To pytanie, które wędruje po głowie czytelnika zarówno w trakcie, jak i po lekturze najnowszego komiksu spod pióra jakże utalentowanego scenarzysty Scotta Snydera. Sam autor zadaje je również kilkakrotnie na łamach krótkich tekstów stanowiących dodatek do albumu i publikowanych w podsumowaniu poszczególnych zeszytów wchodzących w skład całej opowieści, przedstawionej w graficznie wysmakowanym albumie, jaki zaserwowało nam, czytelnikom komiksów, wydawnictwo Mucha Comics podczas minionych wakacji. „Wiedźmy” to kolejny zamknięty (?) album ze scenariuszem Snydera, po „Severed: Pożeraczu marzeń” (również Image Comics) oraz „Przebudzeniu” (Vertigo). Tym razem autor postanowił na łamach komiksowego medium przedstawić swoje bardzo osobiste doświadczenia i przeżycia (może nie bezpośrednio, ale przez zastosowanie różnych alegorii i symboliki), a także dać upust swemu uwielbieniu dla horrorów i powieści grozy, które w jego artystycznej i życiowej ścieżce odegrały znaczącą rolę oraz ukształtowały jego styl i sposób opowiadania historii.
Fabuła komiksu koncentruje się na losach rodziny Rooksów, głównie na relacjach młodej Sailor i jej ojca Charlesa, autora powieści graficznych dla młodszych czytelników. Szkolna tragedia, której świadkiem i rzekomą sprawczynią stała się młoda Sailor, skłania rodzinę Rooksów do zmiany miejsca zamieszkania i osiedlenia się gdzieś na prowincji, w sąsiedztwie tajemniczego i mrocznego lasu skrywającego wiele tajemnic. Seria dziwnych i niepokojących zdarzeń prowadzi ostatecznie do zaginięcia młodej dziewczyny. Ojciec Sailor, widząc nieporadność i apatię lokalnej policji, postanawia rozpocząć poszukiwania na własną rękę. Czy uda mu się odnaleźć córkę i pokonać własne słabości? Czy wyjdzie obronną ręką ze starcia z mitycznymi, nadnaturalnymi istotami, tytułowymi wiedźmami, których wygląd dalece odbiega od powszechnego wizerunku staruszki w spiczastym kapeluszu na miotle? Odpowiedzi na te i inne pytania skrywa zarówno leśna gęstwina, jak i komiks Snydera, który sam w dzieciństwie, w towarzystwie wiernego kompana Ryana, przemierzał leśne połacie w poszukiwaniu wrażeń.
Co prawda żadnych nadludzkich stworzeń przypominających komiksowe wiedźmy nie spotkał na swej drodze, ale odnalazł choćby furgonetkę do transportu mięsa z lat 40... Wyprawy z dzieciństwa i osobiste doświadczenia rodzicielskie posłużyły jako fabularny fundament dla całej opowieści. Stąd też sam autor traktuje omawiany album bardzo osobiście, co dość mocno zaznacza w pisanych prozą materiałach dodatkowych zawartych pod koniec albumu. Osobiście muszę stwierdzić, iż ta część komiksu stanowi niezwykle ciekawy i ważny element składowy całości. Nie chcę tu nic umniejszać warstwie fabularnej komiksu, która prezentuje się solidnie, jednak paradoksalnie, ku memu zaskoczeniu, proza Snydera okazała się momentami ciekawsza aniżeli sama powieść graficzna. Główne zastrzeżenie, jakie mam do scenariusza, podobnie jak w przypadku „Przebudzenia”, to samo zakończenie historii. Zbyt toporne, poprowadzone nieco niedbale i w pośpiechu. Autor oferuje nam dodatkowo epilog stanowiący niejako „scenę po napisach”, jednak nie zmienia to faktu, że konkluzję albumu można było przedstawić w ciekawszy, mniej przewidywalny sposób. Czy autor zrehabilituje się nieco na łamach planowanej kontynuacji? Czas pokaże.
Warstwa graficzna albumu to prawdziwy mistrzowski pokaz siły tercetu Jock („Batman: Mroczne Odbicie”), Matt Hollingsworth (prawdziwy weteran w dziedzinie nakładania kolorów) i współpracujący z Mattem, Clem Robins. Ten ostatni jest odpowiedzialny za niezwykle unikatowy efekt wizualny, dość rzadko spotykany w komiksie. Chodzi o nakładanie na poszczególne kadry barwnych rozbryzgów malowanych akwarelami, co w połączeniu ze szkicem i z tuszem Jocka oraz z kolorystyką Matta nadaje całości niesamowity wygląd. Komiks przegląda się z wielką przyjemnością, a każdy kadr jest osobnym dziełem sztuki. Wspaniała oprawa graficzna komiksu to niewątpliwie jego największy atut. Miejmy nadzieję, że ten sam zespół autorów będzie pracował przy kolejnym rozdziale tej opowieści. Polskie wydanie „Wiedźm” charakteryzuje nieco większy format w stosunku do innych serii i albumów zza oceanu, jakie publikuje na naszym rynku Mucha Comics. Niewątpliwe wpływa to na lepszy odbiór wizualny komiksu i umożliwia ukazanie pełnego rzemiosła i ogromu pracy, jaki w komiks ten włożył wspomniany wyżej zespół artystów.
Gorąco zachęcam do sięgnięcia po nowy komiks Scotta Snydera. Fani horrorów powinni być zadowoleni (sam Stephen King rekomenduje i poleca „Wiedźmy”). Wielbiciele nieco bardziej eksperymentalnych i ekstremalnych styli graficznych również będą usatysfakcjonowani. A jeśli ktoś będzie czuł niedosyt po lekturze albumu, zawsze może się wybrać na wycieczkę do lasu w poszukiwaniu grzybów, ewentualnie tajemniczych istot żądnych krwi i ofiar. Sezon aktualnie w pełni.
„Wiedźmy”
Scenariusz: Scott Snyder
Rysunek: Jock
Mucha Comics
2017
W imieniu redakcji dziękuję wydawnictwu MUCHA COMICS za egzemplarz recenzencki.