Wyszukiwanie

:

Treść strony

Esej recenzencki

Sam sobie zasłużyłeś na taki los, staruszku

Autor tekstu: Dawid Śmigielski
12.12.2017

Stary, dobry Torpedo powraca. Dosłownie stary, tylko dobroci w nim ani krzty. Przecież ludzie się nie zmieniają, bo i po co? Zresztą kto przy zdrowych zmysłach uwierzyłby w jakąś przemianę Luki Toriellego. Byłoby to tak naciągane, że sam zainteresowany skasowałby Enrique Abulíego przy pierwszej dogodnej okazji. W końcu kiedy ma się w ręku fach i "czterdziestkę piątkę", można wszystko. Torpedo miał wszystko. Jednak w 1972 roku zostało mu niewiele poza nieustępliwymi cechami charakteru, które niegdyś sprawiały, że był cynglem ponad cyngle. Królem chamów. Największym łajdakiem wśród łajdaków. I w ogóle bardzo złym człowiekiem. Teraz, to znaczy wtedy, w 1972 roku, zostało mu już tylko odcinanie kuponów od przebrzmiałej sławy. A możliwe jest to dzięki pewnemu dziennikarzowi piszącemu dla „Wall Street Journal”, któremu zamarzyła się nagroda Pulitzera. James zamierza odkryć mordercę sławnego Piero Caputo – mafiosa z lat 30. – przy pomocy swojej dziewczyny, a zarazem renomowanej fotografki, Wendy. Para nie ma pojęcia, w co się pakuje, wikłając w przeszłość i w zabójczy związek z Luką i jego gorylem Rascalem.

Trzeba przyznać, że Abulí nie stracił nic, a nic ze swojego pisarskiego pazura. To komiks drapieżny, lubieżny, pełen wulgarnych gier słownych. O złym świecie i jeszcze gorszych ludziach go zamieszkujących. Zarazem groteskowy, bo przecież nie da się inaczej odczytywać postaci Torpedo skonstruowanego z najgorszych możliwych cech charakteru. Kiedyś wizytówka gangstera, z którym się nie pogrywało, teraz cień dawnego, młodego boga, który myślał, że uchwycił świat w swoje dłonie i już go nie wypuści. Tym bardziej mierzi widok nieco zniedołężniałego starca w podkoszulku niepierwszej świeżości, zabijającego gołębie w parku po to, by móc coś zjeść w obskurnej czynszówce na Bronksie. Trochę jakbyśmy obserwowali własnego dziadka.

Ten stan idealnie oddaje Eduardo Risso w swoich ilustracjach. Zresztą nie wyobrażam sobie nikogo innego, kto mógłby przejąć rysowanie przygód Torpedo po fenomenalnym Jordim Bernecie. Argentyński rysownik doskonale odnajduje się w klimatach gangsterskich. Ma dar do rysowania przemocy w formie dalekiej od atrakcyjnej, nieco umownej, ale dosadnej, skupiającej się na detalach, zbliżeniach twarzy i bólu. Jego kobiety są namiętne, piękne, pociągające. Wykorzystują swoją seksualność, a zarazem są przedmiotowo traktowane przez mężczyzn. Gwałcone i bite. Taka jest właśnie Wendy i takie były kobiety rysowane przez Berneta. Risso zawarł tu wszystkie elementy dawnego świata i szkoda tylko, że nie zrobił tego w czerni i bieli, w których radzi sobie równie dobrze jak w kolorze.

„Torpedo 1972” czytany bez znajomości „Torpedo 1936” może być dla niektórych nieco wyrwany z kontekstu. Oczywiście da się go czytać bez znajomości poprzedniej sagi. To zamknięta historia z początkiem, rozwinięciem i końcem, ale problemem może być sam Torpedo. Po co komuś takiemu poświęcać cały album? Bohaterowi, którego nie da się lubić, a jego egzystencjalny los nie jest wart nawet splunięcia. Dlatego warto sięgnąć po przygody rozgrywające się w latach 30., poznać historię jego życia, zmierzyć się z okrutnymi czynami, zakosztować sukcesów i porażek. Zobaczyć, jakim był człowiekiem, a wtedy układanka ułoży nam się w całość. Poznamy się na kunszcie Abulíego, który z ogromnym wyczuciem, bez popadania w sentymentalizm opowiedział być może ostatni rozdział z życia Luki Toriellego. Warto było odciąć ten kupon.

 

„Torpedo 1972”

Scenariusz: Enrique Sánchez Abulí

Rysunek: Eduardo Risso

Non Stop Comics

2017

W imieniu redakcji dziękuję wydawnictwu NON STOP COMICS za egzemplarz recenzencki.

Galeria

  • miniatura
  • miniatura
  • miniatura

Informacja o finansowaniu strony internetowej

Portal współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego

Dolne menu strony

Stopka strony

(c) menazeria.eu - wszelkie prawa zastrzeżone
do góry