Guy Delisle jest niekwestionowanym mistrzem ilustrowanych dzienników podróżnych. Nikt bowiem tak jak on nie potrafi ukazać z dowcipem, finezją, a także życzliwością absurdów typowych dla innej niż własna kultury. Nie inaczej jest we wznowionych ostatnio przez Kulturę Gniewu „Kronikach birmańskich”, czy – jak by powiedzieli główni zainteresowani – „Kronikach mjanmańskich”. Brzmi dziwnie i trochę strasznie? Pewnie, bo i taki jest ten świat – podobnie jak w „Pjongjang” (innym travelogu Delisle’a) pełen niedorzeczności, bezkarności władzy, braku szacunku do zwykłego obywatela, wszechobecnej medialnej propagandy czy bardzo czujnej cenzury. Jednym słowem – wzorcowo totalitarny. I w zasadzie nie tak daleki od naszych narodowych doświadczeń, trudnej przeszłości oraz – jak mówią niektórzy – niedalekiej i niepokojącej przyszłości.
Zanim jednak doczekamy się albumu „Polska” sygnowanego jego nazwiskiem, możemy z bezpiecznej perspektywy czytelnika poznać kolejny egzotyczny i raczej dla nas niedostępny świat. Kanadyjski ilustrator i rysownik trafił do Birmy jako towarzysz swojej żony Nadege, pracującej dla Lekarzy bez Granic (czyli zupełnie inaczej niż w Korei Północnej i Chinach, gdzie pracował na kontrakcie jako animator). Dużo wolnego czasu i opieka nad synem (wspólne spacery) nie tylko pozwoliły autorowi na dogłębne poznanie zwyczajów autochtonów, lecz także integrację ze środowiskiem pracowników misji humanitarnych czy zagranicznych dyplomatów i ich żon, którzy w kraju o ostrym wojskowym reżimie budują kluby, korty tenisowe, baseny czy place zabaw dla swoich dzieci. I jak się okazuje, te dwie perspektywy są równie ważne dla pełnego odbioru komiksu. Przepaść bowiem między ludźmi Zachodu, przyzwyczajonymi do pewnych życiowych standardów i nierzadko stawiającymi interes własny nad interesem potrzebujących, a społeczeństwem żyjącym pod butem dyktatury, niemającym nawet podstawowych praw obywatelskich jest tu niestety nazbyt wyraźna. Jednak ta gruba kreska jasno ukazująca różnice kulturowe, społeczne i polityczne zupełnie odmiennych od siebie światów jest dzięki Delisle’owi dość miękko zarysowana. Mimo podjętego tematu i wielu wstrząsających obrazów autor zachował charakterystyczne dla swojej twórczości cechy: lekkość prowadzonej narracji, dystans do poznawanej rzeczywistości (a nade wszystko do siebie), życzliwy humor i subiektywizm opowiadania o Innym oraz pewnego rodzaju dziecięcą naiwność, która praktycznie w każdym jednym przypadku udziela się również odbiorcy.
Takich zabawnych, dziwnych, smutnych i ogólnie bardzo emocjonalnych sytuacji jest w „Kronikach birmańskich” zatrzęsienie. Autor przy użyciu krótkich historyjek okolicznościowych przemyca bardzo dużo treści i nie pozwala nam na chwilę oddechu. W ich skondensowanej formie, w codziennych sytuacjach, w których występuje na pierwszym planie bądź tylko epizodycznie, zawiera praktycznie każdą dziedzinę życia w Birmie – od tych całkowicie nieistotnych i prozaicznych (dotyczących chociażby wyboru domu, podróży, zakupów, filmowego piractwa czy absurdalnej cenzury zachodniej prasy polegającej po prostu na wycinaniu niezgodnych z polityką rządu treści), przez te lekko dyskomfortowe (trudny do zniesienia klimat), aż do tych skłaniających do głębszych refleksji nad istotą człowieczeństwa w ogóle czy też sensem podejmowania tego typu doraźnej pomocy w szczególe (jak np. szerząca się prostytucja i narkomania wśród pracowników, którzy zamiast wypłaty otrzymują narkotyki). Tematyce „Kronik birmańskich” na pierwszy rzut oka nie odpowiada specyficzna kreska Kanadyjczyka – cartoonowa i bardzo umowna (choć miejscami niepozbawiona szczegółów). Mam jednak wrażenie, że właśnie taka prosta forma potrafi najlepiej oddać kontrasty definiujące podobne miejsca, nie epatując przy tym niepotrzebną dosłownością.
Wszystkie te historie-anegdoty składają się na spójną całość, która jest niczym wielka pocztówka z innego świata, chłonąca i przekazująca dalej subiektywne obrazy, doznania i wrażenia jej autora – może nie do końca ogarniającego zastaną rzeczywistość, ale w pełni otwartego, uważnego i ciekawego drugiego człowieka obserwatora. I chyba właśnie dlatego to wszystko tak dobrze działa.
„Kroniki birmańskie”
Scenariusz i rysunek: Guy Delisle
Kultura Gniewu
2017
W imieniu redakcji dziękuję wydawnictwu KULTURA GNIEWU za egzemplarz recenzencki.