Jaki jest najgorszy zawód świata? Stawiałbym na prawnika i śmieciarza, bo obaj muszą się grzebać w ludzkich brudach. Z tą tylko różnicą, że ten pierwszy pracuje w białych rękawiczkach i dobrze mu płacą, a temu drugiemu o wiele lepiej patrzy się w lustro (oczywiście po porządnym prysznicu). Są jeszcze dwa ważne plusy tego ostatniego zawodu – po pierwsze, praca śmieciarza jak żadna inna nadaje się na temat komiksu niezależnego, a po drugie, kto z nas nie chciałby sobie poserfować na takiej śmieciowej platformie po ulicach? Ja na pewno.
Taką możliwość miał Derf (właśc. John) Backderf, który przez rok (w latach 1979-1980) zgarniał z ulic swojego miasta wszelkie nieczystości, a co lepsze kąski i sytuacje z pracy zapisywał w formie pamiętnika. Dopiero w 2002 roku postanowił wydać go jako 50-stronicowy zeszyt, a następnie, osiem lat później, całość przekształcił w komiks internetowy. Cały czas jednak nie był pewny ostatecznej formuły „Śmieci”, dlatego w końcu zrezygnował z autobiograficznych wątków i postawił na w pełni fikcyjną oraz uwspółcześnioną historię, która była tylko w niewielkim stopniu oparta na jego dawnych doświadczeniach. Zapewne pozwoliło to na zachowanie większego ładunku humorystycznego w opowieści o dość szarej i przygnębiającej rzeczywistości. Pierwsze plansze powstawały zatem w latach 80. ubiegłego wieku, ale podobnie jak od dziesięcioleci praktycznie nic a nic nie zmieniło się w światowym systemie śmieciowym ani nie było też większej rewolucji w konstruowaniu śmieciarek, tak też opowieść Derfa nie zestarzała się wcale. Jej aktualność jest tu wręcz naturalna i nie byłoby sensu nawet poruszać tego tematu, gdyby nie specyficzna kreska, przywodząca na myśl sztandarowe dzieła amerykańskiego komiksu undergroundowego lat 60.-80., na czele oczywiście z mistrzem gatunku – Robertem Crumbem. Nie jestem fanem tego stylu w ogóle, ale tu trafia on idealnie w prezentowaną treść, dokładnie odwzorowuje rzeczywistość widzianą z perspektywy podniesionej pokrywy kubła na śmieci. Z jednej strony bardzo wyraźna kreska, dbająca o szczegóły, mocno rysująca postacie i otoczenie, z drugiej zaś trochę niedbała i karykaturalna, ukazująca brzydką i koślawą stronę amerykańskiego życia (a także każdego innego, pod każdą jedną szerokością geograficzną). Tak że nie jest to wyłącznie opowieść aktualna, ale przede wszystkim uniwersalna, która – mimo że dotyczy tak abstrakcyjnego dla większości z nas zawodu – jest bardzo blisko człowieka i jego codzienności.
Dobrym zabiegiem autora było podzielenie albumu na cztery części odpowiadające czterem porom roku, dzięki czemu mieliśmy świetną okazję do poznania wszystkich plusów – czy raczej samych minusów – pracy śmieciarza we wszystkich warunkach atmosferycznych i okolicznościach przyrody. Z jednej strony lipcowy upał, w którym śmieci gotują się niczym zupa z tysiącem larw, czy sezon trucheł zwierząt na poboczach, z drugiej zaś przemoczone wiosennym deszczem tony worków z psimi kupami czy śnieżyce i przymarznięte do chodników śmieci zimą. Gdyby to było wszystko, nie byłoby aż tak źle, ot, każdy jeden zawód ma swoje za uszami. Najgorsi jak zwykle okazują się ludzie – od dziwnych i lekko irytujących klientów, przez klasycznych idiotów i nieżyczliwych kolegów z pracy, aż po niezbyt przyjemnego szefa i ogólnie małomiasteczkową mentalność. Śmieciarze nie pozostają jednak dłużni wszelkim złośliwcom, którzy na własnej skórze przekonują się, że z pracownikiem służb komunalnych lepiej nie zadzierać. Taki subiektywny przegląd ludzkich przywar i brudów, lekko skrzywione społeczne zwierciadło, w którym możemy się przejrzeć lub nie.
Backderf za „Śmieci” otrzymał Nagrodę Eisnera. I całkiem zasłużenie, bo to bardzo życiowa, prawdziwa i szczera, to znaczy niczego nieudająca opowieść. Dobrze też, gdyby odpowiednio została odczytana przez wszystkich. Zdaję sobie jednak sprawę, że taki komiks dla jednych będzie tylko czystą rozrywką, dla drugich czymś więcej – jakimś impulsem, refleksją nad losem coraz to większej liczby rzeczy, których codziennie pozbywamy się bez mrugnięcia okiem. Jaki procent będzie tych ostatnich, nie wiem. Jedno jest pewne, po lekturze „Śmieci” zawsze przy wrzucaniu czarnego worka do kontenera przed oczami będę miał obraz z jednej strony wielkiego, groźnego, pochłaniającego miasta wysypiska, a z drugiej jakiegoś chłopaka, który trzymając wysłużoną rękawicą jeden z uchwytów śmieciarki, odjeżdża w stronę zachodzącego słońca, myśląc, że zawsze mógł trafić jeszcze gorzej. Na przykład jako recenzent komiksowy.
„Śmieci”
Scenariusz i rysunek: Derf Backderf
Prószyński i S-ka
2017
W imieniu redakcji dziękuję wydawnictwu PRÓSZYŃSKI i S-KA za egzemplarz recenzencki.