Wyszukiwanie

:

Treść strony

Esej recenzencki

Fantasy spełniona

Autor tekstu: Szymon Gumienik
12.12.2017

Znacie to uczucie, kiedy oglądacie jakiś film o potworach, w którym twórca stopniuje napięcie przez pokazywanie do znudzenia jedynie fragmentów i detali mającej przyprawić nas o zawał serca bestii, a w chwili gdy się już pojawia w całej swej okazałości, zamiast stracić oddech z przerażenia, nie możecie przestać się śmiać, bo twórcy srogo przedobrzyli i wrzucili zbyt dużo złych rzeczy do jednego wora, bo prosty pierwotny lęk zamienili na kuriozalną hybrydę złożoną z masy współczesnych klisz… Właśnie. Jedno musicie wiedzieć: „Head Lopper” taki nie jest. „Head Lopper” to perła popkulturowej pulpy, którą czyta się znakomicie!

Bohaterem komiksu Andrew MacLeana jest Norgal, najemnik, egzekutor, dekapitator, syn Minotaura, który przybywa na wyspę Barra, aby zmierzyć się z kilkoma potworami, złym czarownikiem i jednym demonem (z bardzo ciekawym odwłokiem). Za towarzyszkę ma odciętą głowę Agathy Błękitnej Wiedźmy, która co prawda bardziej mu przeszkadza, niż pomaga, ale jest za to piekielnie sarkastyczna, a jej humor i gadatliwość działają jako idealny kontrapunkt dla skupionego, poważnego i małomównego Norgala (te interakcje to chyba najbardziej humorystyczne partie całej opowieści). Poza odcinaniem głów i jedną gadatliwą głową narrację porządkuje i zawiązuje intrygę coraz popularniejszy w świecie motyw zemsty i wynikającej z niej zdrady. To z grubsza tyle. Wyjściowy zamysł jest tu zatem żaden, ale rozwiązań fabularnych i nawiązań do mitologii oraz fantastycznych kinematografii i literatur tyle, że podczas lektury trudno pozbyć się uczucia, że obcujemy z czymś naprawdę świeżym i szaleńczo dobrym, że autor kocha tę bajkę i potrafi się nią bawić, że jego fascynacja gatunkiem wylewa się z każdej strony, że jego energia udziela się również nam, a my nie potrafimy się od tego świata najzwyczajniej oderwać. Bo jak jest misja, trzeba ją przecież skończyć. Z głową lub bez.

Jest w tym komiksie właśnie jakiś urok starych platformówek, z prostą grafiką i jednym celem – biegać z mieczem i dekapitować wszystkie stwory po drodze aż do spektakularnej i ostatecznej walki. A po niej kolejny, trudniejszy już poziom. To było moje pierwsze skojarzenie. Podczas lektury można jednak cieszyć się z masy innych nawiązań (i z tego, że jest się dzieckiem swoich czasów). Czego tu nie ma? Może tylko Wiedźmina, choć – jakby tak pomyśleć – główny bohater ma bujną białą czuprynę i taką samą brodę, jest tylko trochę masywniejszy, jak (nie przymierzając) Conan Barbarzyńca, preferuje też bliższy Cymeryjczykowi styl walki i ubioru. Ale nawiązań do postaci wymyślonej przez Roberta E. Howarda jest dużo więcej – od tych najogólniejszych, jak struktura opowieści typowych dla heroic fantasy, po te bardziej szczegółowe, znane już raczej z filmowych produkcji z Arnoldem Schwarzeneggerem w roli głównej, wykorzystujące np. motyw kamiennych potworów, walki z demonami, świątyń czy czarnoskórej towarzyszki broni, z charakterystyczną włócznią i szalonym zapałem do walki (wolę jednak w tej roli niezapomnianą Grace Jones niż bohaterkę MacLeana). Jest jednak tego o wiele więcej – pewne trawestacje mitologii greckiej i skandynawskiej czy też zapożyczenia z prozy Tolkiena, szczególnie widoczne w Cichej Puszczy, zamieszkałej przez olbrzymów i widmowych wojowników, oraz w wielu innych postaciach i zmieniających się jak w kalejdoskopie krajobrazach, których nazwy i ukształtowanie możemy śledzić na mapkach otwierających każdy rozdział.

Oprawa graficzna „Head Loppera” to czysty cartoon, trochę może zbyt jaskrawy jak na reprezentowany przez komiks gatunek, ale za to idealnie pasujący do wylewającego się z kadrów czarnego humoru. Nie zachwyca on co prawda przy pobieżnym przeglądaniu albumu, jednak już podczas lektury zyskuje swoje drugie, bardziej epickie życie, który w pełni objawia się w scenach dekapitacyjnych, przywodzących na myśl najlepsze batalistyczne kadry Davida B. Z tą tylko różnicą, że kreska MacLeana jest o wiele oszczędniejsza w szczegóły, detale czy złożone kompozycje drugiego planu. Czy jest to wada albumu? Niekoniecznie, wystarczy bowiem wciągająca akcja, ostre, proste kadrowanie, wyraziste, kontrastowe kolory i mocny, szalony sznyt komiksu niezależnego, aby całkowicie oderwać czytelnika od monotonnej i bezbarwnej na co dzień rzeczywistości. To fantasy spełniona! Mnie MacLean kupił bez targowania się, a trzeba wiedzieć, że jestem z tych, którzy na rozstajach dróg z tabliczkami „fantasy” i „piekło” zawsze wybiorą tę drugą opcję.

 

„Head Lopper & Wyspa albo Plaga Bestii”

Scenariusz i rysunek: Andrew MacLean

Non Stop Comics

2017

W imieniu redakcji dziękuję wydawnictwu NON STOP COMICS za egzemplarz recenzencki.

Galeria

  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura

Informacja o finansowaniu strony internetowej

Portal współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego

Dolne menu strony

Stopka strony

(c) menazeria.eu - wszelkie prawa zastrzeżone
do góry