli tylko Millar w drugim tomie nie rozwiąże fabuły w sposób najbardziej oczywisty z możliwych, jest szansa, że jego „dziedzictwo” znajdzie swoje należne miejsce w kanonie gatunku.

 

„Jupiter’s Legacy. Dziedzictwo Jowisza”

Scenariusz: Mark Millar

Rysunek: Frank Quitely

Mucha Comics

2017

W imieniu redakcji dziękuję wydawnictwu MUCHA COMICS za egzemplarz recenzencki.

Informacja o finansowaniu strony internetowej

Portal współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego

Dolne menu strony

Stopka strony

(c) menazeria.eu - wszelkie prawa zastrzeżone
do góry